Rozdział 21

50 8 0
                                    

Chors

Byłem pewny, że kiedy wyrzucę ją za drzwi, poczuje się lepiej. Tak niestety nie było. Byłem zły na siebie, na nią a w szczególności na los. Jak mógł wybrać dla mnie kogoś z innej nacji. Zwłaszcza Morte. Moi rodzice oboje pochodzili z Lif i byłem pewny, że moja druga połówka również stąd będzie. Przez lata na nią czekałem. W tym celu nawet przemierzyłem całą naszą nację. Wszystko byle ją znaleźć. Łudziłem się, że powodem dlaczego jeszcze jej nie znalazłem było to, iż się nie narodziła. W końcu tak czasem się zdarza. Prawda okazała się zupełnie inna. 

Odsunąłem się od jasnych drzwi i podeszłem do biurka. Przejechałem dłonią po jego powierzchni przypominając sobie chwilę, gdy pocałowałem dziewczynę. Byłem pewny, że moje podejrzenia po wcześniejszym spotkaniu, okażą się błędne a to jedynie je potwierdziło. Zdjąłem jej ten medalik tylko po to, żeby zobaczyć jak wygląda. Byłem pewny, że to osłabi tą beznadziejną więź. Teraz nie mogę zapomnieć jej cudownych czerwonych oczu błyszczących się niczym dwa piekielne płomyki. Jej bladej skórze, która była tak inna od tej którą widziałem u kobiet z Lif. Była blada niczym śmierć, a nawet to mnie nie odstraszyło. Zresztą skoro czerwone oczy tego nie zrobiły, to czy cokolwiek związanego z nią by mogło? Co się tyczy jej czarnych włosów. Nawet teraz czuję żal, że ich nie dotknąłem. 

Wściekły na siebie uderzyłem z pięści w biurko. Niczego to nie zmieniło. Miałem wrażenie, że oszaleje jeśli jej nie zobaczę. Nigdy nie tracą nad sobą panowania a będąc z nią miałem wrażenie, że było blisko. 

Nie byłem dumny z tego, że wyśmiałem jej wygląd. Nie miałem jednak lepszego pomysłu, jak poradzić sobie z nieznanymi mi wcześniej uczuciami. Nawet jeśli naszła mnie myśl, żeby cofnąć wypowiedziane przeze mnie słowa. 

Powinienem teraz obmyślić sposób, jak zerwać naszą więź i to jak najszybciej. Tymczasem nie mogę się na tym skupić. Zamiast tego przed oczami pojawia mi się jej prawdziwa postać. Na dodatek te jej czerwone usta. 

- Przestań! 

Krzyknąłem i chwyciłem się za głowę. Było to bez sensu, ale jak ta cała sytuacja. Powinienem poszukać kogoś z Mokoszy. Oczywiście muszę to zrobić jak najbardziej dyskretnie. Wolałbym, żeby nikt się o tym nie dowiedział. Zwłaszcza z zewnątrz. Jeszcze tego by mi brakowało, żeby ktoś ubrał sobie Nyje za cel. Nawet nie wiem czy plotki o tym, że są osoby z Mokoszy które posiadają moc zerwania więzi są prawdziwe. Nie mam jednak nic innego. 

Cały się spiąłem i wyprostowałem na krześle, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać. Obawiałem się też, że Nyja wróciła, a może właśnie na to liczę? Miałem ochotę uderzyć się w głowę. Nie mam pojęcia jak ludzie sobie z tym radzą. Mam wrażenie, jakbym stał się zupełnie inną osobą. Kiedy pukanie się odnowiło wiedziałem, że nie mam innego wyjścia. 

- Książę. - kobieta się przede mną ukłoniła, a ja starałem ukryć przed nią wyraz rozczarowania. - Chciałam jedynie zapytać o twoją decyzję w związku z Nyją. 

- Jaka według ciebie powinna być? Organizacja ją przysłała, dlatego nie mam zamiaru jej odsyłać. - przemilczałem to, że nie byłbym nawet w stanie tego zrobić. - Zresztą będą tu jedynie kilka dni. 

- Ale ona jest z Morte! - krzyknęła. Nie podobał mi się jej to. Byłem księciem. Może byliśmy przyjaciółmi, ale każdy bez wyjątku musi okazywać mi szacunek. - Jest wrogiem. Nie możesz… 

- Nie mogę? - zapytałem oschle. Kobieta zamilkła. 

Elet najwyraźniej zrozumiała swój błąd. Wyglądała na zmieszaną i zawstydzoną. Mało mnie to jednak obchodziło. Nie ma prawa się tak do mnie odzywać i dobrze o tym wie. 

It's My Darkside (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz