🐈Wyatt
Kilka godzin wcześniej...
Gdy dotarłem pod wysoki drapacz chmur kierowca pomógł mi wydostać się z samochodu i asekurował w dotarciu do szklanego wejścia. Nie potrzebowałem tego, lecz... dalej odczuwałem dyskomfort w okolicach żeber, więc może i lepiej się stało.
– Panie Black! Już myślałem, że się coś Panu... – jakiś obcy głos dobiegł do mnie z samego rogu.
Stanąłem w miejscu zerkając za plecy. To był jakiś facet ubrany w czarny smoking, z zakręconym wąsem i ulizanymi włosami. Zmarszczyłem czoło zaintrygowany tym skąd mnie tak właściwie zna.
– Przepraszam, ale kim jesteś?
Przez chwilę mężczyzna patrzył na mnie z zagadkowym wyrazem twarzy, a po chwili ugiął się w pół zakładając za plecami dłoń i odpowiedział:
– Jack, Sir. Jestem tutaj portierem, oraz opiekunem budynku pod Pana nieobecność.
A to fajnie, pomyślałem sarkastycznie kiwając tylko głową.
– Nie było Pana kilka dni, sądziłem, że wybrał się Pan na rejs.
– Jaki rejs? – wygiąłem pytająco brew. – Jack, tak? – westchnąłem. Pokiwał tylko głową zdezorientowany. – Miałem lekki wypadek, i mam lekki problem z pamięcią – streściłem nie chcąc wchodzić w jakiekolwiek szczegóły.
– Wypływa Pan od czasu do czasu z Panienką Caroliną w rejs do San Francisco.
Osz w dupę, pomyślałem. Caroline, Caroline, Caroline... wytężałem zmysły, przpominając sobie tę szurniętą babę ze szpitala. Carmen nawet o niej mówiła sugerując, że coś między nami było. Kuźwa, ten portier był drugą osobą, która to potwierdzała!
Musiałem stamtąd odejść jak najszybciej.
– Czy... – przełknąłem gulę w gardle i ociężale, podpierając się na jednej kuli wyciągnąłem z kieszeni kartę. – Na którym piętrze jest ten apartament?
– Pański apartament znajduje się na ostatnim piętrze. Pięćdziesiąte pierwsze, Sir. Zajmuje Pan je w całości. Zaprowadzić?
– Em... – jąknąłem chcąc drapać się po czubku głowy. – Nie, dam sobie radę.
– W razie problemów proszę podnieść słuchawkę telefonu stacjonarnego – poinstruował chyba domyślając się, że nie za bardzo ogarniam w dalszym ciągu.
Odszedłem w stronę wind czując jak krople potu moszczą się na czole i spływają aż do samej piersi okrytej koszulką.
Dlaczego byłem z jakąś plastikową lalą, a nie własną żoną?
***
Apartament był ogromny. Miał jedno piętro, parter, widok na całe miasto i praktycznie brak dodatków gdziekolwiek. Wystrój był bardzo minimalistyczny i przesiąknięty kasą.
Wchodziłem w głąb nie słysząc niczego innego niż odbijania się kul od desek na podłodze. Głucha cisza była męcząca, ale zarazem dała mi możliwość skupienia się – potrzebowałem chyba tego.
Usiadłem na ciemnobrązowym fotelu i wziąłem głęboki wdech nadymając policzki. Nie wiedziałem od czego zacząć, w sumie dostanie się na piętro mogło być uciążliwe, więc zacząłem od dołu.
Znajdowała się tam łazienka, kuchnia, salon, jadalnia, oraz gabinet? Masywne biurko stało niemal pod samym oknem panoramicznym, a skórzany fotel przy nim. Szarość niemal oślepiała mnie, gdy zachodzące słońce raniło miasto swoimi promieniami.
Usiadłem na krześle nie wiedząc w sumie od czego zacząć. Najpierw wysunąłem jedną szufladę, gdzie nie znalazłem nic prócz papierów z firmy. W drugiej znajdowały się teczki z umowami z zagranicznymi klientami, zaś trzecia...
Chwila. Trzecia szuflada była pusta. I zamknąłbym ją, gdyby nie to, że w pewnym momencie przed oczami mignął mi metal. Między moimi palcami znalazł się klucz z dość dziwnym zakończeniem. Ni to okrąg, ni to romb... coś pomiędzy.
– Do czego to jest? – wymamrotałem obracając go w dłoni. Zaintrygował mnie, i przez chwilę poczułem się jak w lekkim kryminale pełnym zagadek. Tak, głupie, ale jednak...
Zacząłem się rozglądać kolejny raz szukając miejsca do którego by pasował. Na ścianach wisiał jeden obraz przedstawiający jakiś widok i nic więcej. Oprócz biurka nie było tam żadnego mebla.
Co do licha? Dlaczego wszystko było w tak minimalistycznym stylu? Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi...
Niepokojąco podjechałem do jedynego miejsca zaczepki jakim był obrazek i odsunąłem płótno na bok.
Bingo! W ścianie wryty był sejf. I tak się złożyło, że po włożeniu klucza otworzył się. Doszedłem do jawnego wniosku. Ta skrzynka była na specjalne zamki, nie na kod, który zresztą nawet jakby się wpisywało nic by to nie dało.
W sejfie znalazłem jakieś teczki, koperty, oraz... ramkę ze zdjęciem moim i Carmen. Przesunąłem kciukiem po uśmiechniętej twarzy blondynki, która wpatrzona była we mnie jak w obrazek.
Tego dnia wzięliśmy ślub. Sądzę, że nawet jeśli jebnąłbym gorzej nie zapomniałbym tego dnia. Słoneczny dzień lipca, i magiczny ogród jaki zażyczyła sobie Carmen z dodatkiem klasycznych nut i małej ilości gości.
Odłożyłem na udo drewnianą ramkę i otworzyłem teczkę. Przed oczami pojawiło mi się zdjęcie jakiegoś mężczyzny. Dlaczego miałem dane osobowe, bilingi oraz numery kont tego kogoś?
Niejaki Dean Falcone lokował się w moim sejfie, a ja nawet nie wiedziałem kto to taki. Dałbym sobie rękę uciąć, że wcześniej nie widziałem blondyna na oczy.
Z koperty natomiast wysypało mi się kilka fotografii. Niektóre zrobione z ukrycia, były też takie uchwycone z bardzo bliska. Na każdej z nich znajdował się ten facet!
Chyba pamiętałbym jakbym był gejem nagle, co nie?
Nic mi tu nie grało. W środku sejfu leżała jeszcze jakaś wizytówka.
– Detektyw Marc Bones – przeczytałem na głos lustrując jeszcze numer telefonu u spodu. Czego szukałem u kogoś takiego?
Odjechałem krzesłem do biurka, wsadziłem wszystkie dokumenty do jednej teczki i zagryzłem wnętrze policzka. Postanowiłem, że następnego dnia zadzwonię do detektywa.
Może on coś wiedział, skoro miałem jego kartonik w tak zaszyfrowanym miejscu?
Z ledwością wydostałem się z gabinetu. Czy ten... Jacob? Jack? Czy jak mu tam nie wspominał, czasem o tym, że mogłem skorzystać z telefonu stacjonarnego ukrytego niedaleko windy? Zrobiłem to unosząc słuchawkę, a wąsaty koleś po chwili już się zjawił.
– Pomóc Panu w czymś, Sir?
– Pomóż mi spakować walizki, i zawieźć je do mojego domu.
– Tak jest – zasalutował i zniknął na górze.
Pokręciłem tylko głową niedowierzając temu, że moje życie mogło tak wyglądać przed wypadkiem.
Najważniejsze jednak było to, że w moim mieszkaniu nie było śladu bo innej kobiecie, więc może ta cala Caroline po prostu nic dla mnie nie znaczyła?
CZYTASZ
Odzyskaj mnie [18+]
RomanceŻyli ze sobą tyle lat... ale nie było im pisane dobre zakończenie. Znaczy, nie w tamtej chwili. Carmen sądząc, że już wszystko zaprzepaściła, i zostały jej jedynie dwa koty, nagle jej świat odwraca się do góry nogami. Gdy jej były mąż ulega poważne...