ROZDZIAŁ 26

2K 126 20
                                    

🐈Wyatt

– Czuję się dobrze – westchnąłem, kiedy matka kolejny raz już otwierała swoje usta pomalowane na krwistą czerwień, żeby dać mi konkretny opierdol przez to, że nie stawiłem się na żadną kontrol, tylko nieustannie odrzucałem połączenia ze szpitala, i miałem w to wypierdolone.

No bo po kiego wafla miałem tam chodzić, skoro w miarę szybko wszystko sobie przypominałem, a z nogą nie mogli już nic zrobić. Z żebrami zresztą też, musiałem czekać aż wszystko się zrośnie! Raczej nie mieli magicznego specyfiku na moje dolegliwości, co?

Musiałem wiele zrobić, żeby nie wywrócić oczami.

– Nie możesz lecieć, zrozum. Po urazach głowy takie wycieczki to...

– Mamo! – uniosłem głos i dłoń jednocześnie. Byłem już tak wkurwiony, że jej komentarze nie działały na mnie w dobry sposób. – Nie chcę robić afer, bo tam na górze śpi Carmen – pokazałem palcem na schody za plecami. – I powtórzę ostatni raz. Mam się zajebiście, i nie zatrzyma mnie nic przed tym, bym poleciał do Nowego Jorku i znalazł Walory, zrozumiano?

Alexandra westchnęła wreszcie zamykając swoje wargi na dobre. Nie obróciła się nawet, gdy pośpiesznie opuszczała dom. Może i trochę przesadziłem, bo nie powinienem naskakiwać na rodzicielkę, w gruncie rzeczy chciała dla mnie dobrze, lecz... powinna mi zaufać.

Gdy zostałem sam zatrzymałem swoje spojrzenie na schodach. Ku zdziwieniu stała na ostatnim schodku Carmen z ramionami zaplecionymi na klatce piersiowej. Na policzkach dalej miała poranny rumieniec, a usta lekko wysuszone.

– Dlaczego, mama wyszła stąd tak szybko? – zapytała uważnie mnie obserwując. Szła pewnie, jakby nie bała się, że zahaczy o stopień, jak zadziało się to jakiś czas wcześniej.

Przez moment napawałem się jej widokiem. Bogini w czarnej koszuli nocnej podbiła mój umysł kolejny już raz. Mogłem dać sobie rękę uciąć, że jeśli straciłbym pamięć na dobre – nie jak wtedy, na krótki odłamek czasu – to, gdybym ją zobaczył zakochałbym się w niej ponownie. Jak głupek oszalałbym na punkcie jej seksapilu i dobroci jednocześnie.

Gdy ujrzałem ją pierwszy raz na stołówce w liceum myślałem, że mam jakieś omamy. Była tak skromna, a zarazem seksowna, że w środku omal nie eksplodowałem!

Kilka lat wstecz...

– Ej, nie bawimy się tak – zaśmiałem się, gdy Mike, mój kumpel z nowej drużyny kolejny raz podłożył mi do kanapki jakiś kawałek marchewki.

– Jak ty to robisz, że te laski wszystkie, nawet ze starszych klas tak podniecają się na twój widok? – zapytał momentalnie zmieniając temat. Obrzydzony zdjąłem to pomarańczowe gówno i rzuciłem mu nim w twarz. – Kurwa!

– Nie klnij, niewychowany idioto – Stella skarciła go. Była typową chłopczycą i w miarę szybko dołączyła do naszej paczki. Ona grała w piłkę nożną, a ja i Mike w futbol.

– Bo, co, kurwa? – specjalnie dodał to przekleństwo.

Zaśmiałem się pod nosem. Ich sprzeczki czasami narodzone były z dupy. Dosłownie. Obydwoje ewidentnie mieli coś do siebie, tylko co takiego... ?

– Kto to? – niespodziewanie kumpel trącił mnie łokciem. Mruknąłem tylko niezadowolony, bo przez to wypadło mi kilka listków sałaty spomiędzy ciemnego pieczywa.

– Mike! – skarciłem go zerkając wkurzony z boku na kumpla.

– Zobacz – miał gdzieś moją uszczypliwość.

Odzyskaj mnie [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz