Rozdział 18

560 21 1
                                    


   Patrzyłam na Pablo, a on na mnie. Bałam się odezwać, a on chyba naprawdę zaniemówił. Nie wiedziałam co robić, czy nadal patrzeć? Czy spuścić wzrok?

- Octavio wyjdź proszę, Daniel na pewno już na Ciebie czeka – odezwał się, lecz cały czas patrzył na mnie. Jakby bał się, że jak tylko spuści ze mnie wzrok, to ucieknę, gdzie pieprz rośnie. Przyznam szczerze, że to właśnie w tej chwili chciałbym zrobić.

- Oczywiście, nie każcie nam na siebie długo czekać – powiedziała i wyszła, zostawiając mnie samą z Pablo.

   On zaś ruszył o dwa kroki w moją stronę i wyciągnął dłoń. Podałam mu swoją, a on szybki obrócił mnie do siebie tyłem, tak mocno, że wbiłam się w jego tors, wydając z siebie pisk.

- Spójrz jak pięknie wyglądasz – szepnął w moje ucho, aż całe moje ciało się spięło. Mimo wszystko spojrzałam w odbicie lustrzane, lecz mój wzrok wpatrywał się w jego. – Powiedz mi jak mam pokazać Cię światu, gdy taki skarb powinno trzymać się zamknięty, pod kluczem?

   Mój cały świat to bycie pod kluczem, dlatego teraz nie mogłam dopuścić, aby nadal to trwało. Musiałam być silna, wyjąć stąd, powiedzieć mu tak i małymi krokami zmieniać swoje życie.

- Zgodziłam się, więc teraz zostało nam tylko to sfinalizować – powiedziałam pewnym głosem, nadal patrząc w odbicie lustra.

- Cieszę się – uśmiechnął się cwaniacko i obrócił mnie do siebie tak szybko, że zdążyłam tylko złapać za jego marynarkę by nie stracić równowagi.

   Po chwili patrzenia w swoje oczy, w końcu Pablo chwycił mnie pod ramię i ruszyliśmy do wyjścia. Byłam dumna z siebie oraz z dziewczyn, że tak dobrze wyszło nam to przygotowanie. Byłam zachwycająco piękna, a sama suknia robiła robotę. Czułam się dziś jak królowa i naprawdę nic nie zepsuje mi tego co właśnie działo się w mojej duszy.

  Zeszliśmy na dół, gdzie w obecności ochrony czekali Octavia, Theresa i Daniel. To również niedługo będzie moja rodzina, i dziewczyny były naprawdę szczere, tak Pablo i Daniel byli jak talia kart, nigdy nie wiadomo jaką kartę się trafi jak i z ich humorami.

- Wyglądacie idealnie – Daniela uścisnął dłoń Pablo i szczerze, chyba szczerze, się do mnie uśmiechnął.

- Zabierajmy się, wszytego gotowe? – Pablo szybko wrócił do tonu szefa.

- Oczywiście, sam wszystko sprawdziłem – Daniel złapał Octavię pod rękę i ruszyli do wyjścia. Pablo przepuścił Theresę i my ruszyliśmy za nią.

   Bałam się, bo nie wiedziałam jak będzie przebiegał ten dzień, lecz męska dłoń Pablo cały czas trzymała mnie przed upadkiem. Czułam jednak, że on również jest spięty, ale nie chciał dać po sobie tego poznać. Wsiedliśmy do czarnej limuzyny, i w ciszy jechaliśmy do kościoła.

***

   Ceremonia nie trwała długo, sama przysięga i kilka słów od Daniela. Następnie zostaliśmy przewiezieni na salę, gdzie czekali na nas goście. Zdziwiłam się, bo w cerkwi była tylko Theresa, Octavia i Daniel, oraz kilku ochroniarzy wraz z wielebnym.

- Trzymaj się mnie i nie pytaj o nic nikogo – Pablo po raz kolejny przypomniał mi zasady dzisiejszego dnia. Kiwnęłam tylko głową, na znak, iż dobrze to zrozumiałam.

- Witamy naszych głównych gości – gość w garniturze otworzył przy nas szampana i nalał do kieliszków. Pablo podał mi jeden z nich i stuknął swoim o mój. Wypiłam na jedynym tchu i razem ze swoim już mężem wyrzuciłam kieliszek do tyłu tak, iż szkło rozbiło się na małe kawałeczki. – Brawo! – Facet ponownie krzyknął, a cała sala pełna nieznanych mi ludzi zaczęła wiwatować i klaskać. Schlebiało mi to, lecz nadal miałam w głowie niepewność. Sam Pablo nie zdoła mnie obronić przed tyloma ludźmi. Zastanawiałam się czy każdego z nich zna? Może. A może tylko zaprosił ich, aby coś sfinalizować.

- Zapraszamy na kolację – odezwał się głos z głośników, a Pablo pociągnął mnie w stronę okrągłego stołu. Miałam cichą nadzieję, że będziemy siedzieć tylko z rodziną. Oczywiście miałam z tyłu głowy ból, iż jest tu tylko rodzina Pablo, oraz ludzie których nigdy wcześniej nie widziałam.

- Uśmiechnij się trochę, w końcu to Twój dzień – Pablo szepnął mi do ucha, a ja starałam się trzymać uśmiech na twarzy. Chociaż ciężko było się uśmiechać do ludzi, którzy może potencjalnie chcieli mnie zabić.

   Kolacja trwała długo, za długo, ale starałam się zjeść po trochu z każdego dania jakie stawiano mi przed nosem. Miałam obawy, że może ktoś chciał nas otruć, lecz Pablo najwidoczniej nie. Zjadał wszystko co lądowało przed nim. Miałam już tak ściśnięty żołądek, że bałam się nawet napić wody. W końcu muzyka ucichła, a z głośników znów zabrzmiał głos prowadzącego.

- Myślę, że teraz jest pora, aby nasza młoda para otworzyła ten bal – spojrzałam przerażona na Pablo, który się tylko do mnie uśmiechnął, wyciągając dłoń. Podałam mu swoją i czułam jak ucieka mój grunt. Przecież do cholery, ja nie potrafiłam tańczyć.

- Przecież ja z Tobą nie zatańczę – szepnęłam w jego ucho.

- Rozluźnij się i daj mi się prowadzić, nic więcej nie potrzebuję – łatwo mu powiedzieć. Rozluźnij się, gdy będzie się na Ciebie patrzyło 300 osób. To jakaś kpina. Kiepski żart. Komedia, która chyba się zaraz skończy. Nie sądziłam, że będę musiała tu odgrywać jakieś role, prócz zwykłego uśmiechu.

   Zaprowadził mnie na ogromny parkiet, każda para oczu była wlepiona tylko w nas. Zaczynałam czuć jakby ulatywało ze mnie powietrze. Gdybym wiedziała na co się piszę, nigdy, ale to nigdy, nie zgodziłabym się na ślub. Starałam się łapać elementy w punkt widzenia. W końcu, również zaczęłam oglądać miejsce w którym się znajduje i jak ono wygląda. Ociekało luksusem, wręcz parzyło oczy. Nie wiedziałam już co jest gorsze, to iż wszyscy na mnie patrzą, czy to, iż znajduję się w miejscu praktycznie ze złota.

- Skup się na mnie i daj się prowadzić – głos Pablo uderzył w moje uszy a ja dopiero na niego spojrzałam. – Proszę uśmiechnij się, bo pomyślą, że chcę Cię zabić – starałam się jak mogę, aby mój uśmiech wyglądał przekonująco, ale chyba nie wyszło.

   Muzyka rozbrzmiała z głośników, a dłonie Pabla zamknęły mnie w sobie i czułam jak nami kołysał. Oddałam się mu do końca i chciałam, aby ta chwila się już skończyła. Jednak w takich sytuacjach czas się tylko dłużył. Modliłam się by moje ciało nie zrobiło żadnego ruchu wbrew mojemu mężowi, który jak widać było świetny we wszystkim. Tańczył tak jakbym była najlepszą tancerką na świecie, lub chciał, aby inni tak myśleli.

   Przeżyłam taniec, który został nagrodzony brawami, chciałam uciec żeby nikt nie zauważył, lecz Pablo machnął gdzieś ręką i muzyka zaczęła znów grać. Spokojna jak do kołyski. Sala zaczęła się napełniać, a my kołysaliśmy się do rytmu. Spojrzałam na swojego już męża, a w jego wzroku było coś czego nie znałam. Był mocny i przenikliwy, lecz i łagodny na swój chory sposób.

- Pięknie dziś wyglądasz – szepnął mi do ucha, a ja mimowolnie położyłam głowę na jego torsie.

- Dziękuję – odpowiedziałam cicho i chciałam zamknąć te chwilę na zawsze. Wiedziałam, że to co usłyszę dziś od niego będzie tylko na raz. Więcej nie będzie taryf ulgowych, ani miłych słówek. Pablo nie był facetem o którym marzyła by księżniczka, a zła królowa.

- Pamiętaj o zasadach Carlo – czar prysł jak tylko wypowiedział te słowa. Wiedziałam o nich i dziś naprawdę chciałam je stosować, lecz sama byłam sobie winna, że na każdym kroku wszyscy musieli mi o nich przypominać.  Może gdybym od początku była grzeczna, oraz pokazywała swoją uległość te słowa nie płynęłyby od każdego. Nie wiem, bo moja natura jest troszeczkę inna, a ja wiem, że teraz nie dam sobą rządzić. 

Pod Kluczem [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz