❧ Rozdział dwudziesty dziewiąty

6K 205 332
                                    

༒༒༒༒
꧁ Rozdział dwudziesty dziewiąty ꧂
Diego


Siedzę na miękkiej sofie w salonie, z notatnikiem ściskanym w dłoni. Kawałek ołówka trzymałem w zębach, nie wiedząc od czego zacząć. Miałem prowadzić notatnik w sytuacjach stresowych. Dlatego teraz to robię. Przyglądałem się białym stronom, próbując zebrać myśli. Długo wpatrywałem się w puste kartki, a potem pierwsze zdanie w końcu się pojawiło. A następnie kolejne i kolejne.

„Uczucie niewartości, które towarzyszyło mi przez większość mojego życia, sprawiało że nigdy w siebie nie wierzyłem. Byłem dzieckiem z trudnego domu, gdzie zawsze czułem się niezrozumiany. Odmienny. To jakbym nie istniał, jakby nikt nie zauważał mojej obecności. Chcieli mnie tylko do własnych potrzeb. Nigdy nie byłem wystarczający, wiec nie starałem się. Poddałem się i upadłem. Byłem śmieciem.
A potem pojawiła się ona i zmieniła moje nastawienie do życia. Chciałem się zmienić i nadal chce. Chodzę regularnie do psychiatry i staram się panować nad sobą. Chce być lepszy. A ona powiedziała wczoraj, że jest ze mnie dumna.
Amaya Alvarez jest ze mnie dumna."

Zamknąłem zeszyt w momencie, gdy do salonu weszła Stephanie wraz z Meredith. Uniosłem kącik ust na widok ich roześmianych twarzy. Siostra podbiegła do mnie i przytuliła się.

— Didi, byłam ze steph w nowym zoo! Wiesz jak było super?

— Było fantastycznie.

— Cieszy mnie to bardzo — dotknąłem jej noska. — Pójdziesz do pokoju i pokażesz Steph nową lalkę?

O tak!

Moja siostra popędziła w stronę schodów, znikając na górze, co przyciągnęło moją uwagę do opiekunki, która właśnie układała zakupy na blacie. Wstałem i podszedłem bliżej, siadając na jednym z krzeseł.

— Nie uważasz, że to trochę głupie chodzić z nią w takie miejsca, gdy jest ledwo po chemioterapii? Nadal jest chora i w każdej chwili może jej się coś stać.

Podniosła na mnie wzrok i spojrzała na mnie jak spod byka.

— Diego, pytanie retoryczne. Ja jestem lekarzem czy ty?

Przewróciłem oczami.

— No ale powinna dbać o siebie i odpoczywać.

— Tak, ale nie możesz zabronić jej spędzania czasu na dworze. Większość życia spędziła w szpitalu i kiedy ma możliwość, to powinna korzystać — położyła dłonie na blacie i pochyliła się. — Dbam o nią, więc spokojnie.

— Jestem spokojny — mruknąłem.

— Ale dramatyzujesz — stwierdziła z powagą.

— Pieprzenie.

Uniosła brew, a mój kącik ust drgnął w górę. Dziewczyna zaśmiała się, po czym chwyciła kupione produkty w dłonie, wkładając je do lodówki. Chwile się zapatrzyłem, aż z moich ust wydobyło sie ciche westchnienie.

— Napewno zostaniesz z Meri dzisiaj? Jeśli masz jakieś plany, to wezmę kogoś innego Willa, chociaż nie go lepiej nie. To Caleba wezmę.

Odwróciła się i pokręciła głową.

— Spokojnie Diego, nie martw się. Zostanę z nią i nie mam żadnych planów. Poza tym, doskonale wiesz, że nawet gdybym miała plany, to dla was bym je zmieniła.

Desire InfiteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz