Rozdział 45

1.6K 128 8
                                    

Przemyłam twarz zimną wodą, która natychmiastowo ulżyła moim oczom.
Po wytarciu twarzy ręcznikiem, poprawiłam makijaż i wróciłam do kuchni, gdzie spotkałam się z zatroskanym wzrokiem Tay.

Nagle zadzwonił domofon.

- Ja odbiorę.. - mruknęłam, po czym ruszyłam do drzwi.

- Dzień dobry, panna.. Marylin Lorey?

- Owszem. Z kim mam przyjemność?

- Przywiozłem dla pani paczkę i bukiet kwiatów.

- Bukiet kwiatów? - spytałam, marszcząc brwi - Już otwieram.. - powiedziałam, po czym wcisnęłam guzik i otworzyłam drzwi.

- Proszę podpisać o.. Tutaj. - powiedział z uśmiechem młody mężczyzna, a ja wykonałam jego polecenie. - Dobrze, dziękuję.. A to pani paczka i bukiet kwiatów.

- Ym.. D-Dziękuję.. - powiedziałam, a chłopak podał mi do rąk wysyłkę.

- Taylor?

- Tak? Coś się stało? - spytała, po czym przyszła do przedpokoju. - Uuu.. Jaki piękny, wielki bukiet róż! - krzyknęła ze zdziwieniem.

- Zamawiałaś coś?

- Nie.. Spójrz, w tych różach jest jakaś kartka.. - mruknęła i wyjęła mały, biały kawałek papieru. - "Mam nadzieję, że prezent ci się spodoba. Pamiętaj, że cholernie was kocham." - przeczytała, po czym spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami.

- No co?.. - spytałam, nie rozumiejąc o co jej chodzi.

- Mary, wydaje mi się, że to od Justin'a..

- Też mi się tak wydaje i dlatego zrobię to.. - poszłam do kuchni i wrzuciłam czerwone pudełko do kosza. - I problem z głowy..

- Mary, oszalałaś?!

- O co ci chodzi? Nie mam zamiaru nic od niego przyjmować..

- Naprawdę nie chcesz wiedzieć co jest w środku?

- Nie. - warknęłam, po czym poszłam do salonu i usiadłam na sofie.

- To ja to otworzę.. - mruknęła kobieta i zaczęła rozpakowywać pudełko. - Mary.. Patrz!

Westchnęłam i niechętnie spojrzałam na rzeczy, które znajdowały się w środku opakowania.

Było tam mnóstwo zdjęć moich i Justin'a, małe pudełeczko i jakiś materiał.

- Co to jest? - spytałam, wskazując na materiał.

Taylor wyjęła to z środka i okazało się, że była to naprawdę piękna, czarna sukienka.

- Wow.. Aż boję się zobaczyć co jest w tym małym pudełeczku. - powiedziała pełna zachwytu. - Sądzę, że ty to powinnaś otworzyć. - uśmiechnęła się i podała mi pudełko.

- Uh.. No.. Dobra.. - przewróciłam oczami i otworzyłam je, a w środku znajdował się śliczny, złoty pierścionek z serduszkiem i kartka z liścikiem:

"Pamiętasz ten pierścionek? Należał on do mojej babci. Nie będę tu pisał jak bardzo była ona dla mnie ważna, bo to już wiesz. W dniu jej śmierci powiedziała, żebym przekazał go kobiecie, którą naprawdę pokocham, więc teraz spełniam jej prośbę.
Pragnę, żebyś teraz to ty go miała."

Doskonale wiedział jak zmiękczyć moje serce, a ja wiedziałam jak bardzo ważny był dla niego ten pierścionek.

Dostał go od swojej ukochanej babci przed jej śmiercią.

- To szaleństwo.. - szepnęłam, a do moich oczu napłynęło kilka łez.

-*-

Dzień dobry, panno Marylin. - przywitał się Sean.

- Yy.. Tak, tak.. Dzień dobry.. - powiedziałam obojętnie i zajęłam swoje stanowisko pracy.

Mężczyzna zmarszczył brwi i podszedł do mojego biurka, po czym się schylił i szepnął.

- Mary, co się stało? - spytał z wyraźnym zaniepokojeniem.

- Yy.. Nic. - odpowiedziałam i wymusiłam uśmiech.

- Już ci mówiłem, mnie nie oszukasz.

- Sean, naprawdę wszystko jest w porządku.. A teraz wybacz, muszę zacząć pracę.

- Dobrze.. Ambitne podejście.. Miłej pracy.

- Dziękuję i.. Wzajemnie, Sean. - powiedziałam z lekkim uśmiechem, a niezadowolony mężczyzna ruszył do swojego gabinetu.

Nie chcę cię ranić, Sean.

-*-


Wyszłam z hotelu i ruszyłam na przystanek autobusowy.

- Muszę wreszcie kupić sobie samochód.. - szepnęłam cicho do siebie i poprawiłam spadający przez wiatr sweter.

Wtem zauważyłam jakiś samochód, który jechał obok mnie w tym samym tempie, w jakim ja szłam.

- Mary, proszę, wejdź do samochodu. - usłyszałam głos Justin'a.

- Chyba żartujesz.. - prychnęłam i ruszyłam jeszcze szybciej do przodu.

- Nie daj się prosić. Podwiozę cię. - powiedział z szerokim uśmiechem, ukazując swoje idealne zęby.

- Nie ma mowy.

- Mary, wiem, że jedziesz teraz do ginekologa na USG.

I tym zdaniem udało mu się mnie zatrzymać.

- Skąd ty to.. - spytałam, ale widząc wyraz twarzy Justin'a zrozumiałam od kogo się dowiedział - Ja kiedyś zabiję tą Taylor.. - warknęłam i przewróciłam oczami.

- Więc jak? Wchodzisz? - spytał z uśmiechem i przegryzał dolną wargę.

- W sumie.. Nie mam nic do stracenia.. - mruknęłam, po czym weszłam do środka pojazdu.

-*-

- Co się tak na mnie gapisz? - spytałam, marszcząc brwi.

Czułam się niezręcznie.

- Po prostu dawno nie miałem cię tak blisko siebie.. A poza tym jestem troszeczkę zdziwiony pewnymi trzema faktami.. - powiedział z uśmiechem.

- Jakimi faktami?

- Pierwszy, że nie wyrzuciłaś mojej przesyłki, drugi, że nasze dziecko aż tak urosło, a trzeci, że nie miałem pojęcia, że można za kimś tak cholernie tęsknić. - mówił, patrząc mi prosto w oczy i powoli zaczął pokonywać dzielącą nas przestrzeń, a moje serce zaczęło bić jak szalone.

Skrzywdzona // Justin BieberOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz