ROZDZIAŁ 25

2.1K 109 5
                                    

🐈Carmen

Czułam się okropnie.

Moje całe życie nagle zmieniło się znowu o sto osiemdziesiąt stopni, i znowu musiałam pogodzić się ze stratą, a to było tak bardzo trudne...

Gdy obudziłam się obok Wyatta nawet nie zwróciłam uwagi, że ten oplatał mnie ciasno ramionami, tylko od razu łzy zgromadziły się pod moimi powiekami, i zaczęły wypływać ścieżkami mocząc rękaw jego koszuli. Brunet niemal natychmiast, po tym jak usłyszał mój szloch przebudził się.

– Carmi – pocierał moje ramię w geście pocieszenia, ale to nic nie dało.

Zwykłe gesty nigdy na mnie nie działały.

Byłam zraniona w sposób jaki opisać się nie dało. Moje serce już kolejny raz przebiła na wylot strzała kierowana z łuku Walory niszcząc mnie doszczętnie. Już nie miała czego mi zabrać... bo najpierw odebrała mi Wyatta, a potem dwa szczęścia.

Boże... jęk wydostał się spomiędzy moich warg, a żołądek skurczył się do minimum. Pick i Garet nie zasłużyli sobie na to! Nikt na to nie zasłużył! A skończyli w tak tragiczny sposób. Gdy zobaczyłam ich zwłoki pokryte krwią przez moment chciałam zrobić wszystko, aby zatłuc oprawcę z zimną krwią. Jednak... nie byłam taka. Mimo, że cierpiałam nie potrafiłam dokonać na kimś zemsty.

Zapewne gdybym przebiła się przez swoją bańkę samozachowawczą Waytt leżałby w dole przykryty ziemią. Posadziłabym tam kwiaty i żyła jakby nigdy nic, pomyślałam chcąc odsunąć od siebie chociaż na chwilę obraz moich synków między tą trawą...

– Ach! – wrzasnęłam na całe gardło. Wyatt gwałtownie usiadł wciągając mnie na swoje uda.

– Obiecuję, że ją znajdziemy, i zemścimy się za to, co nam zrobiła. Rozumiesz? – złapał między dłonie moje policzki i przerzucał swoje zmartwione spojrzenie to lewe oko, to na prawe.

– Ale... nic... nie... zwróci mi... – wychlipałam w jego ramię już nie mogąc dłużej trzymać w sobie tego ciężaru. – Nienawidzę... jej.

– Ja też, słońce. Ja też – zapewniał w dalszym ciągu pieszczotliwie mnie dotykając po ramionach i plecach. – Jest już późno, mama i Hudson pojechali, ale chciałbym się spotkać z nimi jutro i omówić sprawę z Nowym Jorkiem. Jeśli nie chcesz, nie musisz przy tym być. Może to być dla ciebie trudne, i...

– Nie – otarłam policzki z łez. – To również dotyczy i mnie, powinnam się tam zjawić – wychrypiałam mając wrażenie, że Wyatt chciałby coś znowu powiedzieć, ale tylko zacisnął wargi w wąską linie i kiwnął głową na znak, że rozumie.

W pokoju nastała cisza, którą co chwile przerywało uderzanie wskazówek zegara o jego tarczę. Ruchy Wyatta nie ustawały, ciągle mnie głaskał próbując uspokoić rozszalałe serce. Tak, ono biło niczym dzwon, gdy tylko wyczuło jego obecność.

– Jak się czujesz? – zapytał po chwili przerywając tę beznadziejną pustkę.

– Jakby ktoś mi wyrwał kolejny raz cząstkę serca – wyznałam opierając brodę na jego barku. – Możesz już przestać – strzepnęłam jego dłoń z pleców. – To mi nie pomoże.

– Gdybym był sprawny zabrałbym cię na przejażdżkę rowerem, jak zawsze to robiłem, gdy miałaś gorszy dzień – westchnął. Mimowolnie uśmiechnęłam się smutno, i chociaż tego nie widział... miałam wrażenie, że doskonale czuje każdy mój ruch. Bo sam po chwili uniósł kąciki i położył niepewnie dłonie na moich biodrach. – Carmen, spojrzysz na mnie?

Z lekką rezerwą uniosłam głowę przełykając głośno ślinę. Przez moment wpatrywałam się w jego oczy chcąc wyczytać co miał na myśli, lecz to było niewykonalne. Wyatt zawsze miał taki uszczerbek, że nie zdradzał swoich emocji, tylko trzeba było zagłębić się w jego wnętrze – tak jak ja to zrobiłam.

Odzyskaj mnie [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz