Rozdział 11

668 23 0
                                    


   Minęły cztery dni, od chwili w której po raz drugi siedziałam w gabinecie Pablo. Od tamtego momentu i kilku podpisanych papierów, które przeczytałam dokładnie trzy razy, zanim mój podpis się na nich pojawił, nie widziałam go. Nie sypiał w swoim apartamencie, a jedzenie przynosiła mi Theresa. Dziś na śniadaniu również tak było, a mnie zaczęło to zastanawiać. Co się z nim działo? Czy gdzieś wyjechał? A może już nie żyje? Wcale bym się nie zmartwiła, w końcu prawdopodobnie dostała bym wolność, tylko czy miałabym do czego wrócić?

   Moje spekulacje przerwały zgrzyty w zamku. Czyli jednak żyje, a ja nie mam co marzyć o wolności.

- Dziś przyjedzie do Ciebie krawcowa z gotową suknią – żadnego cześć, aby na wejściu instrukcję. Ten człowiek naprawdę jest niewychowany. Nie było go cztery dni i teraz od tak sobie wraca, myśląc, że jest wszystko w porządku.

- Zmieniłam zdanie – moja buzia jest bardziej odważna niż mój mózg.

- Co?! Co może w Twoim wypadku oznaczać zmieniłam zdanie? Carlo przemyśl sobie dwa razy, zanim coś powiesz, bo jakby nie patrzeć, weźmiesz ten ślub ze mną, a czy będziesz to Ty, czy jakaś Twoja kukiełka, już mnie to nie interesuje – powiało mocno chłodem.

   Czegoś tu nie rozumiałam, skoro zależało mu tylko na moim spadku, to do czego nadal jestem mu potrzebna? Mógł przecież to wszystko przejąć, skoro mnie nikt i tak nie mógł znaleźć od trzech lat. Czemu więc jeszcze mnie trzyma żywą?

- Więc czemu mnie nie zabijesz?

- Mógłbym, ale wtedy nie było by zabawy, prawda? – spojrzał na mnie z góry, a w jego oczach tańczyło zwycięstwo.

   Wyszedł z zadowoloną miną, a ja miałam dość życia w tym domu. Zamykał mnie jak szczura w klatce i po mimo, że była to duża przestrzeń, to chciałabym w końcu odetchnąć świeżym powietrzem, zobaczyć niebo i słońce, lub chociaż poczuć włoski ciepły deszcz.

***

   Kobieta z suknią przyjechała po południu. Była piękna, ale ja sama nie potrafiłam się cieszyć. Nie kochałam faceta za którego miałam wyjść. Nienawidziłam  go wręcz i chciałam by zginął. To głupie, ale jak miałam myśleć o kimś, kto mnie chciał tylko zranić? Zabrać wszystko co zostało po rodzicach i tym dysponować? Szkoda, że sam nie widział tego z mojej perspektywy.

- Dojdzie Pani obcas, więc skrócę ją tylko dwa centymetry – krawcowa stała z miarka w ręku i już pół godziny gadała zapisując coś na kartce. Nie odzywałam się, w końcu i tak ostatnie słowo miał Pablo.

   Kobieta wyszła po godzinie, a ja siadła w fotelu. Nie wiedziałam co mam robić. Co jeśli przesunę swój plan na dzień ślubu? Jeśli Pablo usłyszy to w gronie swoich znajomych i brata oraz ochroniarzy, może mnie nie zabiję? W sumie tego nie wiem. Sam stwierdził, że do niczego nie jestem mu potrzeba i może wyręczyć mnie jakaś obcą osobą.

   Czekałam na Pablo długo, ale się nie pojawił. Thersa przyniosła mi kolację, a ja postanowiłam ją chwilę zatrzymać.

- Mogę mieć prośbę? – zapytałam, gdy już była przy drzwiach.

- Zależy jaką – odwróciła się patrząc na mnie spokojnie.

- Chciałabym nauczyć się gotować, pomożesz mi? Może mogłabyś dać mi jakieś książki?

   Było to żenujące, ale naprawdę nie potrafiłam nic zrobić. Co najwyżej zagotować wodę na herbatę. Odcięli mnie od całego świata i to było najgorsze, a jeśli chciałam żyć, to musiałam chociaż trochę poznać życie.

- Poszukam czegoś i Ci przyniosę – odezwała się i wyszła. Usłyszałam tylko jak przekręca zamek.

   Nie lubiłam być sama. Nawet jeśli nie lubiłam Pabla, to wolałam, gdy tutaj był. Nie czułam się tak samotna. Mogłam nawet zaakceptować jego chamstwo i bezczelność, która biła od niego.

   Po kolacji Theresa ponownie przyszła i zabrała talerz. Zostawiła mi również książkę podstaw gotowania, za co byłam jej wdzięczna. Zaczęłam lekturę i nie wiem kiedy, ale zasnęłam na kanapie w salonie.

***

   Czułam jak ktoś mnie dotyka, a mój mózg od razu przyjął wolę walki.

- Zostaw mnie! – krzyknęłam na wpół przytomna.

- To ja. Pablo – usiadłam na drugim końcu kanapy, patrząc na faceta z rękami spuszczonymi wzdłuż ciała.

- Wystraszyłeś mnie, mogłeś po prostu obudzić, a nie łapać jak pies za kija – wstałam starając opanować szybkie bicie serca.

- Skąd możesz wiedzieć jak łapie pies za kija? – dogryzł mi.

- No tak w końcu Ty wiesz najlepiej, ile wiem ja prawda?!

- Zmień ton i idź spać, rano będziemy rozmawiać – zdjął marynarkę i skierował się do łazienki.

   Sama skierowałam się do sypialni. Nie wiedziałam czego do końca, prócz spadku jaki dostałam, oczekuje ode mnie Pablo. Przyznam szczerze,  że im dłużej tu siedziałam, tym bardziej miałam ochotę go zabić, czy wręcz się mu przeciwstawić. Miałam gdzieś te kary, przecież mnie nie zabiję. Ileż można udawać, że wszystko na czym mu zależy to seks. Nie będę wiecznie jego zabawką, więc ile byłam warta, skoro mógł mnie podmienić na jakąś inną laskę. Widocznie nic, prócz tego, że zrzekam się na jego korzyść wszystkiego co posiadam.

   Słyszałam jak krząta się po salonie, więc zamknęłam sypialnie na klucz, by tej nocy nie wchodził tutaj i nie patrzył się na mnie jak psychopata. Z jednej strony zastanawiało mnie to dlaczego to robił, a z drugiej nachodziła mnie myśl, że po prostu planuję w głowie moje morderstwo. Położyłam się i zasnęłam jak dziecko.

   Poranek przywitał mnie waleniem do drzwi, aż w końcu wypadły z zawiasów. Razem z nimi do pokoju wpadł również Pablo.

- Klucz zaciął się w zamku? – zagrałam głupią. – Nie musiałeś wpadać razem z drzwiami.

- Kurwa! Naucz się, iż klucze dla Ciebie nie istnieją – widziałam, że był wściekły. Nie zrobiło to jednak na mnie żadnego wrażenia. W końcu, gdyby dał mi odrobinę prywatności, było by mi łatwiej żyć w tym domu.

- Było go tu nie zostawiać – wstałam nie wzruszona ruszając w stronę łazienki, ale zatrzymałam się przy drzwiach. – W łazience też mam się nie zamykać?

- Nigdzie! – warknął i wyszedł z telefonem przy uchu.

   Nie było mi go szkoda. Mógł grzecznie zaczekać, aż wstanę i się ogarnę. Wzięłam prysznic i ruszyłam do garderoby, szukając czegoś co nie będzie sukienką dla zwykłej kurwy. Jednak chyba mój przyszły mąż lubił, gdy kobieta wygląda jak zwykła dziwka i każdy może zobaczyć czy ma na sobie jakąkolwiek bieliznę.

   Znalazłam jedynie kombinezon oczywiście również w czarnym kolorze. Założyłam bieliznę i rozpuściłam włosy, które były naprawdę grube i ciężkie. Miałam ochotę je ściąć, lecz po prostu było mi ich szkoda.

- Chodź – nim wyszłam z garderoby, stanął w niej Pablo. Jego ciemne oczy były jeszcze bardziej ciemne niż zazwyczaj.

- Gdzie? – zapytałam.

- Pierw śniadanie i przestań się dopytywać o wszystko, bo naprawdę starce cierpliwość. Miałaś siedzieć cicho, zapomniałaś jakie panują tu zasady?

   Miałam na ustach wiele słów, które chciałam wyrzucić, lecz póki nie osiągnę swojego celu to muszę się podporządkować.

- Zrozumiałam – spuściła głowę i zacisnęłam zęby.

   Powtarzałam sobie w głowie, iż jeszcze muszę wytrzymać. Kilka dni. Zostało tylko kilka dni. Lecz wtedy nie będę już tak miła i z pewnością nie będę się podporządkowywać Pablo. 

Pod Kluczem [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz