22. Burza

1.9K 116 3
                                    

- Dlaczego nie zabrałam ze sobą żadnego jedzenia?! - zajęczałam, wciąż idąc.

Minęło już dobre 6 godzin.
Ledwo szłam, ponieważ byłam bardzo głodna, a w dodatku zaczęło się robić coraz cieplej.
Na szczęście w lesie aż tak bardzo tego nie odczuwałam.

Nagle spostrzegłam królika. Delikatnie się uśmiechnęłam.

Nie, Mary.. Nie możesz mu odebrać życia.. Nie ty jemu je dałaś. Rozumiesz?

Moja podświadomość wręcz krzyczała, ale głód nie dawał o sobie zapomnieć.
Powoli czaiłam się do zwierzaka, który zaczął się jakby.. Myć?
Gdy już znalazłam za tym małym, bezbronnym zwierzakiem, poddałam się. Nie mogłam go zabić.

Zaczęłam głośno szlochać, a mały królik uciekł przerażony. Usiadłam zrezygnowana przy drzewie.
Chciałam to wszystko mieć za sobą, może umrzeć.

W sumie nie jadłam, ani nie piłam od 15h. Torbę już dawno zostawiłam gdzieś w lesie. Nie dałam rady jej nieść, pomimo iż była lekka.
Położyłam się pod wysokim drzewem i czekałam.. Sama nie wiedziałam na co.


Zaczęło robić się coraz ciemniej, więc to oznaczało, że mijały kolejne godziny.

Przymknęłam oczy i zasnęłam.

-*-

- Halo? Pani żyje? - poczułam szturchanie przez jakąś osobę.

Powoli otworzyłam oczy i ujrzałam starszą panią, a obok niej staruszka. Zapewne był to jej mąż.

- Cz-Czy mają p-państwo co-coś do picia? - wydukałam.

- Oh, moje biedne dziecko, pójdź z nami do naszego małego domku, tam się napijesz i zjesz. - powiedziała troskliwie.

- N-Nie, dziękuję.. - odmówiłam.

- Nie chcesz z nami iść? - spytała smutno.

Pokiwałam przecząco głową.

- No.. Dobrze.. Trzymaj tu butelkę wody.. - z plecaka wyjęła litr wody. Tak bardzo jej pragnęłam. - I jeszcze jedzenie.. - z tego samego miejsca wyjęła torbę z kanapkami.

Gdy kobieta podała mi wodę, natychmiast odkręciłam korek i od razu zaczęłam pić. Poczułam ogromną ulgę. Woda smakuje tak dobrze, gdy jest się spragnionym.

Nagle usłyszałam śmiech. Spojrzałam w stronę starszej pary.

- Zostaw coś sobie na później, kochanie. - zachichotała kobieta.

Zakręciłam butlę i łapczywie zjadłam dwie kanapki. W tamtym momencie nie czułam dyskomfortu, że małżeństwo mi się przyglądało.

- Dziękuję państwu bardzo, naprawdę. Uratowaliście mnie. - powiedziałam normalnym już głosem.

- Ależ nie ma za co. My mieszkamy tu niedaleko, więc zaraz polecę dla nas po picie oraz jedzenie i wyruszamy na wycieczkę. - powiedziała zadowolona.

- Dobrze, do widzenia i jeszcze raz bardzo dziękuję. - zachichotałam.

- Poczekaj! Czy to należy do ciebie? - spytał staruszek i uniósł torbę Maxa.

- Oh, tak! Zostawiłam ją po drodze. - uśmiechnęłam się.

- Proszę, zwracam ci twoją własność. - zaśmiał się i mi ją przekazał.

- Dziękuję. - zachichotałam, po czym schowałam prowiant do 'pożyczonej' torby.

Chwilę później staruszkowie pożegnali się ze mną i poszli.
Siedziałam przy drzewie jeszcze jakiś czas, a następnie wstałam i ruszyłam do mojego celu.

Justin's POV

Siedziałem w salonie, topiąc swoje smutki i problemy w alkoholu. Chciałem z tym skończyć, ale co z tego? Byłem sam, bez niej.
Miałem ochotę płakać.
Kurwa, pokochałem tę małą istotkę. Tak prawdziwie.
Westchnąłem na tę myśl i napiłem się z kolejnego kieliszka.

Tej nocy była okropna burza, wiatr i deszcz. Pogoda wyrażała moje uczucia.

Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi.
Powoli wstałem z miękkiej kanapy i podążyłem do drzwi. Przetarłem oczy i z niechęcią je otworzyłem.

Przede mną ukazała się zupełnie mokra kobieta. Było ciemno, więc nie widziałem jej twarzy.

- W czym mogę pomóc? - wybełkotałem.

Nagle kobieta upadła. Zemdlała?

Skrzywdzona // Justin BieberOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz