ROZDZIAŁ 7

2K 125 9
                                    

🐈Carmen

– Możesz przestać? – wysyczałam mrużąc oczy na Wyatta, który leżał wpatrując się we mnie bez wyrazu mając założone silne ramiona na klatce piersiowej.

– Ale, co? – udał głupca – chociaż nie musiał go udawać, bo nim przecież był – Co mam przestać, Carmi?

Wywróciłam oczami już nie mogąc się powstrzymać i sięgnęłam po kubek z przestudzoną kawą. Łapczywie pochłaniałam ją aż do ostatniej kropli w eskorcie jego błękitnego jak lód spojrzenia. Znów chciałam dodać kąśliwy komentarz, lecz wtedy mój telefon zawibrował w kieszeni jasnych spodni.

Wrzuciłam pusty plastik do kosza w rogu sali i wyjęłam urządzenie. To była Alexandra, jego mama! O Boże! Co ja miałam zrobić? Musiałam przecież odebrać, ale co miałam jej powiedzieć? Prawdę?

Chyba czas najwyższy, Carmen!

– To... to twoja mama – wykrztusiłam jąkając się w sumie sama nie wiem po co. Już nie miał praw do kontrolowania mnie, stracił je pół roku wcześniej.

– Moja mama? – zmarszczył na moment brwi wynurzając zza pulchnych warg język. Oblizał nim suchą warstwę jakby to był zupełnie normalne, a mnie... nogi ugięły się w kolanach, a coś na pozór obrzydzenia rozlało w dolnej partii brzucha.

Wyatt był moim pierwszym i ostatnim chłopakiem. Wchodząc z nim w związek musiałam ze wszystkich sił starać się wymazać myśl, że był z kimś innym, że jego usta przywarły do innych, i udało mi się to po jakimś czasie, przez co utonęłam w uczuciu do niego.

Ale w tamtej chwili usłyszałam z tyłu głowy jak czerwony alarm zaczyna pikać. Całował inne, dotykał je pieszcząc... Brzydził mnie. Tak po prostu, obrzydzał moje myśli mimo wszystko nie wychodząc z nich ani na chwilę.

Przełknęłam gorycz zdrady i wymusiłam uśmiech odbierając wreszcie natarczywe połączenie.

– Słońce, dlaczego nie odbierałaś? Martwiłam się o ciebie, i moje mikro wnuki również.

Mimo wszystko parsknęłam śmiechem na to jak określała moje kotki. Podrapałam się po skroni decydując się na wyjście z sali, tak było najlepiej. Machnęłam tylko temu... pajacowi pokazując kierunek i czym prędzej wyszłam.

– Alex, bo jest mały problem – panika na moment ogarnęła moje ciało.

– Jaki, kochaniutka? Coś z twoim zdrowiem? Coś znowu z tym moim bęcwałem? Jak tak to wiesz, że...

– Mamo, Wyatt miał ciężki wypadek. Leżał w śpiączce, obudził się dopiero wczoraj, i na dodatek niczego nie pamięta! – wypaliłam jak karabin maszynowy z szybkością chyba pięciu sekund.

Cisza. Sroga, i głucha rozlała się po drugiej stronie niczym jakiś ochronny płaszcz.

– Gdzie on leży? – chrypka w jej głosie dała mi jasno do zrozumienia, że jednak coś się w niej poruszyło. Chyba każda mama mimo złych kontaktów z dzieckiem byłaby poruszona taką wiadomością, prawda?

Podałam jej adres szpitala i nie wiedząc co ze sobą zrobić wróciłam do Wyatta, żeby powiadomić go o moim powrocie do domu. Nie miałam już tam nic do tak zwanej roboty, a uciążliwe ślęczenie przy nim wydawało się być wbrew mojej woli.

– Powiedz mi... – zaczął jako pierwszy wyprzedzając mnie. Syknął poprawiając swoje miejsce na szpitalnym łóżku do pozycji pół siedzącej. – Jak to się stało, że my faktycznie mogliśmy...

– Wziąć rozwód? – zakpiłam wiedząc do czego dąży. – Wyatt, nie sądzę, że to odpowiedni czas na tego typu rozmowy. Ale powiem ci jedno. Między nami nie ma już niczego, a jeszcze kilka dni temu chciałeś pozbyć mnie wszystkiego, co mi zostało.

– To nie mogło być prawdą, Carmen! Przecież cię kocham, a ten rozwód to pewnie... – przerwał próbując dobrać odpowiednie słowa –...to tylko pewnie jakaś pomyłka! – prędko dopowiedział.

– Pomyłka? – niedowierzałam. – Wiem, że uderzyłeś się w głowę, ale do tego stopnia? Wyatt, niebawem sobie przypomnisz, a teraz czas na mnie – uśmiechnęłam się sztucznie chowając dłonie w tylnych kieszeniach spodni. Lekko pochyliłam się do przodu już nie mówiąc nic.

Uciekaj stąd, Carmen! Uciekaj!

– Carmen nie zostawiaj mnie tu samego!

– Och, litości – jęknęłam bezbronnie. – Wyatt, ja mam swoje życie! Rozumiesz?! Nie ma cię już w nim, a przez to, że jako mnie jedyną wpisałeś na listę w dokumentacji straciłam kilka cennych dni, które mogłam poświęcić na szukanie pracy czy nowego domu!

– Nie szukaj niczego, przecież mamy wspólne konto i dom! Carmen!

– Nie! Czy ty słyszysz, co do ciebie mówię?! Wyatt straciłeś pamięć, żyjesz w chwilowej bajce, ale daj Boże prędko, że przypomnisz sobie to wszystko, co wydarzyło się pół roku temu!

– Nie wiem, co musiało się stać, żebyś mnie znienawidziła do tego stopnia... – wyszeptał kompletnie zbijając mnie z tropu. – Carmen, znam cię tyle lat, że tę nienawiść czytam z ciebie jak z otwartej książki. Twoja źrenice są powiększone, i ciemniejsze.

– Ta? To fajnie – wymsknęło mi się kolejny raz, takie komentarze bardzo rzadko kiedyś wychodziły spomiędzy moich warg. Ale... nie żałowałam.

– Co się stało między nami? Carmi? Co nas takiego poróżniło?

Wzruszyłam tylko ramionami, bo sama chciałam znać odpowiedź na to pytanie.

– Co oznacza to wzruszenie? – zapytał głupio.

– To, że kurczę nie znam sama na te pytania odpowiedzi, wiesz? – momentalnie moje całe bojowe nastawienie uleciało, a głos obniżył się do szeptu.

Opuścił wzrok mając zaciśnięte usta w wąską kreskę. Zawsze tak robił, kiedy narastała między nami burzliwa atmosfera.

– Pomóż mi – w pewnej chwili jego słowa wbiły mnie w podłogę.

– Słucham?

– Pomóż mi, Carmen przypomnieć sobie dlaczego cię tak skrzywdziłem. Dlaczego wzięliśmy rozwód, i dlaczego... mnie nienawidzisz.

Zamrugałam powiekami totalnie oszołomiona. Że co, proszę? Miałam mu pomagać, w czymkolwiek? Chyba śnił.

– Nie, Wyatt. Wybacz, ale mój honor mi na to nie pozwala, a poza tym niebawem sobie pewnie przypomnisz, lekarz tak twierdzi, więc mącenie tu nie pomoże w czymkolwiek. Już ci mówiłam, że nie będę jak połowa tych nadętych lalek, które by korzystały z okazji i wciskały ci maślane kity, żebyś tylko dał im jak najwięcej.

– Wiem, że zawsze byłaś szczera.

– Tak? To dobrze, Wyatt. Już muszę wracać. Mam...mam dziś ważne spotkanie – skłamałam na poczekaniu.

– Carmen, proszę... pomóż mi sobie przypomnieć wszystko.

– Mam przypomnieć ci to jak kilkanaście miesięcy temu zacząłeś traktować mnie jak śmiecia, a pół roku wcześniej po prostu zmusiłeś mnie do rozwodu wmawiając, że to we mnie jest problem?! Proszę, nie chcę tego przerabiać już kolejny raz, i daj mi po prostu stąd wyjść. Proszę... – łzy. Boże. Czułam się tak bardzo bezradna, że to niemal bolało.

– Więc...

– Żegnaj, Wyatt. Oby pamięć ci wróciła szybko – nie, oby mu ta pamięć wracała miesiącami. Nie chciałam tracić domu!

– Do zobaczenia...

Gdybym tylko to pożegnanie wzięła dosłownie może byłabym gotowa na widok jaki zastałam trzy dni później na podjeździe. 

Odzyskaj mnie [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz