ROZDZIAŁ 14

1.9K 122 15
                                    

🐈Wyatt

– Panie Black, miło mi Pana znowu gościć – starszy facet wyszedł zza biurka i uśmiechnął się delikatnie. – Jestem do pańskiej dyspozycji – zapewnił zdejmując z nosa swoje okulary korekcyjne i położył je na drewniane biurko.

Chciałem podrapać się po karku, lecz nie miałem takiej możliwości – no może po tym jak usiądę, pomyślałem zakłopotany.

– Dzień dobry szukam detektywa Marca Bonesa – poinformowałem, a mężczyzna po chwili gromko się zaśmiał.

– Przecież to ja we własnej osobie, Panie Black, nie pamięta mnie Pan? – chyba chciał zażartować, ale palnął coś co było raczej nie na miejscu.

– No tak się składa, że nie – przyznałem całkowicie szczerze, przez co jego wyraz twarzy uległ zmianie. Jakby odrobinę spochmurniał, a oczy zmrużył do wielkości ziarenek.

– Czyli to prawda – mruknął po chwili.

Zmarszczyłem czoło siadając na welurowym fotelu przed biurkiem, a mężczyzna obszedł je i również przysiadł na swoim fotelu.

– Skąd Pan o tym wie? – zapytałem lekko zaintrygowany.

– Niedawno był u mnie mecenas Shannon, i coś wspomniał, że miał Pan ciężki wypadek, i ma Pan krótkotrwały zanik pamięci – sięgnął po wieczne pióro i zaczął obracać je między palcami odchylony do tyłu.

Shannon? Ach! Tak, mąż mojej jakże uroczej siostry, która chwytała się każdego haku i próbowała odebrać mi firmę już od lat, ale coś jej to nie za bardzo wychodziło. Byłem ciekaw, co wydarzyło się w czasie tego roku jeśli chodziło o relację z nią, ale nie miałem zbytnio dobrego informatora. Chociaż... może Carmen coś wiedziała?

– Przyszedłem w pewnej sprawie – wyciągnąłem z kieszeni spodni telefon i pokazałem mu zdjęcia dokumentów, które znalazłem w sejfie. Ten sięgnął po niego i zaczął się przyglądać. – Dlaczego z Pańską wizytówką miałem to w swoim schowku?

– Jakieś pół roku wcześniej zakończyłem pewne śledztwo na Pana zlecenie. Niejaki Dean Falcone był podejrzany o udział w wyprowadzaniu środków firmy na swoje konto. I jak się okazało słusznie.

– Czyli, że... to był tylko jeden z moich pracowników?

– Owszem, może i nie do końca – westchnął oddając mi telefon. Pochylił się, żeby wyciągnąć z szuflady biurka pewną kopertę. – Podejrzewał go pan o romans z własną żoną, Carmen Black. I jak zdobyłem silne dowody na szemrane interesy Deana Falcone, to nie zdobyłem żadnych dowodów na niewierność Pana byłej żony.

– Słucham?! – omal się nie oplułem. Carmen i jakakolwiek zdrada? Jedno wykluczało, kurwa mać drugie!

– Zgłosił się Pan do mnie jakiś niecały rok temu z plikiem pieniędzy i kazał rozgryźć swoją żonę, ponieważ podejrzewał ją Pan o zdradę z Deanem.

O co tu chodziło? Dlaczego miałem takie podejrzenia?

Zarolowałem językiem wewnątrz policzka zaciskając boleśnie palce na krańcu spodenek. Nie zważałem nawet na to, że ból dziwnym sposobem promieniował aż do żeber.

– Wie Pan coś jeszcze? – dopytywałem. – Dlaczego ją o to podejrzewałem? – spuściłem wzrok, żeby nie rozbić się przy nim w drobny mak.

– Był Pan bardzo tajemniczy, gdy odbywaliśmy spotkania.

Masz ci los! Faktycznie, dużo się dowiedziałem, pomyślałem hamując wywrócenie oczami.

***

Dlaczego podejrzewałem Carmen o zdradę? Zadawałem sobie w kółko to pytanie, kiedy blondynka obok mnie spokojnie wlokła się w godzinach szczytu na ulicach Seattle.

Podparłem brodę na łokciu zaparty o szybę i zapatrzony przed siebie nawet nie spostrzegłem, kiedy dojechaliśmy do domu.

– Wyatt – jej słodki głos wyrwał mnie z natrętnego zamyślenia.

– Huh!? – zerknąłem na nią rozkojarzony. – A, tak – chciałem puknąć się w czoło widząc znajomą budowlę. Już chwyciłem za klamkę, ale kiedy spostrzegłem, że Carmen nie rusza się z miejsca nie opuściłem auta. – A ty?

– Ja... mam jeszcze jedną ważną sprawę do załatwienia. Niebawem wrócę – odchrząknęła, a jej noga niespokojnie zaczęła podskakiwać. Zupełnie jakby się czymś martwiła, stresowała.

Letni poranek, ja wracający z pracy i widzący w oknie jej uśmiechniętą twarz. Trzymała w ramionach koty i kołysała się lekko, jakby nuciła coś pod nosem.

Niespodziewanie napadł na mnie ból skroni i ucisk w głowie. Syknąłem zamykając z całych sił oczy i masując miejsca, lecz to nie pomagało.

– Wyatt! Wyatt! Co się dzieje? – czy była spanikowana? Chyba tak.

– N...nie wiem – wydusiłem wreszcie chrypiąc. – Coś mi się przypomniało – wyznałem, na co ta wypuściła chyba powietrze spomiędzy warg.

– Co takiego sobie przypomniałeś?

– J...jak wróciłem pewnego dnia do domu, i widziałem twoją uśmiechniętą twarz, a w objęciach miałaś jednego kota. Chyba Picka, albo i nawet Gareta – wytężyłem z całych sił mózg na coś bardziej konkretnego, ale na nic, chyba było za wcześnie. – Kołysałaś się lekko jakbyś śpiewała, czy coś takiego pod nosem – dokończyłem.

Cisza. Taką odpowiedź otrzymałem.

Otworzyłem więc oczy dalej czując się jakbym był w innym świecie, i spojrzałem na nią. Była nieruchoma, i bezemocjonalnie patrzyła na krzaki w ogródku.

– Tak było, ale to jeszcze przed tym jak między nami coś się zepsuło – usłyszałem jak ledwie otwierała usta, żeby cokolwiek powiedzieć. Zamrugała kilka razy powiekami i zacisnęła palce na kierownicy, tak, że jej knykcie zbielały. Nawet na nie mnie nie spojrzała. – Oby jak najszybciej ci wszystkie klepki wróciły na miejsce, bo mam dość tego cyrku – wysyczała w pewnej chwili.

Ta jej oschłość była jak nóż wbijany w moje serce. Modliłem się sam, żeby wszystko wróciło na swoje miejsce jak najszybciej, i po tym co wydarzyło się kilka chwil wcześniej moje nadzieje nagle uniosły się na wyżyny.

No dalej, kurwa! Przypominaj sobie coś jeszcze!

– Wyatt, wyjdziesz wreszcie? Spieszy mi się?

– Mógłbym jechać z tobą – palnąłem pocierając kciukiem szczękę, jakbym chciał dodać sobie sam otuchy.

– Nie, dzięki – burknęła. – Wyatt! Spieszy mi się!

– No już, już – wymamrotałem ledwo wydostając poturbowaną nogę na żwirek. Spojrzałem jeszcze za ramię, sam nie wiedząc czemu. Chyba po prostu chciałem ją zobaczyć, jeszcze tak przez chwilę i zrozumieć, dlaczego byłem zdolny o posądzanie jej o coś tak cholernie żałosnego.

– Nie gap się, bo kociej mordy dostaniesz – odgryzła się i kiedy odepchnąłem się od siedzenia i stanąłem na nogach ta podała mi kule i zamknęła przed nosem drzwi.

– Ej, ale...

Odjechała z piskiem opon nawet się nie obracając za siebie. Zakaszlałem lekko krztusząc się kurzem i pomachałem sobie dłonią przed, żeby odgonić to cholerstwo.

– No i tak – westchnąłem kuśtykając do domu, w którym zastałem tylko wrogo nastawione do mnie koty. 

Odzyskaj mnie [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz