ROZDZIAŁ 18

2K 119 11
                                    

🐈Carmen

Gdy Wyatt się przebudził po prostu stamtąd uciekłam. Tak. Uciekłam jak prawdziwy tchórz, żeby tylko zamknąć się w swojej sypialni i wypić chyba ze dwie lampki wina. Potrzebowałam chociaż na chwilę wybić sobie z głowy jego słowa, lecz czułam, że było na to za wcześnie.

– Ten detektyw... powiedział mi, że podejrzewałem cię o zdradę, Carmen.

Ty pieprzony matole! W tamtej chwili chciałam wykrzyczeć ze wszystkich sił jak bardzo go nienawidzę. Przecież jeszcze jakiś czas temu mogłabym się żywcem za niego pokroić i wpatrywać się w niego jak w nieskazitelnego Boga, lecz wtedy...

Wyatt był dla mnie prawdziwym złamasem, i obawiałam się, że nic już tego nie zmieni nawet jeśli sam chciałby się zmienić, choć szczerze zwątpiłam w to. Czekałam tylko, aż wybuchnie kolejna wojna domowa z naszym udziałem w roli głównej i zacznie się to samo co kiedyś. A tak bardzo już tego nie chciałam...

Z jękiem, i ze łzami w oczach opadłam na miękkie poduszki uderzając dłońmi o materac po bokach głowy pięściami. Byłam tak żałosna, że moje serce dalej ślepo do niego lgnęło, i nie potrafiłam na to nic zaradzić.

Chociaż... może spotkanie z Patrickiem mi jakkolwiek pomoże?

***

Z samego rana dostałam wiadomość:

Patrick: Czy czarny kot, który przebiegł mi przez drogę oznacza nieszczęście?

Zmarszczyłam brwi czytając treść chyba ze trzy razy, nim dotarło do mnie, że kardiolog naprawdę wysłał mi takie zapytanie. Usiadłam lekko zaspana i odgarnęłam zakręcone włosy z czoła odpisując:

Ja: Słyszałam kiedyś o czymś takim, ale czy to prawda nie mam zielonego pojęcia. Czy, aby na pewno nie pomyliłeś numeru?

Patrick: Wysłałem to do ciebie, Carmen, bo jesteś jedyną kobietą, której numer mam w prywatnym telefonie <śmiejąca się minka> i to poważnie. Czuję niepokój związany, z tym, że to akurat dziś to czarne, puszyste stworzenie przeleciało mi przez jezdnię, gdy wracałem z lotniska.

Mimowolnie parsknęłam śmiechem pod nosem kręcąc głową. Wzięłam wdech i znowu wystukałam:

Ja: No cóż... zobaczymy. Wróciłeś już do Seattle?

Patrick: Tak. Właśnie otworzyłem drzwi od mieszkania. Muszę znaleźć jakąś koszulę na wieczór. Czuję, że mimo wszystko będzie on bardzo miły <uśmiechnięta minka>.

Zagryzłam wargę zerkając na nasłoneczniony już ogród za oknem. Naprawdę chciałam w to uwierzyć. I z całych sił chciałam wmówić sobie wewnętrznie, że może Patrick okaże się czarującym facetem, któremu nie chodziło tylko o te sprawy fizyczne, a odkrył we mnie coś co uśpił Wyatt.

Ja: Oby. Myślę, że jeśli złapałeś się za guzik to nic złego nie ma prawa się stać.

Patrick: Ach, czyli trafiłem na wróżkę, co? Miałem rację, i trafiłem w dziesiątkę, żeby do ciebie napisać! Do zobaczenia, Carmen.

Zachichotałam czując jak rumieniec wkradł mi się na policzki i odłożyłam telefon na szafkę nocną. Musiałam wreszcie wstać, żeby się odświeżyć. Powędrowałam do łazienki, wzięłam szybką kąpiel, umyłam zęby, i nawet delikatnie się pomalowałam!

Upięłam włosy w niskiego koka przyglądając się sobie w odbiciu. Ten dzień miał być nawet w jakiś sposób ważny. Po pierwsze spotkanie z Patrickiem, a po drugie... musiałam odwiedzić detektywa. Gdy dzwoniłam do niego wtedy z domu Alex kazał zjawić mi się tego dnia w jego biurze wraz z kobietą.

Odzyskaj mnie [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz