ROZDZIAŁ 36

1.8K 116 1
                                    

🐈Wyatt

Gdy wróciłem do mieszkania poczułem, że wreszcie mogę odetchnąć z ulgą. Chyba nigdy w życiu nie czułem tak długo strachu, jak w tamtym momencie, szczególnie wtedy, kiedy musiałem uratować Carmen z otchłani ognia domu.

Oparty o parujące kafelki zamknąłem oczy opierając rękę o szklane drzwi prysznica. Wziąłem głęboki wdech i przesunąłem ręką po mokrych kosmykach swoich ciemnych włosów licząc, że wreszcie chociaż na moment moje ciało się rozluźni i pozwoli mi zasnąć na kilka godzin, żeby się zregenerować.

Byłem zbyt wyczerpany, by jechać z Hudsonem na komisariat i patrzeć na fałszywe mordy tej dwójki. Takie atrakcje postanowiłem, że zostawię sobie na chwilę, gdzie towarzyszyć mi będzie Carmen. Tylko ona potrafiła ujarzmić mojego wewnętrznego tyrana, a do tego w sumie nie wiedziałem, co dalej w sprawie z doktorkiem, gdybym wdał się w bójkę na posterunku możliwe, że nie byłoby kolorowo.

Owinąłem biodra ręcznikiem i zgoliłem lekki zarost. Umyłem zęby po czym wróciłem do pustego pokoju opadając plecami na miękki materac. Moje usta samoistnie powędrowały do góry, bo serce dało jasny sygnał, że:

Carmen tu jest, i nigdzie się nie wybiera bez ciebie.

– Kocham cię.

Ja pierdole... może majaczyła, bądź nie wiem sam w sumie co! Ale kurwa! Te pieprzone dwa słowa były jak moja ostatnia deska ratunku. Nie potrafiłem opisać tego jak poczułem się wtedy, kiedy powtórzyłem to zdanie już będąc w miarę uspokojony. To tak jakby ktoś nagle wlał do narządu odpowiadającego za istnienie nową energię, nowy płyn dzięki któremu mogłem wreszcie powrócić do jakiegoś tryby gdzie istniałem ja i ona...

Sięgnąłem po telefon sprawdzając godzinę. Było już po czternastej. Nastawiłem budzik na dwudziestą i zdjąwszy ręcznik z siebie wdrapałem się pod jasną pościel i odnalazłem po omacku pod poduszką gładki materiał.

Ta halka pachniała nią jak nic innego. I może było to chore, ale wtuliłem nos, i wreszcie zamknąłem oczy na tak długo jak tego potrzebowałem.

Bo tylko dzięki wiedzy, że Carmen jest już bezpieczna mój mózg mógł na chwilę odetchnąć.

***

Byłem na siebie wkurwiony. Przespałem o dużo więcej niż zamierzałem, i gdy się obudziłem za oknem było już całkowicie ciemno, a zegar wskazywał pierwszą trzydzieści!

Zeskoczyłem z łóżka jak rąbnięty, omal się nie potykając o własne nogi. Ale w pewnym momencie stanęłam w miejscu zastanawiając się w sumie, gdzie miałem iść, skoro do szpitala nie mogli mnie wpuścić, a w mieszkaniu Hudson i mama już zapewne spali.

Wpadłem na porąbany pomysł godny dwudziestolatka.

Ubrany w czarną bluzę z kapturem i ciemne jeansy wdrapałem się na teren szpitala. Szlaban był uniesiony do góry, a gdzieniegdzie widziałem świecące się żółte światło z pokojów pacjentów. Ochroniarz jakoś nawet nie zwrócił na mnie uwagi, kiedy ominąłem ścieżkę prowadzącą do wejścia do rejestracji.

Kurwa gdzie był jej pokój, pomyślałem dokładnie przypominając sobie drogę jaką pokonałem wcześniej. Szedłem pośród zieleni otaczającej budynek nie przejmując się tym, że wszędzie widniały kamery. W pewnym momencie stanęłam przed ciemną częścią i chwyciłem za odstającą rynnę.

– Dobra, raz kozie śmierć – westchnąłem mocniej zaciskając zęby. Chyba na wspinaczkę było dla mnie za wcześnie, ale jebać. Musiałem ją zobaczyć. I warte tego było dosłownie wszystko.

Odzyskaj mnie [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz