Korytarz, który przemierzaliśmy, był zimny i ciemny. Jedynym źródłem światła była lekko tląca się pochodnia, którą Alessander trzymał w ręce i oświetlał nam drogę. Prawie krzyknęłam, gdy coś przebiegło mi po nodze, w ostatniej chwili udało mi się zagryźć język.
Słyszałam kapanie wody, pisk jakiegoś zwierzęcia, który zaraz ustał i nasze kroki, które odbijały się echem od kamiennych ścian, ale wszelkie krzyki i nawoływania ucichły, tak jakbyśmy za przekroczeniem przejścia znaleźliśmy się w innym świecie.
Kiedy dotknęłam ściany, ta była mokra, pod nami również chlupała woda. Szliśmy w ciszy, nikt nie zamierzał jej zakłócać.
Nie widać było końca, przed nami rozciągała się jedynie ciemna pustka. Nie mieliśmy nawet pewności, że coś będzie czekało po drugiej stronie.
Ale w tamtym momencie nie zamierzałam tracić nadziei. Nie, kiedy być może byliśmy tak blisko końca.
A marzyłam o końcu. Marzyłam, byśmy już nie musieli uciekać czy się ukrywać, o spokoju, ciszy i normalnych godzinach snu.
Parę razy skręciliśmy, droga dłużyła się niemiłosiernie, szczególnie że nie wiedzieliśmy, ile jeszcze nas czekało.
Aż w pewnym momencie stanęliśmy przed rozwidleniem. Korytarz rozpołowił się na dwie części, nieróżniące się niczym.
- Świetnie - szepnęłam zirytowana. Było już tak dobrze.
- Czekajcie, słyszycie to? - spytał Aspen i wszyscy wstrzymaliśmy oddech, by tylko lepiej się przysłuchać.
Z prawego korytarza dochodził odgłos jęku. Błagalnego.
Bez słowa właśnie tam skręciliśmy, przyspieszając kroku.
Uderzył w nas odór moczu i potu. Skrzywiłam się, powstrzymując odruch wymiotny.
Niedługo potem wkroczyliśmy do niewielkiego pokoju.
Stanęłam w miejscu, nie mogąc ruszyć się o milimetr.
Serce mocno ścisnęło mi się w zaskoczeniu i ekscytacji. I obrzydzeniu.
Ściany, podłoga, a nawet sufit pokryte były kartkami. Planami.
Udało mi się dostrzec parę rysunków Puszcznika, Misukirina i także paru innych zwierząt, praktycznie wymarłych, potrzebnych do stworzenia trucizny. Akta, opisy i dane, moje i Aspena. Lokalizacja domu Alessandra. Szaleńczo nabazgrane notatki, których nie dało się nawet odczytać.
Ale nie to robiło największe wrażenie.
Robiła je postać w rogu pokoju, przywiązana do krzesła.
Królowa Saar.
Alessander pierwszy wyrwał się z szoku. Podbiegł do kobiety i zdjął jej z ust knebel.
- Mamo? - wyszeptał, pocierając jej zapłakany policzek. - Co się stało?
Nożem odciął jej więzy na rękach i nogach.
Aspen patrzył na to wszystko z przerażeniem. Z niedowierzaniem.
Kobieta ledwo trzymała się na nogach, oddech miała urywany, ale wzrok utrzymywała na Alessandrze.
- Słońce... - wypowiedziała i wzięła go w ramiona.
Wiedziałam, że to nie był moment, ale poczułam ukłucie zazdrości.
- Tak dobrze cię widzieć.
Przeniosła wzrok na nas, dalej pozostając w jego ramionach.
- Wy pewnie musicie być Aspen i Mavra.
![](https://img.wattpad.com/cover/299870913-288-k376203.jpg)
CZYTASZ
Odcienie czerni
AdventureObrońca i była Łowczyni Księżyca. Wrogowie, połączeni do jednego zadania. Mavra-była Łowczyni Księżyca dostaje propozycje od samego króla. Ma ukraść dobrze strzeżone zwierze, które może uratować śmiertelnie chorą królową. Zgadza się je wykonać, ale...