Rozdział 7. Mavra

159 8 0
                                    

Rudy strażnik przeprowadził mnie labiryntem korytarzy do drzwi, które nieco wyróżniały się od innych. Były bardziej zdobione i większe niż pozostałe, które były po prostu zwykłe.

Otworzył je mosiężną klamką, wyryta w niej została głowa jakiegoś potwora, ale nie zdążyłam się przyjrzeć, by dokładniej stwierdzić, co to dokładnie było.

Pomieszczenie było ciemne, nie było tam żadnego okna. Na środku stał stół, na nim porozrzucane były różne kartki i mapy, tak samo na ścianach i drewnianej podłodze. Na jednym z krzeseł siedział król Orion.

- Mavra Hall - bardziej oznajmił, niż spytał, w jego głosie wyraźnie dało się usłyszeć dumę, jakby złapał wyjątkowo rzadkie zwierzę.

Tylko parę razy widziałam go osobiście, zazwyczaj z daleka, ale gdy stałam przy nim tak blisko, mogłam zobaczyć, jaki jest ogromny. Szara, niedługa broda, przeplatana siwymi pasemkami, dość tęgi brzuch, ale i duże, silne ramiona. No i oczywiście korona na jego głowie. Jej złoto odbijało światło paru tlących się świec. Niewielki uśmiech kwitnął na jego twarzy, dając mi do zrozumienia swoją wygraną. Nie byłabym tego taka pewna.

Wpatrywał się we mnie, jak w jakiś cenny okaz, który mógł umieścić na swojej półce zwycięstw jako trofeum z udanego polowania.

- Powinnaś się ukłonić - szepnął strażnik, lekko trącając mnie łokciem w ramię. Odtrąciłam jego rękę zirytowana.

- To musi być naprawdę poważna sprawa, skoro tak bardzo starałeś się mnie tu ściągnąć i stoję tu przed tobą żywa - powiedziałam, uśmiechając się kpiąco.

Chciał, czy nie chciał, w jego działaniach krzyczała desperacja. To naprawdę musiało być coś ważnego. I mogłam to bardzo dobrze wykorzystać, wystarczyło tylko rozegrać tę grę odpowiednio. Starałam się utrzymać poważny wyraz twarzy, ale nie było to takie proste ze względu na fakt, że nie przegrałam. Stałam tam żywa i nawet jeśli niby mnie tu więzili, byłam prawie pewna, że z łatwością, mogłabym się stamtąd wydostać.

Powinien zwrócić mi uwagę na moją postawę, za brak ukłonu czy zwracanie się do niego nieodpowiednim tonem i ze złą formą. Zapewne, gdyby tylko miał zły humor, mogłam za to zawisnąć lub bezceremonialnie obcięliby mi głowę. Ale on tylko wskazał mi ręką krzesło.

- Może usiądź - powiedział, starając się ukryć gniew. I właśnie to dało mi przekonanie, że jestem względnie bezpieczna.

Wymieniłam spojrzenie z Lucasem, który siedział mi na ramieniu i przysiadłam na jednym z krzeseł, opierając ręce o ciemny blat.

Dopiero wtedy dostrzegłam chłopaka siedzącego po drugiej stronie stołu obok króla. Miał białe jak śnieg włosy i wpatrywał się we mnie przenikliwym spojrzeniem szarych oczu.

- To Aspen Roth, należy do Obrońców.

Ta jedna informacja wystarczyła, bym odczuła niesamowitą nienawiść do niego. Lucas zakrakał, ale ja tylko wstałam i odwróciłam się do wyjścia.

- A ty dokąd? - spytał król, a strażnik złapał mnie za ramiona.

- Puść mnie albo wywalę cię przez okno.

- Ale tu nie ma okna.

- To je zrobię.

Być może to był głupi przesąd, nie powinno się przecież oceniać ludzi na pierwszy rzut oka, ale ja wiedziałam, że Obrońcy są źli do szpiku kości i nie byłam pewna, czy dam radę się pohamować i nie zadźgać go czymś, co pierwsze dostanie się w moje ręce.

- Nie wiem, czego ode mnie chcesz, ale dopóki ten śmieć z zakonu zabójców tu przebywa, ja nie zamierzam zostać - warknęłam, próbując wyminąć faceta.

Odcienie czerniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz