Obudziłam się z potwornym bólem głowy, był tak wielki, że aż robiło mi się niedobrze. Otworzyłam powoli oczy i powstrzymałam odruch wymiotny. Jęknęłam niezadowolona. Ale zamiast twardej ziemi wyczułam pod sobą coś miękkiego.
W pierwszej chwili nie miałam pojęcia, gdzie się znajduję, co tam robię i jak się tam znalazłam, ale jedyną myślą huczącą mi w głowie była "Gdzie jest Lucas?". Brzmiała głośno i odbijała się echem po moim umyśle, który starał się ogarnąć w już i tak niepewnej sytuacji. Przed oczami widziałam najgorsze scenariusze.
Nieważne, czy budziłam się w barze, swoim łóżku czy w rowie, on zawsze przy mnie był i dziobał mnie w głowę, dopóki się nie obudziłam. Teraz jednak go tu nie było i to przeraziło mnie najbardziej. Strach, że mogło mu się coś stać, zagłuszał wszystkie inne bóle. Mogli mnie skuć, uwięzić, torturować, a nawet ściąć, ale gdybym dowiedziała się, że coś mu grozi, powybijałabym ich wszystkich, nawet się nie zastanawiając.
Zerwałam z siebie puchową kołdrę i podniosłam z łóżka. Musiałam przytrzymać się szafki, żeby nie wylądować na podłodze, bo zakręciło mi się w głowie, ale już po chwili znalazłam się przy drzwiach. Do umysłu zaczęły napływać mi wspomnienia i coraz bardziej zaczęło do mnie docierać, że jestem w dupie. Przypomniałam sobie wydarzenia z ostatniego dnia, próbując powstrzymać panikę. Było źle, naprawdę bardzo źle.
To, że drzwi były zamknięte, nie zdziwiło mnie za bardzo. W sumie bardziej byłoby nienormalne, gdyby były otwarte. Zapewne oznaczałoby to jakąś pułapkę.
Rozglądnęłam się po pokoju. Był nieduży, łóżko stało pod jedną ścianą, koło drugiej była niewielka biała szafa, ozdobiona wyżłobieniami, za oknem można było dostrzec ogród, teraz nieco obumarły, z racji tego, że była zima, ale mogłam sobie wyobrazić, jak pięknie musiał wyglądać na wiosnę. W pomieszczeniu pachniało słodkim zapachem kwiatów, które stały w białym wazonie na biurku. Pewnie pochodziły ze szklarni, bo było zbyt zimno, żeby rosły gdzieś na zewnątrz.
Odgłos kroków skutecznie wyrwał mnie z przemyśleń i już po chwili znalazłam się przy drzwiach. Chwyciłam lampkę stojącą na szafce zaraz koło łóżka i czekałam.
Dlaczego mnie nie związali? Ufali mi? Czy chcieli wyrazić swoją gościnę? Nie mogli być aż tak głupi, wiedzieli, że będę próbowała się stąd wydostać.
Nie miałam czasu dalej się zastanawiać, bo drzwi otworzyły się na oścież i stanął w nich chłopak z rudymi włosami i w granatowym mundurze straży królewskiej. Nie zdążył nawet się rozglądnąć, bo w jednej chwili uderzyłam go w tył głowy prowizoryczną bronią, a kiedy schylił się z bólu, podcięłam mu nogi i przyszpiliłam do ziemi. Wzięłam do ręki szkło po pozostałości lampy i przycisnęłam mu do szyi.
- Gdzie jest Lucas? - wysyczałam mu do ucha, przytrzymując jego dłonie, by nie mógł się wyrwać. Warknął z wściekłością.
Zdawałam sobie sprawę, że brakuje mi mojego sztyletu, ale tym mogłam pomartwić się później. Bez niego czułam się bardziej bezbronna i pomimo odłamka szkła w ręce, gdyby wparowało tu więcej ludzi, nie dałabym rady się obronić i mogłam mieć tylko nadzieję, że nie wywołałam zbyt dużego hałasu.
- Kto? - spytał, próbując się szarpać. Na darmo.
Nawet jeśli nie zostałabym odpowiednio wyćwiczona, wściekłość, jaką czułam na myśl, że ptakowi mogła stać się krzywda, w zupełności wystarczyła. Serce biło mi w piersi oszalałe, próbowałam się nieco uspokoić, lecz na darmo.
- Gdzie jest mój kruk? - zapytałam, starając się nie podnosić zbytnio głosu, by nie ściągnąć więcej strażników. Tylko tego by mi brakowało.
Rozglądnęłam się, szukając czegoś, co mogłoby mi pomóc. Być może w szafkach znalazłabym jakąś broń, nawet tępy nóż do otwierania listów by się nadał, ale nie miałam, jak się do niej dostać, więc musiałam sobie radzić tym, co posiadałam.
- Gdzie on jest? - warknęłam znowu.
- Pani kruk jest bezpieczny, znajduje się w otoczeniu królewskich ptaków i nic mu nie grozi.
Jeszcze mocniej przycisnęłam mu ręce do pleców. Czułam mocno bijący puls w jego szyi i widziałam kropelki potu sperlone na jego czole.
- Chcę go zobaczyć - rozkazałam. Chcieli czegoś ode mnie, przywieźli mnie tu i nawet nie związali. Prawdę mówiąc, gdyby chcieli mnie zabić, już dawno wąchałabym kwiatki od spodu, a wspominając moje wykroczenia, naprawdę powinnam. Ale jednak stałam tam, czując się całkiem żywo, więc coś musiało być na rzeczy.
- Najpierw porozmawia pani z królem...
- Dopóki nie upewnię się, że Lucasowi nic nie grozi, nie będę z nikim rozmawiać - przerwałam mu ostro.
Facet milczał przez chwilę.
- Jednym ruchem mogę pozbawić cię życia, wystarczy wbić ten odłamek w odpowiednie miejsce, dostatecznie głęboko, aby przebić ci tętnicę. Naprawdę tego chcesz?
- Dobrze, tylko proszę pozwolić mi wstać, a zaprowadzę panią.
Zignorowałam to, że zwraca się do mnie na pani. Jeśli chcieli wydać się mili, powinni pomyśleć o tym troszkę wcześniej.
Wstałam razem z nim, nie oddalając kawałka szkła od jego szyi ani o milimetr. Rozglądnęłam się i przeszliśmy pustymi korytarzami, skręcając czasem w różne strony.
Korytarze były kręte, podłogę pokrywała wykładzina. Okna wychodziły na różne strony ogrodu. W pewnym momencie zakręciło mi się w głowie, ale szybko się otrząsnęłam.
W końcu zatrzymaliśmy się pod jednymi z miliona takimi samymi drzwiami, jakie mijaliśmy.
- To tu - powiedział.
- Ty pierwszy.
Bo dlaczego nie miałaby to być pułapka? Chwycił klamkę i przekręcił ją, uchylając je lekko. Odór, jaki dostał się do moich nozdrzy, nie mógł być mylony z niczym innym. Znów zrobiło mi się nie dobrze i musiałam powstrzymać się od zatkania nosa.
Lucas od razu wyleciał z pomieszczenia, drapiąc rudego faceta po twarzy. Ten zaczął się szarpać i próbował odsunąć ptaka, krzycząc piskliwie.
Rozkoszowałam się chwilę tym widokiem, ale zaraz po tym się ogarnęłam. Musieliśmy działać.
- Lucas - powiedziałam i kruk od razu popatrzył się w moją stronę.
Na usta wypłynął mi niekontrolowany uśmiech. Ptak podleciał, wydał z siebie ciche kraknięcie i usiadłszy mi na ramieniu, potarł główką o mój policzek. Ulga rozpłynęła się po moim ciele. Nic mu nie było, był bezpieczny. Musnęłam palcami jego pióra i spojrzałam z powrotem na strażnika. Ocierał twarz z ran, jakie zostawił mu Lucas. Z jednej zostanie mu widoczna blizna. No cóż, nie trzeba było zaczynać.
Miałam krótką chwilę na zastanowienie się co dalej. Mogłabym uciec, o ile udałoby mi się znaleźć wyjście, ale na pewno coś bym wymyśliła. Wystarczyło tylko zdobyć jakąś broń i błądzić korytarzami. Ale z drugiej strony, czegoś ode mnie chcieli i widocznie zależało im, żebym tu przybyła, nawet sami zaproponowali transport. Nie byłam pewna, co to było, ale skoro utrzymywali mnie przy życiu i nie zabili Lucasa, zapewne było to coś ważnego. Król, z opowieści, które słyszałam, nie był zbyt łaskawy, więc tym bardziej podejrzane było to, że jeszcze żyłam. Nie ufałam im, ale ciekawość zaczynała zwyciężać.
- Zostajemy tu? - spytałam Lucasa, patrząc na niego kątem oka. - Mają bardzo wygodne łóżka.
- Nie jest twoją decyzją, czy opuścisz ten pałac - rzekł strażnik, wycierając zakrwawione palce w mundur.
- Nie rozmawiam z tobą. - Machnęłam ręką, jakbym odganiała natrętną muchę. - Zobaczymy, czego chcą, co ty na co?
Mina Lucasa mnie nie przekonywała, ale przecież był krukiem i nie miał jakiejś wielkiej mimiki twarzy, więc równie dobrze mógł udzielać poparcia. Zakrakał dwa razy.
- Oj tam, najwyżej będziemy tego żałować.
Coś czułam, że naprawdę będziemy.
CZYTASZ
Odcienie czerni
AdventureObrońca i była Łowczyni Księżyca. Wrogowie, połączeni do jednego zadania. Mavra-była Łowczyni Księżyca dostaje propozycje od samego króla. Ma ukraść dobrze strzeżone zwierze, które może uratować śmiertelnie chorą królową. Zgadza się je wykonać, ale...