Poniedziałek...
Praktycznie całą niedzielę przespałam, bo w końcu mi się udało. Raczej zmusił mnie do tego wykończony organizm, ale przynajmniej lepiej się czuję. Gdy nie spałam myślałam o Castillo i roniłam łzy wiedząc, że mam jeszcze mniejsze szanse u niej niż miałam. Nie ważne, że powiedziała mi co czuję, bo teraz woli być z mężem dla "dobra" dziecka. Czy ona serio nie widzi, że ten facet nie nadaje się na ojca? Skoro ją maltretuje to może i to samo robić niemowlęciu. Taka osoba jak on powinna być izolowana od reszty. W przeciwieństwie do mnie, on nie wie co to znaczy kochać.
Nigdy nie chciałam mieć dziecka, bo nie przepadam za dzieciakami, ale dla niej zrobiłabym wyjątek. Kocham ją i chcę z nią żyć i nie ważne jakie przeszkody staną nam na drodze. To nie jest szczenięce zaurocznie bez wzajemności. Ta miłość jest coraz bardziej silniejsza i widzę to też z jej strony. Czasem mam wrażenie, że odpycha mnie celowo, bo boi się pokochać i znowu cierpieć. Muszę pokazać, że jestem warta jej serca i gotowa na wszystko co związane z nią. Przecież jestem dorosła i nie mogę zachowywać się jak gówniara, która ucieka przed odpowiedzialnością. Może to ten dzień by pokazać która z nas jest tą dorosłą. Może właśnie dzisiaj los się do nas uśmiechnie. Może dziś będzie decydującym dniem naszego związku.
Bolało mnie jak cholera, że ją tak skrzywdził, a ja nie byłam obok. Nie mogłam jej obronić ani zabrać do siebie. Zacisnęłam dłonie w pieści na myśl jak bardzo musiała cierpieć.
Bolało, że nie napisała do mnie z rozpaczą, a została w tym piekle. Jednak czego mogę wymagać od starszej kobiety, która jest bardziej doświadczona życiowo niż ja? Ona lepiej wie co dobre i komu ufać. Najwidoczniej ja nie byłam jej pierwszym wyborem. Przecież nie będzie dzwonić do gówniary, swojej uczennicy i kochanki z takim newsem w święta. Choć wiem, że to nie łatwe się otworzyć po czymś takim. Po prostu przeczuwam, że kto inny dowiedział się przede mną. Raczej wiadome, że ma przyjaciółki w swoim wieku i im się zwierza. Mimo to jest mi przykro, bo skoro jesteśmy "razem" to chyba nie powinna mieć przede mną tajemnic. Nawet jeśli to jest ciężkie do wypowiedzenia, to przecież jestem dla niej. Czy chcę rozmawiać godzinami czy woli milczeć i tak poświęcę jej mój czas. Na tym właśnie polega prawdziwa miłość. Może jej tego nie pokazałam wystarczająco, może mi jeszcze nie ufa do końca. Może powinnam bardziej się starać o jej uczucia i więcej pokazywać swojego dobrego charakteru. Tak jak myślałam przed chwilą, że muszę wziąć sprawy w swoje ręce i pokazać, że jestem świadoma swoich czynów oraz uczuć.
- Hej, mogę się dosiąść? - spytała nagle Lena wyrywając mnie z myśli
- Jasne - przesunęłam się by zrobić jej miejsce
- Mogę mieć do ciebie pytanie?
- No tak - wzruszam ramionami
- Skąd wiesz, że Nikola jest w tobie zakochana?
- Przyszłaś się ponabijać? Sara cię przekabaciła na swoją stronę? - powiedziałam podniesionym głosem
- Nie nie. Sama jestem zauroczona jednym nauczycielem i chciałabym wiedzieć jak to rozpoznać
- Mhm. Po prostu obserwuj jak się zachowuje względem ciebie i czy robi jakieś dodatkowe ruchy typu "przypadkowe" dotknięcie dłoni - zrobiłam cudzysłów w powietrzu
- Dzięki - uśmiechnęła się
- Spoko. W kim jesteś zakochana?
- To nauczyciel fizyki. To jak mówi, tłumaczy i to przyciąganie ciał mnie tak jara - rozmarzyła się
- Ty wiesz, że on ma żonę i dzieci?
- A Castillo męża, a romansujecie
- To bardziej skomplikowane niż myślisz. Jednak życzę Ci powodzenia
- Dziękuję. Na pewno sobie poradzę
Dziewczyna odeszła w tylko jej znanym kierunku, a ja zostałam ponownie sama na korytarzu. To było dziwne, nigdy przedtem nie rozmawiałam z Leną. Ona woli swoje własne towarzystwo i starszych koleżanek. Dlatego dziwi mnie, że akurat teraz do mnie zagadała i to z takim tematem. Może nikt inny nie potrafi jej pomóc, a mając wiedzę o mnie postanowiła zagadać. Któż to wie? Tylko ona sama i jej głowa.
Zadzwonił dzwonek i się wszyscy zbiegli razem z nauczycielką. Zaraz, więc weszliśmy do sali od angielskiego.Zostałyśmy same w sali po dzwonku na przerwę. Castillo siedziała przy biorku i pisała coś w dzienniku elektronicznym. Chyba nawet nie zwróciła uwagi na to, że zostałam. Czułam zdenerwowanie oraz stres, które rosną z każdą sekundą. Dłonie pociły się jak oszalałe.
- Możemy porozmawiać? - zapytałam stając przy niej
- Jesus Christ! - krzyknęła podskakując na krześle obrotowym
- Przepraszam. Dasz mi chwilę?
- Słucham cię - spojrzała na mnie
- Nikola ja jestem świadoma swoich uczuć i chcę z tobą być bez względu na wszystko - powiedziałam chodząc po klasie
- Nie wiesz o czym mówisz. To poważny obowiązek i zaangażowanie. Ja przez najbliże osiemnaście lat będę wychowywała dziecko. Po ciąży przestanę być atrakcyjna i stanę się kopciuszkiem. Będę wiecznie niewyspana, zmęczona oraz nerwowa. To nie jest świat dla dziewczyny, która ledwo weszła w dorosłość
- Czy ty zrozumiesz w końcu, że cię kocham i naprawdę chcę stawić czoła wszystkiemu dla ciebie? - stanęłam i spojrzałam na nią
- Ania to się nie uda. Gwarantuje Ci, że szybko będziesz miała dość. Nawet nie zdążysz się mną nacieszyć. Ja i Ty to tylko wytwór wyobraźni
- Nie wierzysz we mnie? - podeszłam bliżej
- Wierzę, ale wiem też, że jesteś młoda i potrzebujesz miłości pełnej oddania oraz szaleństwa, a ja ci tego nie zagwarantuje
- Nie. Ja potrzebuje ciebie. Ty jesteś moją miłością
- Nie zawsze możemy mieć to co chcemy - westchnęła
- Kiedy ja jestem z tobą, nie pamiętasz już? Dlaczego teraz mnie odpychasz? W momencie kiedy naprawdę mogę udowodnić Ci, że to nie tylko zauroczenie. Gdy chcę Ci pokazać, że jestem ciebie warta
- Po prostu ja chcę wychować to dziecko w normalnej, zdrowej rodzinie, nie z nastolatką. Ty się znudzisz za jakiś czas, a ja pozostanę sama sobie
- Aha, czyli ja jestem nienormalna, a twój mężulek bokser i gwałciciel już tak?
- Nie o to chodzi. Ty mało wiesz o życiu i nie widzę cię w roli matki czy chociaż ciotki
- Nie Nikola. To ty mało wiesz, ale o mnie. Przykro mi, że znowu dostaje od ciebie kosza choć ledwo dwa dni temu wyznałaś co czujesz. Produkuje się teraz, żeby Ci udowodnić chociaż słownie, że chcę nas, a ty mnie znowu odtrącasz
- Zwyczajnie nie jesteśmy sobie pisane. To nie może się udać
- Dzięki, że we mnie wierzysz. Rozumiem, że ze mną zrywasz tak?
- Tak - spuściła głowę
- Zajebiście
- Tak będzie lepiej dla ciebie
- Chyba dla ciebie
- Kocham cię - widziałam łzy w jej oczach
Wyszłam, po prostu wyszłam z sali, bo czułam, że się zaraz rozpadne. Nie ważne, że przede mną jeszcze dwie lekcje. Nie obchodzi mnie, że inni się teraz na mnie patrzą jak na idiotkę. Potrzebuję zostać sama, ochłonąć i tylko to się teraz liczy.
Szłam korytarzem wściekła, pełna żalu i pustki. Nie zwracałam uwagi na nikogo, nawet na Olę, która podeszła do mnie, ale chyba spłoszył ją mój stan, bo po chwili odeszła.
Wyszłam ze szkoły i zaraz z jej terenu. Zaczęłam pogrążać się w całej sytuacji, która przed chwilą zaszła.
Pierwszy raz powiedziała do mnie te słowa, ale nie były z takim wydźwiękiem jakim powinny. Znowu mnie nie wybrała choć kocha. Jest dorosła, a potrafi tylko ranić. Nie wiem co ja w niej widzę, bo teraz mam wątpliwości w trafność serca. Może zwyczajnie przyciągnęła mnie jej uroda, a nie charakter, który tak kochałam. Zachowanie takiej miłej, sympatycznej, wesołej, ale i też pewnej siebie, niezależnej, czy nie raz stanowczej to było coś jak magnes. Wszystkie te cechy kojarzyły mi się z kobietą wartościową oraz silną. Kobietą, która nie daję sobie w kaszę dmuchać i stawia na siebie. Kokietowała każdego, a raczej mnie. Zachowywała się jak osoba, która może mieć każdego, ale nikt nie może mieć właśnie jej. Sprawiała wiele razy, że serce mocniej zabiło, a i tak nie dawała szansy na zbliżenie. Nie wiem co się zmieniło, że nagle zechciała dopuścić mnie do siebie. Potrzebowała romansu, czegoś nowego czy poczucia, że jest kochana?
Teraz wychodzi, że tylko grała taką pewną siebie, a poza szkołą była strachliwą żoną. Kobietą, która płacze po nocach i modli się by to wszystko się skończyło.
Jednak kiedy przyszła nadzieja na lepsze jutro ona ją odtrąca. Wyrzuca ze swojego życia osobę, która może dać jej spokojną oraz prawdziwą miłość. Nie dopuszcza do siebie, że może być naprawdę szczęśliwa i to z nastolatką. Nie rozumie, że jest szczerze kochana bez żadnych złych intencji.
Moja miłość do niej teraz zaczyna się przeradzać w nienawiść. Drażni mnie jej zachowanie i to, że mi nie ufa. Nie mam jednak siły znowu o nią walczyć by po raz kolejny kopnęła mnie w dupe. Ona sama musi poczuć, że warto. Może jak mnie zabraknie w jej życiu to zrozumie jaki błąd popełniła. Będzie mnie tylko widziała w czasie lekcji i nic poza tym. Odezwę się do niej, gdy nie będę musiała. Niech czuję stratę i nie myśli sobie, że może do mnie wracać kiedy tylko zechce.
Nie mam chęci teraz wracać do domu, bo tam będę widzieć tylko ją. Wszystko będzie wołać jej imię, a ja znowu będę w tym tonąć. Muszę się przejść i spróbować poukładać na nowo swoje uczucia.
Spacerowałam zamyślona aż poczułam, że jest mi zimno. Ciało zaczęło się trząść, a z nosa leciała woda. Przystanęłam na moment, wyjęłam z torby kurtkę po czym założyłam ją na siebie. W chwilę poczułam ciepło choć kurtka nie jest typowo zimowa.
Potarałam dłonie, zarzuciłam torbę z powrotem na ramię i ruszałam dalej. Schowałam ręce w kieszenie by ich nie odmrozić. Czułam, że temperatura spada poniżej zera. Mimo to wciąż potrzebowałam świeżego powietrza. Głowa mi już pęka od ciągłego myślenia co mnie czeka. Z tego powodu muszę się porządnie dotlenić bez względu na konsekwencję.
Wiem, że mogłabym posłuchać muzyki by się wyciszyć albo pójść na trening czy siłownię, ale nie mam na to ochoty. Spacer to jedyne mądre rozwiązanie na ten moment.
Poszłam tam gdzie zawsze znajduję swój spokój. Wprawdzie to "zawsze" trwa rok, ale taki tam szczegół. Wiem, że w tym miejscu odnajdę wytchnienie i zrozumienie. Choć nie przychodzę tu często, bo wciąż nie potrafię się pogodzić z tym, że muszę radzić sobie w ten sposób. Nadal to dla mnie nie jest proste i łatwe do zaakceptowania choć minęło tyle czasu.
Odnalazłam swoją "przystań" i zajęłam miejsce. Poczułam jak napływają mi łzy, a oczy robią się szkliste. Nie walczyłam z tym, bo wiedziałam, że i tak przegram. Oni wiedzą, że to boli, ale muszę być dzielna dla nich.
Pozwoliłam sobie na krótki płacz po czym otarłam łzy dłońmi. Pociągnęłam nosem i spojrzałam na nich. Uśmiechali się do mnie ciepło jak zawsze. Patrzyli z taką miłością i troską w oczach, że mimo wszystko czułam ich wsparcie.
Zaczęłam mówić co mi leży na sercu i jak bardzo jest mi źle. Płakałam przy tym, ale nie czułam się z tym gorzej. Zaczęłam odczuwać ulgę, a oni słuchali mnie bez żadnego "ale". Byłam wdzięczna, że są i mogę chociaż tak się uspokoić oraz wyciszyć. Nigdy mnie nie oceniali, nie wyśmiewali ani nie krytykowali. Zawsze otrzymywałam od nich wsparcie jak i zrozumienie. Tyle mi wystarczało, a nawet dawało wytchnienie na dłuższy czas.
Otarłam ponownie łzy tym razem chusteczką po czym wydmuchałam nos. Wstałam by wyrzucić i ujrzałam znajomą sylwetkę. Mrugnęłam kilka razy by wyostrzyć wzrok i poczułam ogromną złość.
- Nawet tutaj mnie pani prześladuje? - powiedziałam wyrzucając po sobie
- Słucham? - odwróciła się do mnie
- Śledziła mnie pani?
- Co? Nie, przyszłam do mojej mamy. Chciałam by dała mi jakiś znak
- Mhm - parchnęłam
- Chodź i zobacz, że leży tutaj moja świętej pamięci mama - powiedziała ze spokojem
Podeszłam od niechcenia do kobiety i spojrzałam na grób. Było tam napisane:
CZYTASZ
Nielegalna, ale osiągalna [Zawieszone]
Romansa*Na okładce jest Marcelina Zawadzka, ale nie występuje w opowiadaniu* Pewna siebie nauczycielka angielskiego i nieśmiała zakochana w niej uczennica. Co takiego może zbliżyć tą dwójkę do siebie? Różnorodność charakterów, miłość do języka albo uciecz...