🐈Wyatt
– Panie Black, miło mi Pana znowu gościć – starszy facet wyszedł zza biurka i uśmiechnął się delikatnie. – Jestem do pańskiej dyspozycji – zapewnił zdejmując z nosa swoje okulary korekcyjne i położył je na drewniane biurko.
Chciałem podrapać się po karku, lecz nie miałem takiej możliwości – no może po tym jak usiądę, pomyślałem zakłopotany.
– Dzień dobry szukam detektywa Marca Bonesa – poinformowałem, a mężczyzna po chwili gromko się zaśmiał.
– Przecież to ja we własnej osobie, Panie Black, nie pamięta mnie Pan? – chyba chciał zażartować, ale palnął coś co było raczej nie na miejscu.
– No tak się składa, że nie – przyznałem całkowicie szczerze, przez co jego wyraz twarzy uległ zmianie. Jakby odrobinę spochmurniał, a oczy zmrużył do wielkości ziarenek.
– Czyli to prawda – mruknął po chwili.
Zmarszczyłem czoło siadając na welurowym fotelu przed biurkiem, a mężczyzna obszedł je i również przysiadł na swoim fotelu.
– Skąd Pan o tym wie? – zapytałem lekko zaintrygowany.
– Niedawno był u mnie mecenas Shannon, i coś wspomniał, że miał Pan ciężki wypadek, i ma Pan krótkotrwały zanik pamięci – sięgnął po wieczne pióro i zaczął obracać je między palcami odchylony do tyłu.
Shannon? Ach! Tak, mąż mojej jakże uroczej siostry, która chwytała się każdego haku i próbowała odebrać mi firmę już od lat, ale coś jej to nie za bardzo wychodziło. Byłem ciekaw, co wydarzyło się w czasie tego roku jeśli chodziło o relację z nią, ale nie miałem zbytnio dobrego informatora. Chociaż... może Carmen coś wiedziała?
– Przyszedłem w pewnej sprawie – wyciągnąłem z kieszeni spodni telefon i pokazałem mu zdjęcia dokumentów, które znalazłem w sejfie. Ten sięgnął po niego i zaczął się przyglądać. – Dlaczego z Pańską wizytówką miałem to w swoim schowku?
– Jakieś pół roku wcześniej zakończyłem pewne śledztwo na Pana zlecenie. Niejaki Dean Falcone był podejrzany o udział w wyprowadzaniu środków firmy na swoje konto. I jak się okazało słusznie.
– Czyli, że... to był tylko jeden z moich pracowników?
– Owszem, może i nie do końca – westchnął oddając mi telefon. Pochylił się, żeby wyciągnąć z szuflady biurka pewną kopertę. – Podejrzewał go pan o romans z własną żoną, Carmen Black. I jak zdobyłem silne dowody na szemrane interesy Deana Falcone, to nie zdobyłem żadnych dowodów na niewierność Pana byłej żony.
– Słucham?! – omal się nie oplułem. Carmen i jakakolwiek zdrada? Jedno wykluczało, kurwa mać drugie!
– Zgłosił się Pan do mnie jakiś niecały rok temu z plikiem pieniędzy i kazał rozgryźć swoją żonę, ponieważ podejrzewał ją Pan o zdradę z Deanem.
O co tu chodziło? Dlaczego miałem takie podejrzenia?
Zarolowałem językiem wewnątrz policzka zaciskając boleśnie palce na krańcu spodenek. Nie zważałem nawet na to, że ból dziwnym sposobem promieniował aż do żeber.
– Wie Pan coś jeszcze? – dopytywałem. – Dlaczego ją o to podejrzewałem? – spuściłem wzrok, żeby nie rozbić się przy nim w drobny mak.
– Był Pan bardzo tajemniczy, gdy odbywaliśmy spotkania.
Masz ci los! Faktycznie, dużo się dowiedziałem, pomyślałem hamując wywrócenie oczami.
***
Dlaczego podejrzewałem Carmen o zdradę? Zadawałem sobie w kółko to pytanie, kiedy blondynka obok mnie spokojnie wlokła się w godzinach szczytu na ulicach Seattle.
Podparłem brodę na łokciu zaparty o szybę i zapatrzony przed siebie nawet nie spostrzegłem, kiedy dojechaliśmy do domu.
– Wyatt – jej słodki głos wyrwał mnie z natrętnego zamyślenia.
– Huh!? – zerknąłem na nią rozkojarzony. – A, tak – chciałem puknąć się w czoło widząc znajomą budowlę. Już chwyciłem za klamkę, ale kiedy spostrzegłem, że Carmen nie rusza się z miejsca nie opuściłem auta. – A ty?
– Ja... mam jeszcze jedną ważną sprawę do załatwienia. Niebawem wrócę – odchrząknęła, a jej noga niespokojnie zaczęła podskakiwać. Zupełnie jakby się czymś martwiła, stresowała.
Letni poranek, ja wracający z pracy i widzący w oknie jej uśmiechniętą twarz. Trzymała w ramionach koty i kołysała się lekko, jakby nuciła coś pod nosem.
Niespodziewanie napadł na mnie ból skroni i ucisk w głowie. Syknąłem zamykając z całych sił oczy i masując miejsca, lecz to nie pomagało.
– Wyatt! Wyatt! Co się dzieje? – czy była spanikowana? Chyba tak.
– N...nie wiem – wydusiłem wreszcie chrypiąc. – Coś mi się przypomniało – wyznałem, na co ta wypuściła chyba powietrze spomiędzy warg.
– Co takiego sobie przypomniałeś?
– J...jak wróciłem pewnego dnia do domu, i widziałem twoją uśmiechniętą twarz, a w objęciach miałaś jednego kota. Chyba Picka, albo i nawet Gareta – wytężyłem z całych sił mózg na coś bardziej konkretnego, ale na nic, chyba było za wcześnie. – Kołysałaś się lekko jakbyś śpiewała, czy coś takiego pod nosem – dokończyłem.
Cisza. Taką odpowiedź otrzymałem.
Otworzyłem więc oczy dalej czując się jakbym był w innym świecie, i spojrzałem na nią. Była nieruchoma, i bezemocjonalnie patrzyła na krzaki w ogródku.
– Tak było, ale to jeszcze przed tym jak między nami coś się zepsuło – usłyszałem jak ledwie otwierała usta, żeby cokolwiek powiedzieć. Zamrugała kilka razy powiekami i zacisnęła palce na kierownicy, tak, że jej knykcie zbielały. Nawet na nie mnie nie spojrzała. – Oby jak najszybciej ci wszystkie klepki wróciły na miejsce, bo mam dość tego cyrku – wysyczała w pewnej chwili.
Ta jej oschłość była jak nóż wbijany w moje serce. Modliłem się sam, żeby wszystko wróciło na swoje miejsce jak najszybciej, i po tym co wydarzyło się kilka chwil wcześniej moje nadzieje nagle uniosły się na wyżyny.
No dalej, kurwa! Przypominaj sobie coś jeszcze!
– Wyatt, wyjdziesz wreszcie? Spieszy mi się?
– Mógłbym jechać z tobą – palnąłem pocierając kciukiem szczękę, jakbym chciał dodać sobie sam otuchy.
– Nie, dzięki – burknęła. – Wyatt! Spieszy mi się!
– No już, już – wymamrotałem ledwo wydostając poturbowaną nogę na żwirek. Spojrzałem jeszcze za ramię, sam nie wiedząc czemu. Chyba po prostu chciałem ją zobaczyć, jeszcze tak przez chwilę i zrozumieć, dlaczego byłem zdolny o posądzanie jej o coś tak cholernie żałosnego.
– Nie gap się, bo kociej mordy dostaniesz – odgryzła się i kiedy odepchnąłem się od siedzenia i stanąłem na nogach ta podała mi kule i zamknęła przed nosem drzwi.
– Ej, ale...
Odjechała z piskiem opon nawet się nie obracając za siebie. Zakaszlałem lekko krztusząc się kurzem i pomachałem sobie dłonią przed, żeby odgonić to cholerstwo.
– No i tak – westchnąłem kuśtykając do domu, w którym zastałem tylko wrogo nastawione do mnie koty.
CZYTASZ
Odzyskaj mnie [18+]
RomansŻyli ze sobą tyle lat... ale nie było im pisane dobre zakończenie. Znaczy, nie w tamtej chwili. Carmen sądząc, że już wszystko zaprzepaściła, i zostały jej jedynie dwa koty, nagle jej świat odwraca się do góry nogami. Gdy jej były mąż ulega poważne...