ROZDZIAŁ 4

2.1K 125 15
                                    

BIERZCIE I CZYTAJCIE ❤️🙈

🐈Carmen

Wróciłam do szpitala tylko po to, aby oddać kubek Patrickowi. Po nic innego.

Próbowałam wmówić sobie dosłownie wszystko, ale kiedy tylko przekroczyłam próg recepcji coś we mnie pękło. Dlaczego chciałam oszukać samą siebie? Zapewne gdyby nie ten kubek, który trzymałam w dłoni nie miałabym po co tam wracać.

– Drugie piętro, po lewo – wymamrotałam wspominając poprzednie słowa blondyna.

Gdy dotarłam pod drzwi dokładnie przeczytałam imię i nazwisko z plakietki. Patrick Salvador. Dr. Kardiolog. Przełknęłam ślinę mocniej zaciskając palce na glinie. Zerknęłam jeszcze za siebie, nikt nie zwracał na mnie uwagi, co w jakimś dziwnym stopniu mnie lekko uspokoiło.

Położyłam dłoń na klamce i zapukałam dwa razy drugą.

– Proszę!

Co ja najlepszego robiłam? Ale nigdy w życiu nie zabrałam komuś jego własności i to w moim interesie było zwrócenie mu kubka.

Weszłam do środka a przyjemny zapach piżma, oraz jasne ściany otuliły mnie niczym kocyk. Jego gabinet był spory, z widokiem na piękny ogród z wysokimi drzewami. Z okna Wyatta również można było podziwiać te obrazy.

Patrick siedział za biurkiem mając na nosie okrągłe okulary ze złotymi oprawkami. Wyglądał bardzo modnie, a zarazem umiarkowanie. Kiedy tylko odchrząknęłam uniósł swoją uwagę na mnie. Jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. Sama pod wpływem emocji również to zrobiłam, ale szybko przygasłam.

– Przyniosłam ci... kubek – spuściłam wzrok stawiając drżącą dłonią na blacie jasnego mebla naczynie.

– Dziękuję, już myślałem, że cię przestraszyłem, czy coś – lekko zmieszany podrapał się po czubku głowy. Pokiwałam tylko na zgodę  już chcąc wyjść, lecz wtedy zatrzymał mnie jego głos: – Carmen!

Stanęłam w miejscu obrócona do niego plecami. Nie wiedziałam za bardzo, co zrobić w takiej sytuacji. Nowe znajomości były mi bardzo obce. Jeszcze będąc w związku z Wyattem to on wybierał mi przyjaciół, to na jego barkach stawała moja przyszłość i to z kim się będę zadawała. Przez dziesięć lat poznałam może pięć osób z czego tylko z jedną mogłam porozmawiać do tamtego czasu.

Przykre, ale prawdziwe.

I to właśnie z tą osobą zostawiłam swoje dwa szczęścia, którym nie poświęcałam tyle uwagi na ile zasługiwały. Alexandra.

– Nie wiem czy to odpowiedni moment, ani nie wiem czy się zgodzisz, ale... warto spróbować – parsknął w dość zabawny sposób za moimi plecami. Obróciłam lekko głowę za ramię czekając na to, co mi powie. – Zechciałabyś może spotkać się kiedyś na jakąś kolację? Oczywiście nie mówię, że teraz, zaraz, tylko w terminie, który by ci odpowiadał. 

Dosłownie wbiło mnie w miękką wykładzinę. Zaczęło lekko szumieć mi w uszach, a nieprzyjemny ścisk w klatce piersiowej powrócił. Lada moment, a pewnie by ratował mnie bo padłabym na cholerny zawał!

Caroline i Wyatt, oni są razem Carmen. Ty też musisz iść do przodu.

Cichy głosik w mojej głowie nagle przebudził się i zaczął powtarzać to zdanie niczym mantrę. Ze wszystkich sił próbowałam z tym walczyć, ale... co jeśli on miał rację? Ten głos? Może powinnam poszukać ukojenia wreszcie w kimś innym? Może inny mężczyzna da mi miłość, której tak bardzo szukałam u Wyatta?

– D...dobrze – wyszeptałam zaskakując chyba swoje serce, zabiło ono znowu mocno, niemal kująco. Zassałam gwałtownie powietrze do płuc uśmiechając się smutnie.

– Ale serio? – on chyba sam niedowierzał. – O...okay, dasz mi swój numer?

Odwróciłam się w jego stronę chwytając wysuniętą do mnie komórkę. Wpisałam mu cyferki i oddałam.

– Do zobaczenia – machnęłam na sam koniec dłonią będąc w lekkiej rozsypce, ale jeśli nie spróbuję nic z nowego początku, prawda?

***

Było już dość późno, kiedy wróciłam do domu okazało się, że Alex zabrała ze sobą moje kotki i zostawiła mi wiadomość na kuchennym blacie.

Carmenko, kochanie. Zabiorę moje mikro wnuki do siebie, dobrze? Wypocznij, skarbie. Twoja zajebista teściowa! TYLKO TWOJA!

Parsknęłam śmiechem czytając to. Nie wiedziała o tym, że jej syn jest w szpitalu, i szczerze? Mi jakoś samej trudno podchodziło to, żeby jej o tym powiedzieć. Ale musiałam wreszcie to zrobić, prawda? Najpierw postanowiłam wreszcie wziąć długą kąpiel, musiałam smakować tych luksusów póki komornik nie zjawił się przy drzwiach.

Po kilkudziesięciu minutach usiadłam na materacu łóżka i chwyciłam za swój telefon. Zastałam tam dwa nieodebrane połączenia od nieznanego numeru. Na początku zmarszczyłam czoło, potem jednak przypomniałam sobie o blond kardiologu. To na pewno on.

Zapisałam go sobie i już chciałam wybrać kolejny numer, ten bardziej mi znany, ale przeszkodził mi nagły dzwonek świadczący o tym, że ktoś właśnie do mnie telefonował! Och! Odebrałam niemal od razu.

– Słucham? Carmen Black.

– Dobry wieczór, pani Black, z tej strony pielęgniarka Mirabell. Zajmowałam się z doktorem Ophelia pańskim mężem.

Już nie chciałam nawet jej poprawiać, po prostu wolałam słuchać tego, co ma mi do powiedzenia.

– Mamy dobre wieści. Pański mąż wybudził się kilka minut temu. Póki co kontakt z nim jest lekko utrudniony, jest lekko zaćmiony i bardzo wykończony, lecz lekarz kazał przekazać, żeby pani jutro z samego rana się zjawiła. Nie będzie problemu? Tuż po wybudzeniu pani mąż ciągle wspominał pani imię.

Że co, proszę? Omal nie zakrztusiłam się własną śliną. Z jakiej kurde racji Wyatt o mnie wspominał?! Myślałam, że się przesłyszałam, ale nie było możliwości na taką pomyłkę.

– Halo! Pani Black, jest tam pani?

– Ekhem... – odchrząknęłam przykładając do ust dłoń. Gula w gardle była nieznośna, zbyt mnie drażniła. – Tak, tak jestem. Ale nie za bardzo rozumiem pewną kwestię. Jak to mój były mąż wspominał o mnie?

– Och, pacjenci bardzo często podczas wybudzania wołają o swoje najbliższe osoby. W przypadku pana Blacka okazała się być nią pani – zachichotała po drugiej stronie.

– D...dobrze, będę z samego rana. Dobrej nocy – rozłączyłam się pełna sprzecznych emocji.

Tu nic się nie zgadzało. Nic, a nic! Jakim prawem Wyatt po tym wszystkim mnie wołał leżąc w szpitalnym łóżku? Skoro był z Caroline to ją powinien wołać! Nie mnie.

Opadłam plecami na poduszki nie mogąc nawet zamknąć oczu. Serce było pełne ekscytacji, zaś rozum dawał mi jasne sygnały, że nic nie było tak jak potrzeba. Następnego dnia chciałam z całych sił poznać prawdę, całą prawdę.

Odzyskaj mnie [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz