Z przedniej kieszeni wyciągnęłam smartfona i spojrzałam na godzinę. Była dokładnie szósta po południu, a więc moja druga przerwa właśnie dobiegła końca.
Niezbyt chętnie wróciłam na swoje stanowisko.
Zajęłam miękki, obrotowy fotel i schyliłam się, chcąc znaleźć potrzebne mi dokumenty. Tę czynność przerwał mi kobiecy głos.- Dobry wieczór.
Natychmiast się wyprostowałam i z uśmiechem przywitałam brunetkę.
- Nazywam się Charlotte McMoon, złożyłam rezerwację pokoju online.
- Oczywiście, już sprawdzam.
Zaczęłam przeglądać odpowiednie dane w hotelowym systemie. Wszystko się zgadzało, zarezerwowała pokój dla dwóch osób, opłacając go z góry, dlatego bez problemu podałam jej klucz z numerem 297.
- Życzę miłego poby.. - przerwałam, gdy przy drzwiach wejściowych zauważyłam bardzo znajomego mężczyznę.
Justina.
Powinnam była się tego spodziewać. W końcu, dostałam pracę dzięki jego znajomemu. Oczywiste było, że kiedyś odwiedzi to miejsce.
- Chodź, kochanie! - usłyszałam krzyk kobiety na widok ojca mojego dziecka.
Mężczyzna uśmiechnął się do niej, a gdy tylko przeniósł wzrok na mnie, zupełnie zmienił wyraz twarzy. Był mocno zaskoczony.
Natychmiast odwróciłam wzrok i zaczęłam szybko mrugać, chcąc zatrzymać cisnące się do oczu łzy.Niepewnie podszedł do recepcji i od razu zwrócił się do niej.
- Idź do pokoju, za moment do Ciebie zajrzę. - mówił, nie odrywając ode mnie wzroku.
- Ale, misiu.. - była zdezorientowana.
- Idź już. - warknął pod nosem, a kobieta grzecznie udała się do najbliższej windy.
Dopiero wtedy miał odwagę porozmawiać ze mną.
- Mary? Boże, nawet nie wiesz jak cholernie za Tobą tęskniłem. - mówił, patrząc mi prosto w oczy.
- Misiu. Pieprząc się z nią również za mną tęskniłeś, czy na ten moment przestawałeś?
- Mary, pozwól mi to wytłumaczyć.
- Nie potrzebuję Twoich wyjaśnień. Nie interesowałeś się mną do tej pory, więc nie zmieniaj tego w tej chwili. Nienawidzę Cię. Szczerze Cię nienawidzę. - mówiłam poważnie.
- Ja naprawdę..
- ..naprawdę świetnie spędziłeś ten czas. Tak, domyślam się. Przecież łatwiej było zerwać kontakt, niż schować własną dumę. Priorytety.
- Nie, ja.. - głośno westchnął. - Mary, cholera. Już za niedługo powitamy nasze dziecko. Dziecko, które powstało ze szczerej miłości. Gdzie jest to uczucie?
- Błagam, nie rozśmieszaj mnie. Najlepiej zejdź mi z oczu. Jestem w pracy, nie mam zamiaru załatwiać tutaj prywatnych spraw. - warknęłam.
- Kochanie..
Po tym słowie poczułam ścisk żołądka. Nie dlatego, że tęskniłam za tym, jak czule mnie nazywał, ale ze zwykłej złości.
Byłam wściekła, że po takim czasie bez kontaktu miał czelność mówić do mnie w ten sposób.- Odejdź, albo wyprowadzi Cię ochrona.
- Dobra, odejdę. Ale w pierwszej kolejności chcę wynająć pokój. Niech będzie umieszczony jak najdalej od tego, gdzie zameldowała się kobieta przede mną.
- Przestań ze mną grać.
- Jestem klientem tego hotelu, a Twoim obowiązkiem jest wynająć mi pokój. - powiedział z ogromną pewnością siebie, opierając się o biurko.
Czułam się niesamowicie dziwnie z tym, że dzieliło nas wyłącznie biurko. Z tej odległości mogłam dostrzec kolor jego oczu, który swoją drogą, doskonale pamiętałam.
Westchnęłam i zaczęłam przeglądać wolne pomieszczenia.
- Jest wolny.. Pokój numer 101. - mówiłam oschle.
Mężczyzna szeroko się uśmiechnął.
- Świetnie! Wynajmuję go na miesiąc.
Byłam okropnie zła, ale nie mogłam mu odmówić. Nie chciałam stracić tej pracy.
- Twoje klucze. - niechętnie położyłam je przed sobą, a brunet szybkim ruchem je odebrał.
- Bardzo dziękuję. Mam nadzieję, że następnym razem będzie Pani milsza. - wytknął język i z uśmiechem na twarzy, odszedł.
Nawet przez moment nie zapomniałam niczego, czym mnie zranił, nie zapomniałam o jego obojętności na nasz związek, ale nie mogłam zaprzeczyć - tęskniłam za nim. Bardzo.
Czy tak wygląda miłość? Eh.
-*-
- Mary, o której wróciłaś wczoraj do domu? - spytała Tay, gdy szykowałyśmy śniadanie.
- Wiesz.. Myślę, że chwilę po dwudziestej trzeciej. - mówiłam bez emocji.
- Co Ty robiłaś tyle czasu?
- Musiałam przemyśleć parę spraw. Przy okazji dobrze się dotleniłam. - uśmiechnęłam się sztucznie i wcisnęłam przycisk w czajniku.
- O tej godzinie nie powinnaś spacerować sama. - spojrzała na mój brzuch.
- Przestań. Ciąża nie jest chorobą. - skrzywiłam się.
Jak niczego na świecie, nie znosiłam kontroli. Wiedziałam, że Taylor najzwyczajniej martwiła się o mnie i o moje dziecko, ale sama mogłam ocenić na co sobie pozwolić.
- Ale wiele może się zdarzyć. - mówiąc to, uniosła ramiona. - Coś się wydarzyło?
- Właściwie, tak. Justin przyszedł do hotelu z kolejną suką. - gdy wreszcie to powiedziałam, nie mogłam powstrzymać łez.
- Słucham? Co za dupek! - krzyknęła. - Chodź do mnie.
Przyciągnęła mnie do siebie i mocno objęła.
Cieszyłam się, że znów miałam w niej swoje wsparcie.- Taylor.. - zatrzymałam się, by zaczerpnąć powietrza. - Gdy tylko go zobaczyłam, wszystkie wspólne wspomnienia do mnie wróciły. Jego słowa, dotyk, zapach, poranki i noce spędzone w swoim towarzystwie. Cholera!
- Biedna.. - mówiła smutno, głaszcząc mnie dłonią po plecach.
- Najgorsze w tym wszystkim jest to, że naprawdę go kocham.
CZYTASZ
Skrzywdzona // Justin Bieber
Teen FictionJest to historia o różowowłosej dziewczynie. Po śmierci matki spotyka ją wiele rozczarowań i problemów. Rani ją tata, inni ludzie, a także ona sama. W pewnym momencie spotyka mężczyznę imieniem Justin. Czy odmieni jej życie? Czy to już koniec proble...