ROZDZIAŁ 34

1.6K 107 9
                                    

JESTEŚMY CORAZ BLIŻEJ KOŃCA! 

🐈Wyatt

– Czyli mamy jedną wiadomą. Facet, który kupował figurkę miał Chiński akcent, i skośne oczy schowane za oprawkami ciemnych okularów – Gabriel wytężał zmysły zapisując w notatniku wszystko, co udało się do tej pory ustalić.

Gdy wróciliśmy w nocy obaj poszli od razu spać. Rozumiałem, że byli zmęczeni, zaś ja nie mogłem zmrużyć oka. Ciągle panicznie się bałem o Carmen, i póki nic nie mieliśmy nie sądziłem, że uda mi się zasnąć chociaż na godzinę.

Alex proponowała mi jakieś środki nasenne, ale co mi z nich skoro po zażyciu dwóch tabletek moja głowa opadała na kilka minut, a potem znowu się budziłem. Tak, nierealne, lecz... w moim przypadku prawdziwe.

Matka zaczynała sama ledwo się trzymać. Widząc ją rano zauważyłem świeże ślady po łzach na policzkach, oraz cienie pod oczami, co do niej było niepodobne.

Chciałem ją przytulić, jednak w tamtym momencie nie potrafiłem podejść do niej i złapać w ramiona chcąc uspokoić, ponieważ... sam nie wiedziałem na co się przygotować.

– Kurwa, ale... – zmierzwiłem dłonią włosy powracając do rozmowy z Nowojorskim mecenasem. – Dlaczego ciągle jakieś Chińskie znaki? Co tu jest grane?

– Wyatt, nie miałeś jakiegoś wroga na rynku, czy cokolwiek który pochodził z tamtych rejonów?

– Nie! Wszystkie swoje interesy prowadziłem góra z Europą, nie podchodziłem nawet w stronę Chin! Masz coś o detektywie?

– Po lokalizatorze dotarłem do ulicy blisko Manhattanu, nic podejrzanego. Zadzwoniłem do hotelu pod którym zatrzymał auto, i oni potwierdzili rezerwację na nazwisko Bones. Marc Bones.

– Kurwa, mam ochotę naprawdę jechać do tego szpitala psychiatrycznego i zdemaskować tego oszusta, a potem podać go policji jak na tacy! A właściwie, dlaczego tego nie robimy? – zapytałem oszołomiony momentalnie prostując się jak struna.

– Bo na razie nie możemy ten skurczybyk za dobrze to wszystko rozgrywa. Musi się sam wkopać – odpowiedział. Nie rozumiałem nic z tego, co powiedział. Tak jakby mówił do ściany – w tym przypadku do mnie.

– Ale...

– Wyatt, poczekajmy na jego ruch. Aktualnie Miles Bones jest drugą podejrzaną osobą w tym całym śledztwie. Jego pojawienie się na China Town nie było przypadkowe, i dam sobie rękę o to uciąć.

– Pierwszą jest Walory – wypluł z siebie Hudson. – A Bonesa podejrzewamy przez to, że jego korzenie są Azjatyckie. Jego mama, Cho Bao pochodziła z Pekinu, więc niektóre kropki się w miarę łączą. Teraz tylko czekamy, aż ten gnój odjedzie z hotelu, może doprowadzi nas do czegoś sensownego.

I co jeszcze? Może zaraz się okaże, że ten Miles Bones tak naprawdę miał na sobie jakieś lateksowe wdzianko, i był Chińczykiem z krwi i kości, a nas po prostu wodził za nos?

Nic mi się tu nie trzymało kupy, ale on nie był ważny. Najważniejsza była Carmen i to, aby ją znaleźć.

– Co teraz robimy? – zapytałem nastawiony mentalnie na prawdziwą batalię z tymi krowiarzam. – Przyrzekam, że jeśli jeden włos spadł z jej głowy uduszę śmiecia gołymi rękoma!

– Patrzcie! – Tobias pochylił się podstawiając mi pod nos swój laptop. Czerwona kropka poruszyła się z miejsca i zaczęła jechać na przedmieścia. – Kurwa, co on ma zamiar zrobić?

🐈Carmen

Wreszcie w pomieszczeniu zajaśniało światło. Potarłam obolałymi dłońmi powieki chcąc przyzwyczaić się do jasnej poświaty, choć to nie było wcale takie łatwe jak mogło się zdawać. Sroga żarówka LED przystawiona była prawie pod moją twarz, a jej ciepło w pewnym momencie nie było niczym przyjemnym – a zważałam na to, że potrzebowałam go, bo dalej leżałam w samej bieliźnie w zimnej piwnicy.

Odzyskaj mnie [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz