Rozdział 15

59 10 0
                                    

Może będę udawała, że mnie nie ma? Pomyślałam, nie mając lepszego pomysłu postanowiłam właśnie to zrobić. W końcu ich zapewnienie, że chcą porozmawiać może mieć dwojakie znaczenie. Jestem prawie pewna, że nie przyszli mnie przeprosić a inną możliwością jest wyładowanie na mnie złości. Na co nie mam zamiaru pozwolić. Mam swoją godność. 

Ruszyłam w stronę kuchni. Nalałam sobie do szklanki soku. Skrzywiłam się, gdy dłoń zaczęła mnie boleć. Kto by pomyślał, że jeden rozbity kubek może spowodować takie szkody. Wzięłam łyka, by po chwili odłożyć szklanka na blat. 

- Nyja wiemy, że tam jesteś. Otwórz. 

Prychnęłam pod nosem. Nie ma takiej siły, która mogłaby mnie do tego skłonić. Spojrzałam na telefon i gdy upewniłam się, że ich wizyta nie była spowodowana wezwaniem przez Slyma, utwierdziłam się w swoim przekonaniu. Dzisiaj z nikim nie będę rozmawiać. Potrzebuję czasu na regencję. Nawet nie tyle dotyczącej mojej fizycznej formy a psychicznej. Choć kiedy usłyszałam, jak strzela mi w plecach, to być może potrzebuje ich w takim samym stopniu. 

Chwyciłam szklankę zdrową dłonią i usiadłam na kanapie. Przymknęłam oczy, czując zmęczenie. Pomimo, że przecież niedawno wstałam. Nie czułam się ani trochę wypoczęta. 

Nagle usłyszałam huk. Wstałam gwałtownie z kanapy i spojrzałam w tamtym kierunku. Moje drzwi dosłownie wypadły z zawiasów. To jednak było nic w porównaniu do widoku moich przyjaciół. Choć po wczorajszym wydarzeniu, byłam pewna, że byłych przyjaciół. 

- Musiałeś Trot. Przecież mówiłem, że to załatwię. 

- Rozmową? - prychnął chłopak. - Stalibyśmy pod tymi drzwiami do jutra. Byłem pewny, że użyjesz mocy, a nie jakiś bezsensownych próśb. 

Pewnie gdyby okoliczności były inne, byłabym co najmniej rozbawiona. Tym razem jestem kiedy moje zaskoczenie minęło, zaczęłam się denerwować. 

- Co wy wyrabiacie?! - krzyknęłam. Dopiero wtedy zamilkli. Rozejrzałam się po obecnych. Wyglądają jeszcze gorzej niż wczoraj. Z drugiej strony pewnie też nie wyglądam lepiej. 

- Chcemy porozmawiać. - Lisa przełknęła z trudnem ślinę. - O tym co się wczoraj wydarzyło. 

- Nie zamierzamy cię przepraszać. Chyba, że ja za zerwanie ci naszyjnika. 

Fogo wyciągnął z kieszeni wisiorek i rzucił go w moim kierunku. Zdążyłam go chwycić w locie. Przyjrzałam się mu uważnie i nie wyglądał na zerwanego. Wręcz przeciwnie jego wygląd nie różnił się od tego jaki był wcześniej. Jedynie malutkie złączenie przy łańcuszku wskazywał na to, że nie jest w idealnym stanie. Był jednak widoczny z bardzo bliskiej odległości. Zawiesiłam go na szyi. Działał. Moja skóra stała się ciemniejsza, włosy jaśniejsze a oczy za pewne również zmieniły barwę. 

- Nie musiałaś tego robi. W końcu już wiemy jak wyglądasz. 

Spojrzałam na Speka z wyższością. Czułam, że powinnam przybrać właśnie taką pozę. Wczoraj pokazałam za dużo emocji. Tym razem nie mam zamiaru popełnić tego błędu. 

- Sprawdzałam czy działa. Zresztą chyba mój wcześniejszy wygląd was przerażał. 

- To za duże słowo. Byliśmy zaskoczeni. 

- W takim razie mam zdjąć naszyjnik Spek. Będzie w stanie ze mną rozmawiać widząc moje czerwone oczy. 

Między nami zapadła niezręczna cisza, która niespodziewanie przerwał wybuch Lisy. 

- Oczywiście, że nas przeraża! Dziwisz się nam? Jesteś z Morte. Dosłownie przynosisz śmierć. 

Starałam się ukryć to, jak bardzo jej słowa mnie zraniły. Pomimo, że zdawałam sobie sprawę, jak jesteśmy postrzegani przez inne nacje. Nie łudziłam się, że ulegnie to zmianie. A przynajmniej próbowałam się nie łudzić. Nic nie mogłam poradzić na to, że miałam nadzieję. W końcu nie byliśmy dla siebie obcymi osobami. Przyjaźnimy się przez kilka lat, przeżyliśmy ze sobą lepsze i gorsze momenty. 

It's My Darkside (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz