Rozdział 11

53 10 0
                                    

Z każdą kolejną chwilą czułam się coraz bardziej nie na miejscu. W końcu poza współczuciem nie mogłam dla nich zbyt wiele zrobić. Jedynie obserwować moje kuzynostwo. Chociaż nie wiem na co liczyłam. Mieli wystarczające zdolności, żeby im pomóc, uleczyć i zwrócić im zdrowie, zwłaszcza Tod, jednak nie mogli tego zrobić. Było to w końcu wbrew zasadom. Byłam pewna, że wcześniej nie cierpiałam tych przestarzałych reguł, teraz jednak czuje się jeszcze gorzej. Smutek, ale też obrzydzenie dla tych co je ustalili. 

Podeszłam z szybko bijącym ze zdenerwowania sercem. Starałam się nie skrzywić na widok wyraźnie widocznych kości. Dosłownie mogłabym policzyć jego żebra. 

- Widzisz Borysku tak właśnie skończyła się historia małego chłopca. 

- Czy on naprawdę musiał cofnąć się po szyszkę? Przecież wtedy by nie zginął. 

Chłopiec wyglądał na przejętego losem chłopca, który przecież nie istniał. W końcu pierwsza wojna światowa jest tak bardzo czymś odległym, jakby nigdy się nie odbyła. Dosłownie jakby była jakąś legendą. W końcu ludzie, którzy zrzucają bomby na wiejską kapliczkę, żeby odciążyć samolot. Brzmi to co najmniej absurdalnie*. 

- Możliwie. Albo stałoby się to innego dnia. Może jego koniec byłby inny, ale nadal by był. 

- Czy ja też umrę? - zapytał cichutkim głosem. Spojrzałam na kuzynkę, która delikatnie się do niego uśmiechnęła. 

- Tak Borysku. 

- Boję się. 

Ledwo powstrzymywałam łzy. Moja kuzynka jednak nadal delikatnie uśmiechała się do chłopca. 

- Będę cały czas przy tobie. 

Otworzyłam szerzej oczy, gdy naszła mnie myśl, że Pati wie kiedy chłopiec umrze. 

- Mam pewien pomysł. 

- Jaki? - chłopiec pociągnął nosem. Pati otarła jego łzy i delikatnie głaskała jego polik. 

- Przymknij oczy, a ja zaśpiewam ci kołysankę. Co ty na to? 

- Nie wiem. 

- Położę się obok ciebie i cię przytulę. W porządku? 

Borys już nic nie odpowiedział, jedynie zrobił dziewczynie miejsce. Moja kuzynka położyła się obok i tak jak obiecała przytuliła go. Zaczęła śpiewać mu kołysankę. Chłopiec przymknął oczy. Wyglądał na zmęczonego. Kołysanka musiała go uspokoić, bo zaczął miarowo oddychać. Zrobiłam krok do tyłu. Czułam się tak bardzo nie na miejscu, jakbym była świadkiem czegoś czego nie powinnam. Zresztą czułam się jakby to co widzę było nieprawdziwe. Jednocześnie nie mogłam oderwać wzroku od tego co się dzieje. Co było absurdalne. Chciałam uciec, ale nie mogłam. Poczułam łzy pod powiekami, kiedy zobaczyłam, jak klatka piersiowa chłopca zwalnia swój rytm, aż w końcu przestaje się poruszać. Zaczęłam rozglądać się dookoła. Nikt nie zwrócił na to uwagi. Jego śmierć przebiegła tak spokojnie, cicho i niezauważenie przez kogokolwiek. Jakby wszyscy byli przyzwyczajeni do tego widoku. A przecież odejście kilkuletniego dziecka nie jest czymś powszechnym, nie może być. 

Wzdrygnęłam się, gdy poczułam jak Pati położyła rękę na moim ramieniu. Nawet nie zauważyłam kiedy stała obok mnie. 

- Wszystko w porządku? 

Spojrzałam w jej niebieskie oczy i widząc troskę poczułam ucisk w środku. W końcu to nie o mnie powinna się martwić. Przed chwilą była świadkiem śmierci dziecka. Jak mogła przyjąć ją tak spokojnie? 

- Dlaczego? 

Wyszeptałam. Nie miałam siły nic więcej dodać. Zresztą sama nie wiem czy pytałam o to dlaczego chłopiec musiał umrzeć, czy dlaczego nie jest smutna, a może dlaczego go nie uratowała? Choć na to ostatnie znam odpowiedź. 

It's My Darkside (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz