- Mavra! - wrzasnąłem, już unosząc rewolwer w stronę strzelającej do dziewczyny kobiety. Trafiłem ją w ramię. Z jękiem spadła z czarnego konia i upadła z hukiem na ziemię.
Mavra ledwo uniknęła strzały, uchyliła się lekko, po czym, gdy ostry przedmiot wbił się w pobliskie drzewo, bez zastanowienia podbiegła do ubranej na czarno kobiety. Przystanęła nogą na jej zranionym ramieniu i wyrwała z jej ręki łuk. Leżąca aż zawyła z bólu, ale na ustach pozostał jej ironiczny uśmiech.
- Aubrey - warknęła dziewczyna, jej wściekłe oczy płonęły w świetle księżyca.
Przystanąłem z boku, nie chcąc się wtrącać.
- Widzę, że przybyłaś powspominać stare, dawne czasy - powiedziała kobieta z sarkazmem w głosie.
- Myślałam, że nie żyjesz.
- Czyżbyś płakała? - prychnęła.
- Urządziliśmy z Malcolmem biesiadę na tę okazję.
- Ach, tak, Malcolm. Ten szczur dalej dycha? Miałam nadzieję, że już dawno wącha kwiatki od spodu.
Mavra patrzyła na nią przez parę sekund, byłem przekonany, że zaraz zastrzelili kobietę na miejscu. Z jej oczu leciały gromy, kruk przysiadł zaraz koło jej głowy i również obserwował ją groźnie.
- Pomijając miłe przywitanie, czego chcesz? - spytała w końcu.
- Wyrównać rachunki.
- Wszystko mamy już wyrównane. Ostatnia walka skończyła się sprawiedliwie.
Stałem tam, niezbyt rozumiejąc, o co chodzi. Domyślałem się, że to jedna z jej "znajomych", za którą niezbyt przepadała.
- Nasze ostatnie spotkanie nie było uczciwe. Ty... - zamilkła w pół zdania, kiedy Mavra po prostu, bezceremonialnie, szybkim ruchem wyciągnęła fiolkę zza pasa i otworzywszy ją, wysypała na kobietę fioletowy proszek, mieniący się w ciemności.
- Obudzi się za jakieś dwie godziny, może trzy - rzuciła ni to do mnie, ni to do kruka, po czym zdjęła nogę z nieruchomego ciała. Wygładziła okrywający ją płaszcz i schowała buteleczkę z powrotem za pas. - Śledziłeś mnie? - spytała, nawet na mnie nie spoglądając.
- Nie. Po prostu usłyszałem, że wychodzisz i pomyślałem, że może coś się dzieje.
Oczywiście, że ją śledziłem. No może nie od początku. Kiedy usłyszałem, że opuszcza pokój, naprawdę pomyślałem, że coś się stało, ale kiedy poszła w stronę drogi, stwierdziłem, że nie będę już zawracać. Ciekawość wygrała. Po drodze jednak zabłądziłem i tylko dzięki szczęściu udało mi się dotrzeć tam na czas.
- Kto to jest Malcolm? -spytałem, żeby zmienić temat.
- Znajomy - odparła. - Jeden z tych dobrych.
Kiwnąłem głową ze zrozumieniem.
- Co to był za proszek?
- Mieszanka ziół i jednego tajnego składnika. Dostałam go na święta od pewnego nauczyciela. Dał mi to, kiedy odchodziłam, jako prezent pożegnalny. Powiedział, że zdobył to specjalnie dla mnie, choć nawet nie byłam najlepszą uczennicą w klasie.
Słuchałem, szczerze zainteresowany. Po raz kolejny nie widziałem w niej okrutnej zabójczyni, za co powinienem się wstydzić, bo przecież całe życie wpajano mi, że właśnie tak jest. Ale kiedy opowiadała o czymś, wydawała się taka... normalna. Uśmiechała się pod nosem, wspominając miłe chwile, ton miała lekki.
- Czego uczył ten nauczyciel? - zapytałem, chcąc podtrzymać rozmowę. Gdzieś z tyłu głowy dobijał się do mnie głos, jak sobie potem zdałem sprawę głos generała, że nie powinienem się tym interesować. Widziałem wyraźnie wykład, kiedy jeszcze uczyłem się do roli Obrońcy, że Łowczynie Księżyca są podstępne i zdradzieckie, że nie wolno im ufać pod żadnym pozorem. Że zwabią cię, kiedy najmniej się będziesz tego spodziewał i wykorzystają każdą twoją słabość, by osiągnąć swój cel. Ale jedyne, na co miałem ochotę, to jej słuchać. Jej głosu, jej opowieści. Przed tym przestrzegał nas generał, ale w tamtym momencie nie miała dla mnie znaczenia żadna jego przestroga.
![](https://img.wattpad.com/cover/299870913-288-k376203.jpg)
CZYTASZ
Odcienie czerni
AdventureObrońca i była Łowczyni Księżyca. Wrogowie, połączeni do jednego zadania. Mavra-była Łowczyni Księżyca dostaje propozycje od samego króla. Ma ukraść dobrze strzeżone zwierze, które może uratować śmiertelnie chorą królową. Zgadza się je wykonać, ale...