Rozdział 5

69 11 0
                                    

W auli nie było ani jednego wolnego miejsca. Było to zaskakujące, zważywszy na to, jak wielka ona była. Mieściło się tam ponad sto osób. Wszyscy należący do organizacji. Większość z nich widzę po raz pierwszy w życiu. Każdy z obecnych miał różne doświadczenie w walce, zajmowali odmienne stanowiska, dostawali różne zadania do wykonania, ale jedno ich łączyło. Wszyscy ze sobą rozmawiali. Ciężko było skupić się na własnych myślach. W porównaniu do moich przyjaciół, jako jedyna milczałam. Chyba nigdy w życiu nie miałam tak złego przeczucia. Jakby miało wydarzyć się coś strasznego.

- Jak myślicie, po co nas wezwali? - spojrzałam na Fogo, którego oczy zdradzały, jak bardzo emocjonalnie podchodził do naszego zgromadzenia.

- Nie mam pojęcia, ale głowa zaczyna mnie boleć.

Lisa, pomimo że zasłoniła dłońmi uszy, to wyglądała, jakby najchętniej opuściła aule. Też wolałbym, żeby mnie tutaj nie było. Ciekawość jednak była zbyt silna.

- Zwłaszcza nas. Nie ukrywajmy, nie jesteśmy nawet w pierwszej setce najlepszych grup.

- My przynajmniej nie wybucham przypadkowych aut.

- To była tylko szyba! - oburzył się Trot. Świetnie jeszcze brakowało mi ich kłótni. - Zresztą ja przynajmniej umiem biegać i nie męczę się po zrobieniu kilku kroków.

Spek już otwierał usta, nie zdążył wydusić z siebie ani słowa, gdy do auli wszedł Slym. W jednej chwili wszystkie rozmowy ucichły. Miałam nieodparte wrażenie, jakby ludzie nawet przestali oddychać. Była to jednak zasługa nie tyle Slyma ile idącego tuż za nim Łady. Był on żywą legendą i sądząc po reakcji innych, wszyscy byli w szoku.

- Zapewne ciekawi was, dlaczego zostaliście tutaj zebrani. - poczułam, jak moje serce bije mocniej. - Pozwolę sobie jednak, żeby to nasz gość wszystko wam wyjaśnił.

Slym zrobił miejsce Ładzie. Mężczyzna pomimo tego, że bliżej było mu do czterdziestki, naprawdę dobrze się trzymał. Czego jednak innego można było spodziewać się, po kimś, kto dostał przydomek boga wojny.

- Powód jest prosty. - poczułam, jak po moim ciele przechodzą ciarki. Jego głos była tak potężny. Miałam wrażenie, że gdyby kazał nam wstać i iść walczyć to wszyscy bez wyjątku by wykonali jego rozkaz. - Świat was potrzebuje. Ilość Vaku niebezpieczne wzrosła. - poczułam, jak moje ciało całe sztywnieje. Przecież to niemożliwe. - Za kilka minut przywódcy każdej z grup dostaną wytyczne. Każda jednostka będzie miała do wykonania ważną misję. Chcę, żebyście mieli świadomość tego, że to nie są żarty, grozi nam koniec rzeczywistości, jaką znamy. To wy nikt inny, musicie temu zapobiec.

Ledwo zamilkł, a pośród tłumu rozległ się głośny krzyk, który momentalnie przerodził się w ryk. Wszyscy byli gotowi do walki. Rozpierała ich energia. Mieli właśnie szansę zaistnieć. Zapisać się w kartach historii, jako ci którzy powstrzymali grożącą nam wszystkim zagładę. Uśmiechnęłam się półgębkiem, na takie coś właśnie czekałam od początku szkolenia. Możliwość zrobienia czegoś ważnego. To zupełnie inny kaliber i nawet nie da się tego porównać to ściągania kota z drzewa. Już nie mogę się doczekać.

- Na co oni czekają.

- Spokojnie Nyja. Na pewno zaraz dostaniesz wiadomość. - spojrzałam na Diane, która siedziała cała spięta. Na kolanach miała magazyn, na którego okładce oczywiście było zdjęcie Mokoszy. Zmarszczyłam czoło, bo dziwnym wydawało mi się, że go nie czyta. To do niej niepodobne. Zresztą reszta również zachowywała się nie codziennie. Zele nie śpi i nie buja w obłokach, wygląda na skupionego jak nigdy wcześniej. Jego brat ani razu, od kiedy opuściliśmy aule, nie zażartował. Zresztą nie kłócił też ze Speckiem, a zazwyczaj pewny siebie Fogo wyglądał na zdenerwowanego. Lisa zaś przyciągnęła kolana do klatki piersiowej i patrzyła w punkt na ścianie.

It's My Darkside (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz