Rozdział 29

481 23 2
                                    


   Obudziłam się w dobrze znanym mi apartamencie. Nie było w nim jednak nikogo. Głowa pękała mi z bólu, a suchość w ustach zmusiła bym wstała.

   Szklanka wody, która stała obok łóżka nie była wystarczająca. Wychodząc z sypialni zauważyłam Pablo siedzącego na kanapie z laptopem na kolanach.

- Było mnie zabić, a nie ponownie tutaj zamykać – odezwałam się mijając go. Potrzebowałam więcej wody, inaczej sama umrę z pragnienia.

- Miło, że już się obudziłaś – odłożył laptopa i wstał. – Kawy?

    Kiwnęłam tylko głową i wypiłam mała butelkę wody na raz, zabierając z lodówki kolejną.

- Nie musisz udawać zatroskanego męża – dodałam. Może i mnie uratował, ale tak naprawdę nie przed sobą samym.

- Nie udaję! Carlo nie wiesz do czego jest zdolny Marcus – warknął na mnie stawiając kubek przede mną. – Jemu się nie ufa.

- Jemu nie, a Tobie?

    Spojrzał na mnie z pod byka. Nie zależało mi już na niczym. Nie będę siedziała cicho, skoro i tak nie zyskam nic. Mam dość, iż każdy ma gdzieś moje uczucia i moje potrzeby.

- Jesteś tu, żyjesz i nadal nie wiesz czy możesz mi zaufać? – zapytał siadając na fotelu.

- Nie wiem. Ty nie ufasz mnie. Nie mówisz o niczym, a jeśli chcę coś wiedzieć, to mówisz mi to z wielką łaską Pablo. Mam już dosyć, albo mnie zabij, albo pozwól odejść – wzięłam kubek z kawą w rękę i zastanawiałam się czy dobrze to rozebrałam. Teraz zostaję mi zaczekać na jego ruch.

   Nic nie powiedział, zacisnął dłonie w pięści i wstał. Spojrzał na mnie i zwyczajnie wyszedł z apartamentu. Jeśli tak będzie uciekał od poważnych decyzji to nigdy nie dojdę z nim do jakiegoś kompromisu. Zachowywał się jak rozkapryszone dziecko, w sumie ja nie lepiej, tyle że ja, wiedziałam już czego chcę, a on może i wiedział, ale o niczym nie mówił.

   Wypiłam kawę wychodząc na taras. Niebo było spokojne, a ciepły wiatr uderzał w moje ciało. Patrząc z perspektywy czasu nie miałam tu ostatnio źle, jednak nie potrafiła bym żyć tak jak dotychczas. Potrzebuję przestrzeni, móc robić rzeczy o których nawet na tę chwilę nie potrafię myśleć, tylko czy w tym miejscu? Chyba nie.

- Mogę? – Octavia weszła na taras, a ja tylko kiwnęłam głową. – Pokłóciliście się?

   Usiadła obok mnie. Nie wiedziałam czy mam ochotę z nią o tym rozmawiać, jednak z drugiej strony z kim innym mogłabym o tym porozmawiać?

- Nie nazwałbym tego tak, po prostu wymieniliśmy poglądy – stwierdziłam.

- Cóż, trochę inaczej wyglądało to z mojej perspektywy, gdy zawołał Daniela.

- Może zdenerwowały go moje słowa, a teraz musi podjąć decyzję.

- Co dokładnie mu powiedziałaś?

- Nic szczególnego. Kazałam mu wybrać między pozwoleniem mi odejść, a zabiciem mnie – spojrzałam na Octavię mówiąc to. Jej usta tylko się otworzyły jakby chciała, abym policzyła ile ma zębów.

- Żartujesz?

- Nie, a tak wyglądam?

- Przecież on Cię zabiję – wzruszyłam ramionami.

- Trudno. Nic lepszego mnie nie czeka – wyznałam zgodnie z prawdą.

- Nie. Nie, nie! Daj mu szansę, pozwól się poznać, poznaj jego, może wtedy stworzycie związek. – Wstała gestykulując rękoma.

- I co? Mam udawać, że go kocham, jeśli tak nie jest? To nie dla mnie, ja nie chcę należeć do tego świata, to nie jest moja bajka. – Sama wstałam.

- Ale on Ci nie da odejść Carlo!

   Machnęłam ręką i weszła do środka. Nastawiłam ekspres i zrobiłam kawę, bo nie chciałam słuchać mądrych rad. Nikt nie wiedział co ja czuję, nikt nie pytał czy tego chcę i jak tego chcę. Miałam dosyć, zwyczajnie dosyć ludzi, którymi się otaczałam. Dosyć świata w jakim przyszło mi tkwić i którego tak bardzo nienawidziłam.

- Marcus żyje – Octavia stanęła w środku patrząc na moją relacje.

- Brat brata nie zabiję, lecz Marcus zrobiłby to bez mrugnięcia okiem Octavio. Oni tacy są, to ludzie nie mający serca, chcący zawładnąć wszystkim i wszystkimi.

- To rodzina, nasza rodzina – odezwała się siadając na kanapie.

- Ty chciałaś zostać jej częścią, ja nie. Zmuszono mnie, zabrano wszystko, a teraz co mi zostało? Żebrać o to co moje? Czekać, aż Pan i władca pozwoli mi odejść? Dawać się poniżać, uciekać całe życie i się chować jak mysz? Nie takiego życia bym chciała, żyłam w tym jako dziecko, niewiele pamiętam, ale byłam do tego przygotowywana i naprawdę o stokroć chciałabym nie żyć, niż udawać, że jestem tu szczęśliwa – usiadłam z kawą na fotelu, gdy odezwał się Pablo, który musiał słyszeć to co właśnie wyszło z moich ust.

- Octavio wyjdź – wszedł głębiej do pomieszczenia, a dziewczyna posłusznie opuściła pokój.

- Zdecydowałeś? – zapytałam jak tylko stanął przede mną.

- Carlo kocham Cię i nie zmienię tego, stracenie Cię na zawsze byłoby cierpieniem dla mojej duszy, więc jedynie zostaję mi Cię wypuścić byś mogła żyć jak chcesz – wstałam i odstawiłam kubek.

- Super, jednak jak mam żyć skoro odebrałeś mi wszystko?

   Widziałam jak bardzo zraniło go moje szczęście, ale nic na to nie poradzę. Owszem pociągał mnie fizycznie, jednak nie czułam do niego nic prócz strachu i obrzydzenia.

- Masz dom , kupiłem go dla Ciebie. Dostaniesz kartę z pinem, więc będziesz mogła z niej korzystać do woli. Zrobisz co zechcesz – to było zbyt proste, aby było prawdziwe.

- W czym tkwi haczyk? – spojrzałam na niego, a wzrok Pablo był pusty. Nie widziałam w jego oczach niczego.

- Musisz zmienić wygląd – odezwał się. – Imię i nazwisko również – dodał siadając na kanapie.

- Rozwód? Dasz mi rozwód?

- Dam, nie chcesz mnie, więc nie będę więcej stawał na Twojej drodze. Chciałem, cholernie chciałem, abyś była moja, abyś mnie pokochała jak Octavia Daniela, ale widocznie nie jestem i to dane.

   Zrobiło mi siego żal, lecz z drugiej strony to on sam zgotował sobie taki los.

- Widzisz Pablo, nie wszystko jest tak jakby się tego chciało. Gdybyś zaczął naszą znajomość inaczej, może spojrzałbym na to inaczej, lecz Ty wybrałeś jedną z gorszych opcji i to zniszczyło wszystko, co może kiedyś mogło się zrodzić między nami – westchnęłam. Może i miałam serce z kamienia, jednak wiedziałam, że jeśli ulegnę raz, to wyjdę na słabą i będzie można mną manipulować, a nie tego od życia chciałam. Jestem kobietą, która chcę twardo stąpać po ziemi. Kobietą która nie boi się spojrzeć śmierci w oczy i poradzi sobie, chociażby miała zostać tu sama jedna.

- Kiedy chcesz odejść?

- Ile zajmie nam załatwienie formalności i zmiana mojego wizerunku?

- Ty możesz zmienić się nawet dziś, papiery około tygodnia powinny być sprostowane – odezwał się i usiadł w fotelu.

- Więc odejdę za tydzień – odezwałam się i sama usiadłam.

   Może byłam naiwna, jednak teraz mogłam zobaczyć czy Pablo dotrzyma słowa. Jeśli nie i odstrzeli mnie ostatniego dnia nic nie stracę, bo jakby nie patrzeć, ja nigdy nie miałam i obecnie nie mam już nic do stracenia. Życie jak i chwilę jest ulotne, więc zostaje mi tylko uwierzyć, że wszystko pójdzie zgodnie z planem jaki został mi przedstawiony.

   Spojrzałam na faceta, który zniszczył mi życie, ale również chcę to naprawić. Myślałam, że wrócić tu i zwyczajnie rzuci zakazem lub nakazem, jednak co do tego się pomyliłam. Może chcę odkupić swoje winy? Nie wiem, lecz ten tydzień z pewnością mi to pokaże. 

Pod Kluczem [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz