46

205 3 2
                                    

" Kochać kogoś, to przede wszystkim pozwalać mu na to, żeby był, jaki jest

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

" Kochać kogoś, to przede wszystkim pozwalać mu na to, żeby był, jaki jest... " - William Wharton.

Stała przed dużym lustrem z białej sukience sięgającej jej do ziemi. Spojrzała na swoje odbicie i nie mogła uwierzyć, że właśnie nadszedł ten dzień. Dzień w którym poślubi kogoś kogo kocha ponad wszystko.

Włosy miała spięte w koka z którego dwa kosmyki opadały na boki jej twarzy. Makijaż miała lekki, podkreślający jej twarz.

Do pomieszczenia wparowały jej przyjaciółki, które były podekscytowane.

- Jak się czujesz? - zapytała Penelope podziwiając blondynkę.

- Trochę się stresuje - wyznała wypuszczając powietrze z płuc.

- To normalne. Tak samo się stresowałam przed poślubieniem Willa, ale potem jak już wszystko opadło byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie - mówiła, żeby dodać jej otuchy Jennifer.

- Jak ja tam zemdleje - zaczeła.

- Nie panikuj, o wszystko Garcia zadbała, jest idealnie - przemówiła Prentiss.

- Dziękuje wam, dziewczyny. Nawet nie wiecie jak wam jestem wdzięczna -

- Nie masz za co. W końcu nasz młody geniusz wychodzi za ciebie - zaśmiała się Penelope.

Czwórka kobiet przytuliła się. Były dla siebie jak siostry, oddałby wszystko, żeby każda z nich była szczęśliwa.

- Zaraz się popłaczę - wyznała analityczka, gdy odsuneły się od siebie.

- Żadnych łez na moim ślubie - Harper zagroziła palcem.

Usłyszały dźwięk otwierających się drzwi i ujrzały Rossiego ubranego w elegancki garnitur. Trzy kobiety wyszły z pomieszczenia.

- Więc zaczynamy - skomentował Dave wystawiając w jej kierunku ramię.

- Gdybym miała zemdleć trzymaj mnie - chwyciła jego ramię.

Wybrała Davida, żeby zaprowadził ją do ołtarza, chociaż była to trudna decyzja. Miała dylemat pomiędzy nim, a Hotchem, ponieważ obydwoje dla niej byli jak ojcowie.

- Raczej bym się martwił, że to Reid zemdleje na twój widok -

- Aż tak źle wyglądam? - uniosła brew do góry.

- Wyglądasz najpiękniej jakbyś mogła -

- Nie zapominaj się, jestem twoją szefową -

***

Staneli przed wejściem na salę, duże ciemno brązowe drzwi się zaczeły otwierać. Spojrzała na Rossiego, który mocniej ścisnął jej ramię, że dodać jej otuchy.

Ich spojrzenia się spotkały, kiwneła głową na znak, że jest gotowa. Zaczeli iść w stronę podwyższenia na którym stał Spencer, obserwował Ivy.

My MindOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz