Rozdział 41. Mavra

91 5 0
                                    

Korytarz, który przemierzaliśmy, był zimny i ciemny. Jedynym źródłem światła była lekko tląca się pochodnia, którą Alessander trzymał w ręce i oświetlał nam drogę. Prawie krzyknęłam, gdy coś przebiegło mi po nodze, w ostatniej chwili udało mi się zagryźć język.

Słyszałam kapanie wody, pisk jakiegoś zwierzęcia, który zaraz ustał i nasze kroki, które odbijały się echem od kamiennych ścian, ale wszelkie krzyki i nawoływania ucichły, tak jakbyśmy za przekroczeniem przejścia znaleźliśmy się w innym świecie.

Kiedy dotknęłam ściany, ta była mokra, pod nami również chlupała woda. Szliśmy w ciszy, nikt nie zamierzał jej zakłócać.

Nie widać było końca, przed nami rozciągała się jedynie ciemna pustka. Nie mieliśmy nawet pewności, że coś będzie czekało po drugiej stronie.

Ale w tamtym momencie nie zamierzałam tracić nadziei. Nie, kiedy być może byliśmy tak blisko końca.

A marzyłam o końcu. Marzyłam, byśmy już nie musieli uciekać czy się ukrywać, o spokoju, ciszy i normalnych godzinach snu.

Parę razy skręciliśmy, droga dłużyła się niemiłosiernie, szczególnie że nie wiedzieliśmy, ile jeszcze nas czekało.

Aż w pewnym momencie stanęliśmy przed rozwidleniem. Korytarz rozpołowił się na dwie części, nieróżniące się niczym.

- Świetnie - szepnęłam zirytowana. Było już tak dobrze.

- Czekajcie, słyszycie to? - spytał Aspen i wszyscy wstrzymaliśmy oddech, by tylko lepiej się przysłuchać.

Z prawego korytarza dochodził odgłos jęku. Błagalnego.

Bez słowa właśnie tam skręciliśmy, przyspieszając kroku.

Uderzył w nas odór moczu i potu. Skrzywiłam się, powstrzymując odruch wymiotny.

Niedługo potem wkroczyliśmy do niewielkiego pokoju.

Stanęłam w miejscu, nie mogąc ruszyć się o milimetr.

Serce mocno ścisnęło mi się w zaskoczeniu i ekscytacji. I obrzydzeniu.

Ściany, podłoga, a nawet sufit pokryte były kartkami. Planami.

Udało mi się dostrzec parę rysunków Puszcznika, Misukirina i także paru innych zwierząt, praktycznie wymarłych, potrzebnych do stworzenia trucizny. Akta, opisy i dane, moje i Aspena. Lokalizacja domu Alessandra. Szaleńczo nabazgrane notatki, których nie dało się nawet odczytać.

Ale nie to robiło największe wrażenie.

Robiła je postać w rogu pokoju, przywiązana do krzesła.

Królowa Saar.

Alessander pierwszy wyrwał się z szoku. Podbiegł do kobiety i zdjął jej z ust knebel.

- Mamo? - wyszeptał, pocierając jej zapłakany policzek. - Co się stało?

Nożem odciął jej więzy na rękach i nogach.

Aspen patrzył na to wszystko z przerażeniem. Z niedowierzaniem.

Kobieta ledwo trzymała się na nogach, oddech miała urywany, ale wzrok utrzymywała na Alessandrze.

- Słońce... - wypowiedziała i wzięła go w ramiona.

Wiedziałam, że to nie był moment, ale poczułam ukłucie zazdrości.

- Tak dobrze cię widzieć.

Przeniosła wzrok na nas, dalej pozostając w jego ramionach.

- Wy pewnie musicie być Aspen i Mavra.

Odcienie czerniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz