Rozdział 25

54 10 0
                                    

Nyja

- Chciałbym mieć jakiś talent. Jak ty Diana. 

- Talent? - zapytała skołowana. 

- Tworzysz piękne kwiaty na dodatek w tak niesamowitych kompozycjach. 

- Moja moc przyjadę się tylko do tego Star. Kwiaty jednak nie pomogą mi w trakcie potyczki. 

Wcześniej o tym nawet nie pomyślałam. Faktycznie dar Diany może jej nie uratować. Zresztą Star również jest całkiem bezbronna. Nie mogę pozwolić, żeby cokolwiek im się przytrafiło. Z tego powodu kiedy wrócimy do Miasta Równości każe Slymowi je wyrzucić z organizacji. Choć bardziej powiem bratu, żeby to zrobił. Przed nim każdy czuje respekt. Zresztą zawsze emanował siłą, której mi brak. Moja wcześniejsza sytuacja z Chorsem jedynie tego dowodziła. Bez trudu powalił mnie na ziemię, ale jego słowa sprawiły, że się rozpadłam. Dosłownie moje dłonie całe popękałały. Teraz zamiast myśleć o wcześniejszych sytuacjach, gdy nabawiłam się blin, będą mi się kojarzyły z nim. Dlatego mam nadzieję, że czarna korona z kwiatów Dali będzie go dręczyła myślą o mnie. 

- Bawicie się w ogrodników? 

- Lepsze to niż próba wzajemnego zabicia się. - Spek usiadł i spojrzał na zmieszaną parę. 

- Może trochę nas poniosło. 

- Tak troszeczkę. - dodała Lisa. 

- Jeśli to było troszeczkę to nie chce wiedzieć, jak w waszym wydaniu wyglądałaby poważniejsza kłótnia. 

- Przesadzasz Spek. 

Chłopak głównie wstał i podszedł do Fogo. Razem z dziewczynami również się podniosłam. Miałam wrażenie, że to jeszcze nie koniec. Jedna kłótnia zażegnana a tu kolejna się zaczyna. Świetnie. 

- Nie Fogo. Nie przesadzam. Zachowaliście się nieodpowiedzialnej, jak małe rozwydrzone dzieci. Zwłaszcza ty. - chłopak dźgnął go w klatkę piersiową, a ten się skrzywił. - O czyżby ta niewielka sprzeczka spowodowała u ciebie uszczerbek na zdrowiu. Jak mi przykro. 

- Zaraz będzie ci przykro, gdy cię przypiekę. 

- Nikt nikogo nie będzie przypiekł! - krzyknęłam wtrącając się do ich niepotrzebnej wymiany zdań. - Było minęło i oby się nie powtórzyło. Pogodziliście się? 

- Tak. 

- Świetnie tyle mi wystarczy. Jeśli jednak jeszcze raz się zaatakujecie, albo kogokolwiek z naszej grupy. - spojrzałam na Fogo, który natychmiast przytaknął rozumiejąc, że to głównie do niego kierowałam drugą część zdania. - To nie zawaham się zgłosić to do Slyma i on zdecyduje co z wami zrobić. 

Oboje wyglądali jakby wreszcie dotarła do nich powaga sytuacji. Lepiej późno niż wcale. Ważne, że nikt z Lif nie był świadkiem tego marnego teatrzyku. 

- A teraz nie traćmy więcej czasu i chodzimy sprawdzić… - przerwałam kiedy usłyszałam za plecami klaskanie. W naszym kierunku szła piątka znajomych księcia. Szyderczy uśmiech Lava dostrzegłam nawet z odległości kilku metrów. 

- Brawo dla was. Wreszcie wstaliście. 

- O co ci chodzi? - wtrącił Fogo. - Przecież właśnie idziemy wykonać nasze obowiązki. 

- Teraz to możecie wrócicie do swoich pokoi. 

Uniosłam rękę, żeby powstrzymać chłopaka przed odezwaniem się. W końcu znając go jedynie pogorszyłby sprawę. Zwłaszcza po tak intensywnym poranku. 

- Naprawdę nie wiem o co wam chodzi. Moglibyście nam to wytłumaczyć? Liv? 

Skierowałam pytanie do niej, ponieważ wydawało mi się najbardziej prawdopodobne, że udzieliłaby nam odpowiedzi. Niestety uprzedziła ją Jeta. 

It's My Darkside (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz