Rozdział 28

46 7 0
                                    

Nyja

- Już lepiej?

Przytaknęłam Lisie, ponieważ faktycznie pomogło. Może nie czułam się znakomicie, ale lepiej a to już coś. Odsunęłam się od dziewczyny, która uważnie mi się przyglądała.

- Dzięki za pomoc. - ona jednak nadal patrzyła na mnie w sposób, jakbym miała się zaraz rozpaść. A przecież tak się nie stanie. - Lisa mówię poważnie. To przez okres. Za bardzo emocjonalnie do tego wszystkiego podeszłam.

- Chcesz mi właśnie wmówić, że to nie wina Chorsa. Serio?

- Lisa. - westchnęłam. - Możesz odpuścić. Mówiłam, że między nami nic nie ma.

- Mhm. Powiedzmy, że ci wierzę. Obyś tylko później nie została ze złamanym sercem.

Rudowłosa odeszła i ruszyła w stronę budynku, ja wolałam zostać w cieniu. Czułam się w nim znaczenie bezpiecznie. Usiadłam na ziemi i oparłam plecy o chłodną ścianę. Zaczęłam analizować słowa przyjaciółki. Przecież nie Chors. On nie może mi złamać serca, skoro nigdy mu go nie powierzyłam, a tego nigdy nie zrobię. Lubię swoje życie takim jakie jest. Rodzina i przyjaciele stanowczo mi wystarczają. Nawet jeśli nadal do końca nie wybaczyli mi mojego kłamstwa i atmosfera między nami uległa zmianie. Choć przebywanie w Lif jedynie to opóźniło.

Rozejrzałam się dookoła i gdy byłam pewna, że nikogo w pobliżu nie ma, zdjęłam rękawiczki. Skupiłam się, żeby dostrzec je moimi czerwonymi tęczówkami w panującej ciemności. Wyglądały dużo gorzej niż wcześniej zakładałam, że mają nowe małe ranki. Stare zaś się powierzyły, tworząc przerażający widok. Najgorsze jednak było to, że zaczęły się również pojawiać na moim nadgarstku oraz przedramieniu. Nigdy coś takiego mi się nie przytrafiło. Z drugiej strony wcześniej nie znałam mojej drugiej połówki.

Marnym pocieszeniem był dla mnie fakt, że miałam rację. Posiadania kogoś takiego jest niebezpieczne. Szkoda tylko, że stanie się Vaku nie stanowiło jedynego niebezpieczeństwa. Miałam wrażenie, że te blizny pozostają ze mną do końca życia, nawet jeśli uda nam się zerwać więź. 

Ociężale podniosłam się z ziemi i ruszyłam w stronę budynku. Ku mojemu zaskoczeniu Lisa nie weszła do środka a stała razem z całą resztą przed. Podeszłam do nich, Diana odezwała się jako pierwsza.

- Wszystko w porządku?

- Tak. Źle się poczułam, ale już wszystko w porządku. Nie musisz się o mnie martwić. Jestem w końcu dorosła.

Próbowałam zażartować, nikt się nie zaśmiał. Wręcz przeciwnie byli śmiertelnie poważni co dało mi do myślenia.

- Coś się wydarzyło?

Kiedy spojrzeli po sobie zrozumiałam, że tak właśnie było. Poczułam ucisk w klatce piersiowej, bo ten dzień jest jakiś przeklęty.

- Dzwonił Trot.

- Coś się stało Zelemu?

- Nie. Znaczy nic poważnego. - Diana zaczęła się plątać. Spojrzałam na Speka, który postanowił zastąpić ją w tłumaczeniu mi co się stało.

- Zele zadziałał z środkami odwiedzającymi i Trot powiedział, że dzisiaj na pewno nie wrócą. Zdążyli jednak dowiedzieć się do kogo należy naszyjnik.

- To świetna wiadomość. - ich spięta postawa świadczyła o czymś zgoła odmienny. Z westchnieniem dodałam. - Coś czuję, że to co powiecie w ogóle mi się nie spodoba.

- Masz całkowitą rację. 

Posłałam Fogowi ostrzegawcze spojrzenie. Ten nie wyglądał jakby w ogóle się tym przejął. 

It's My Darkside (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz