Rozdział 13

658 25 0
                                    


   Pablo przyszedł chwilę po nas, siadając do stołu, a cała kolacja minęła w absolutnej ciszy. Zdziwiłam się, bo w końcu jako bracia, powinni mieć z Danielem jakieś tematy. No chyba, że żyli obok siebie, będąc tylko wspólnikami w interesach. Może jednak coś wisiało w powietrzu, a do tego zastanawiało mnie zachowanie Octavii.

- Skończyłaś? – Pablo wbił we mnie wzrok, jak zdążyłam wziąć ostatni kawałek mięsa do ust.

- Tak – odłożyłam sztućce i wstałam, tak samo jak on.

- Dobranoc – rzucił i pociągnął mnie za ramię tak, że sama nawet nie zdążyłam się pożegnać.

   Ciągnął mnie do gabinetu jakby tutaj miała zaraz wybuchnąć bomba. Liczyłam w głowie do trzech w kółko, aby nie wywalić z jakimś pytaniem, które zaczynały kiełkować mi na ustach. Owszem bałam się go, lecz z drugiej strony było we mnie coś, co dawało mi nad nim przewagę.

- Siadaj – warknął nim dobrze weszłam za próg gabinetu.

   Nie odzywałam się, cierpliwe czekałam, aż mi pozwoli, ale sekundy, które mijały, wydawały się wiecznością. Jakby sprawdzał, ile czasu wytrzymam w milczeniu.

   Sam zajął swoje miejsce, lecz na jego twarzy malowała się wściekłość. W tej chwili nie wiedziałam już, czy to czego chcę i pragnę w ogóle będzie spełnione, czy kiedykolwiek pozwoli mi żyć tak, jak bym ja tego pragnęła.

- Czego żądasz? – zapytał, a ja patrzyłam na niego uważnie. Chwilę zajęło mi ułożenie w głowie jakichś słów, bym wybrała dobrze. Abym nie żałowała decyzji, jakie podejmę teraz w przyszłości. – Masz minutę, więcej nie będę Cię słuchał.

- Chciałabym... – zawiesiłam głos, w tej chwili, już nie wiedziałam czego tak naprawdę chcę. Pablo spojrzał na mnie wyczekująco i widziałam w jego oczach, że czas uciekał. – Chciałabym więcej czasu spędzać z Octavią, wychodzić dalej niż z pokoju do jadalni i zniknąć z tego domu nawet bez grosza jak tylko zakończy się ten cyrk z małżeństwem. – Wydusiłam wszystko na jednym wdechu. Wątpiłam, aby chciał cokolwiek wnieść nowego do mojego życia, lecz to co mu podałam nie dawało zbytnio wyboru.

- Cyrk? Tak nazywasz życie ze mną? – zapytał.

- Trzymasz mnie jak jakieś zwierzę w klatce, które ma Cię zabawiać, gdy masz na to ochotę, więc jak mam to nazywać?

- Swoim losem – losem? Wątpię, bym tak miała zapisane życie. – Octavia jest pusta, więc o czym chciałabyś z nią rozmawiać? Daniel wziął ją za żonę, bo była ładna i łatwa, nic ponadto. Jeśli chodzi o wychodzenie z Twojego jak to ujęłaś, więzienia, to zmartwię Cię lecz nic z tego.

- Nie proszę o wiele – wzburzyłam się. Do cholery chciałam tylko trochę pożyć jak normalny człowiek.

- Nawet nie zdajesz sobie sprawy o jak wiele właśnie prosisz, wybacz, ale nie jestem w stanie tego spełnić – wstał i podszedł do mnie jakby chciał zabić jak natrętną muchę. Nie chciałam odejść z niczym, musiał przystać na cokolwiek.

- Zrobię co zechcesz, ale zgódź się na te warunki – wstałam, chociaż nie pozwolił. Nie chciałam, aby widział we mnie słabą idiotkę, nie byłam nią i nigdy nie będę.

- Co zechcę? Za to byś mogła chodzić po domu, i rozmawiać z pustą Barbie?

- Oraz zniknąć z Twojego życia tuż po zakończeniu małżeństwa – dodałam.

   Zaśmiał się co trochę zbiło mnie z tropu. Miał rozdwojenie osobowości, nie wiedziałam w kogo zamieni się teraz. Czy w zimnego drania, który nie liczy się z uczuciami innych, czy może w troskliwego partnera, chociaż możliwe, iż to błędne spostrzeżenie.

- Powiedzmy, że może się zgodzę, lecz pod jednym warunkiem – spojrzał na mnie po czym podszedł bliżej mnie. Nie miałam żadnej ucieczki, bo mój tyłek zatrzymał się między biurkiem a podłokietnikiem fotela.

- Jakim? – spytałam, lecz czułam i z pewnością on również jak strach zabierał mi głos.

- Do póki chcę byś tu była i do póki będzie nas łączyć umowa, nie powiesz słowa nie – uśmiechał się górując nade mną swoim ciałem.

   Nie zostało mi nic innego, jak tylko się na to zgodzić. Jeśli chciałam mieć tu swoje miejsce i namiastkę zdania, to musiałam się zgodzić.

- Dobrze – zmrużył oczy sprawdzając, czy na pewno jego słuch go nie zawiódł. Przynajmniej tak mi się wydawało.

- Zgadzasz się?

   Patrzył na mnie tak jakbym obiecała mu życie, tak aby on mógł żyć za mnie dalej. Po mimo, że był ode mnie starszy, chciałam wolności, więc każda propozycja była dla mnie korzystna, nawet jeśli chciał całej mojej zgody na wszystko czego tylko zapragnął.

- Tak, zgadzam się, ale tylko jeśli dostanę to na piśmie. Wszystko o co proszę – patrzyłam na niego, a on tylko zwiększał uśmiech.

- Dobrze, spiszemy umowę – oparł się na blacie biurka i patrzył na mnie jak na słodkie ciasto. Nie podobało mi się to, lecz właśnie się zgodziłam. Zgodziłam się podpisać pakt najgorszą osobą jaką mogła chodzić po tej planecie. Trudno, wytrwam, jeśli i on dotrzyma słowa.

   Wzrokiem wręcz mnie zjadał, a ja starałam się nie uciekać od niego swoimi oczami. Wiedziałam, że sama prowokuję diabła, a to wcale nie było dobre, lecz coś w głębi mnie wiedziało, że jeśli dam mu więcej niż chcę, będę mogła tu rządzić i ja. Może się myliłam, lecz w końcu spróbować mogłam. To nic mnie nie kosztowało, wręcz chciałam tego.

   Pablo jednak chyba zauważył, że coś kombinuje, bo tylko się uśmiechnął i wrócił na swoje miejsce za biurko. Nie jestem na tyle przebiegła jak mi się wydawało. Trudno nadal będę tego próbować, aż w końcu uleganie.

- W dniu ślubu podpiszemy papiery, do tego czasu dom jest do Twojej dyspozycji, lecz póki co tylko wtedy, gdy ją w nim jestem – spojrzał na mnie, gdy ja zdążyłam usiąść. – Więc radzę się tego pilnować i nie próbować sprawdzać na ile Ci pozwolę żyć tutaj jak byś tego chciała, bo może się to skończyć szybciej niż Ci się wydaje.

   Skinęłam tylko głową i spuściłam wzrok. Doszło do mnie właśnie, że nawet jeśli się mocno postaram to i tak będzie to trudne, aby jakoś przekonać i okręcić sobie Pablo wokół palca, będzie trudnym zadaniem.

- Zrozumiałaś? – zapytał, a ja wróciłam ze swoich myśli do gabinetu.

- Tak. Zrozumiałam – uniosłam oczy i spojrzałam na faceta, który tylko coś zapisywał na kartce papieru.

- Idź do pokoju w takim razie – lekko się wystraszyłam, bo nie spodziewałam się, że tak szybko pozwoli mi samej przemieszczać się po domu.

    Wiedziałam jednak, że może mnie sprawdzać, więc póki co wolę się stosować do jego wytycznych, a gdy będę widziała, że zaczyna mi ufać, zacznę działać. Im szybciej się do mnie przekona, tym szybciej stąd wyjdę.

   Stanęłam przed pokojem i zdziwiło mnie to, iż drzwi są otwarte, musiał to zaplanować. Może czuł co będę chciała od niego wyprosić. W sumie to nie były prośby, a lekki szantaż, ale skoro zadziałało to mogę być z siebie dumna.

   Siadłam na kanapie i zaczęłam analizować, czy aby dobrze robię. Może wcale nie powinnam się godzić na ten ślub, a starać się jak najszybciej stąd wyjść? Co jeśli nigdy tak naprawdę, nie da mi rozwodu? Nad tym wcześniej nie myślałam, przecież tacy ludzie nie mają sumienia, ani uczuć. On może już wydał na mnie wyrok śmierci, a ja jak głupia gęś wierząca w jego dobre intencje, zgodziłam się na rzeź... 

Pod Kluczem [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz