Rozdział 37

60 11 0
                                    

Chors

Od kilku godzin nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Męczyło mnie natrętne uczucie, jakbym o czymś zapomniał. Choć wcześniej również je czułem, tak teraz powodowało to u mnie wręcz migrenę. Nie pomagał fakt, że moje ostatnie spotkanie z Nyją cały czas pojawiało mi się przed oczami. Zwłaszcza jej słowa. Naprawdę chciałem ją poznać i to każdą jej stronę. Zwłaszcza takie które nie widział nikt inny. To jednak jest nie możliwe. W Lif panują zasady, których nawet ja nie mogę zmienić. Chociaż coraz częściej zastanawiam się czy nie poprosić rodziców o pełnię władzy. W tedy nawet ich sprzeciw byłby bezcelowy.

Gwałtownie wstałem, zdając sobie sprawę jak zły to pomysł. Przecież nie mogę tego zrobić, w końcu nie bez powodu one obowiązują. Chociaż byłoby mi łatwiej, gdybym znał ten jakże ważny powód. Niestety Dola nie jestem zbyt rozmowa na ten temat, zaś Moyo nie ma siły nawet wstać z łóżka. Żaden lekarz nie jest w stanie tego wyjaśnić. A przecież nie ma lepszych medyków niż ci z Lif. W końcu zajmują się tym od setek, jak nie tysięcy lat. Tymczasem z dnia na dzień ojciec gaśnie w oczach. On umiera i nikt nie wie dlaczego.

Byłem już tym wszystkim zmęczony. Zakryłem dłońmi twarz. Miałem zamiar spędzić tak resztę dnia, z dala od kogokolwiek przynajmniej dopóki nie wymyślę co robić, niestety Roy mi w tym przeszkodził.

- Nie możesz wchodzić jak do siebie. 

Ten w ogóle nie przejął się moimi słowami, zamiast tego spojrzał na mnie z obojętnością. Czego innego mogłem się po nim spodziewać. W końcu jest niewiele młodszy od moich rodziców. Był prawie tak silni jak oni. Przez wiele lat był wędrowcem zmierzył cały nasz świat i to kilka razy wszystko w poszukiwaniu swojej drugiej połówki niestety mu się nie udało. Dopiero od kilku lat osiadł się tutaj na stałe. Chociaż nie wiem po co, skoro nie lubi z nikim rozmawiać. Zawszę jest na uboczu. Dlatego dziwi mnie to czemu przyszedł do mojego gabinetu. 

Jego spojrzenie w najmniejszym stopniu mi się nie podobało. Wręcz przeciwnie wiele nie było potrzeba, żebym czuł irytację z powodu jego obecności. Jakby nie mógł przyjść kiedykolwiek indziej, a najlepiej nigdy.

- Przyszedłeś po coś konkretnego?

Zapytałem mając już dosyć ciszy. Zgodzę się na wszystko co powie, choćby przyszedł po największą głupotę, byle stąd wyszedł. Chcę być sam. Albo z nią. Choć akurat na to nie mam najmniejszych szans. Skrzywiłem się z powodu bólu głowy. Świetnie migrena mi wróciła. Potrafię wszystko naprawić, ale nie bólu głowy. 

- Popełniasz błąd.

- Jaki niby błąd? Mów wprost, albo wyjdź. Jestem zajęty.

Mężczyzna się zaśmiał czym jeszcze bardziej mnie zdenerwował. Jak tak dalej pójdzie to chyba sam stąd wyjdę.

- Pozwoliłeś jej odejść. Zaś teraz czekasz na nie wiadomo co. W taki sposób nie sprawisz, że do ciebie wróci.

- Nie mam pojęcia o kim mówisz.

- O dobrze wiesz. 

Mężczyzna pochylił się w moimi kierunku, a ja z całych sił starałem się utrzymać kamienną twarz. Było to jednak coraz trudniejsze. Łudziłem się, że nikt się nie domyśli, najwyraźniej komuś się udało. Nie zmienia to jednak tego, że nie będzie mnie pouczać. To ja wiem najlepiej co powinienem zrobić. 

- Jeśli to wszystko co chciałeś powiedzieć to możesz już iść.

Chwyciłem za leżące od wczoraj dokumenty. Nie byłem w stanie ich przeczytać a co dopiero określić czy zamiany są wartę wprowadzenia. Zacisnąłem mocniej wargi, gdy Roy nawet o milimetr się nie ruszył. Zaś jego perfidny uśmieszek zaczynał mnie coraz bardziej drażnić.

It's My Darkside (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz