Rozdział 8. Aspen

162 8 0
                                    

Jej twarz w pierwszej chwili wydała mi się znajoma. Nie wiedziałem skąd, potem, dopiero kiedy król wypowiedział jej imię, dotarło do mnie, że musiałem minąć gdzieś kiedyś w jakiejś wiosce list gończy z jej portretem. Mavra Hall. Nie do końca dalej kojarzyłem, kim jest, ale fakt, że była kiedyś Łowczynią Księżyca, wystarczył, żeby przekreślić naszą współpracę, nawet jeśli się nie zaczęła. To nie miało prawa się udać, ale król nie był głupi, wiedział, że Łowczyni Księżyca i Obrońca to mieszanka wybuchowa.

Od dziecka byłem uczony, że takich ludzi, jak ona, powinno się tępić. Znałem ich pod obrazem okrucieństwa, zabijały niewinne zwierzęta, mordowały je z zimną krwią i wieszały ich wypchane głowy jako trofea nad kominkami. Straszne i złe, mordowały dla zabawy i cieszyły się cierpieniem biednych, bezbronnych istot. Sam w życiu czasem byłem postawiony w sytuacji, kiedy musiałem zabić jedną z nich, ale nie czułem się winny. Uratowałem w zamian inne życie, czasem więcej niż to, które odebrałem. A przynajmniej tak próbowałem sobie wmówić, tak było łatwiej. Na tym polegała moja praca, a tym czyniliśmy dobro.

Nie miałem pojęcia, czego może chcieć od nas król Orion, ale nie było szansy, że wypełnimy jego rozkazy razem.

Dopóki nie podał ceny. Dwadzieścia milionów. Skoro jej tyle zaproponował, mnie najprawdopodobniej należało się tyle samo. Dwadzieścia milionów. Zadanie, które miał nam przydzielić, musiało być niewykonalne.

Kiedy król powiedział jej o stawce, ta stanęła jak wryta i już po chwili usiadła z powrotem na miejsce.

- Dwadzieścia milionów? - powtórzyła za nim tępo, jakby nie była pewna, czy się nie przesłyszała.

Za tyle pieniędzy mógłbym kupić rodzicom nowy dom. Ba, kupiłbym im wypasioną willę z basenem i kortem tenisowym dla taty. Byliby ze mnie tak bardzo dumni.

- Tak, owszem. - Uśmiechnął się triumfalnie, widząc, że zyskał jej uwagę.

Wiedziałem, że cokolwiek zaproponuje mi król, zgodzę się na to. Nie śmiałbym postąpić inaczej, ale teraz sprawa nabrała zupełnie innego obrotu.

Te pieniądze mogły całkowicie odmienić mi życie. Rodzice wreszcie by mnie zaakceptowali, znów przyjęli do domu. Byłbym bohaterem rodziny, kimś, kim mogą pochwalić się przed znajomymi bez wstydu.

Mavra wyglądała teraz na podekscytowaną, choć starała się to ukryć. Widać było jednak uśmiech cisnący jej się na usta, ręce, które na zmianę splatała i kładła na stole, a także nogę, która chodziła jej pod stołem.

Już nie wyglądała też, jakby chciała mnie zamordować, po prostu zignorowała moje istnienie.

- Musicie przyrzec, że ta rozmowa, którą z wami za chwilę przeprowadzę, zostanie w tym zamku między nami. Czegokolwiek się teraz dowiecie, zachowacie to dla siebie i nikomu nigdy tego nie zdradzicie.

- Oczywiście - odrzekłem z zapałem, kładąc jedną dłoń na sercu. Dziewczyna tylko od niechcenia kiwnęła głową.

Irytowało mnie to. Mogłaby choć trochę się postarać, jakkolwiek udawać, że ma chociaż szacunek do króla. Ale jej postawa wcale tego nie wyrażała. Niedbały ton, z jakim się do niego zwracała, świadczył, że kompletnie jej nie zależało, nawet żeby zrobić dobre wrażenie.

Dokładnie takie były Łowczynie Księżyca. Aroganckie, zbyt pewne siebie i zuchwałe, jakby były przekonane, że świat należy tylko i wyłącznie do nich. Jakby mogły robić wszystko, bez żadnych konsekwencji. Wkurzało mnie to.

- Królowa Saar... Jest bardzo chora - zaczął mówić król Orion. Przerażenie złapało moje serce. - To zaczęło się parę miesięcy temu, choroba jest dziedziczona genami, choć mieliśmy nadzieję, że uda jej się tego uniknąć. Niestety, kiedy zaczęły się objawy... - załamał mu się głos, w oczach pojawiły łzy. - Musieliśmy szybko działać. Poprzednie pokolenia z jej rodu tego nie znały, ale niedawno odkryto lek. Jest niesamowicie rzadki, ale nie ma na niego zbyt wielkiego zapotrzebowania. To krew pewnego zwierzęcia, nazywa się Puszcznik. - Król wyglądał marnie. Jakby samo opowiadanie o tym sprawiało mu niewyobrażalny ból.

Odcienie czerniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz