❧ Rozdział piąty

8K 235 95
                                    

༒༒༒༒
꧁ Rozdział piąty ꧂
Diego

„Najstraszniejsze jest, kiedy się jest samotnym we własnym wnętrzu." - Stanisław Jerzy Lec.

— Wyrzucasz wszystko, jak leci. Każdą pieprzoną kolorowankę, misie, rysunki i inne gówna, przez które stajesz się bezmózgiem. Masz być mężczyzna, a nie rysującym lalusiem.

— Tato, prosze - błagałem i modliłem się, by zostawił cokolwiek. - To moje pamiątki. Prosze nie!

Chwycił rysunki z mojego biurka i zgniótł je wyrzucając do worka. Zrobiło mi sie przykro. Bardzo przykro, ale łzy nie chciały napłynąć. Nie mogłem płakać. Choć tak bardzo chciałem, to nie mogłem.

Miałem nadzieje, że nie znajdzie wszystkiego, ale ta szansa prysła, gdy ojciec znalazł moje ulubione rysunki, które schowałem w szafeczce. Moje oczy sie powiększyły i niemal natychmiast podbiegłem do nich.

Te były dla mnie ważne.

— Aiden, pomoz mi - spojrzałem błagającym spojrzeniem na brata, który odwrócił ode mnie wzrok. - Prosze..

— Tak będzie lepiej dla ciebie, Diego.

Kłamie. On nic nie rozumie. Dlaczego go broni? Dlaczego nie stanie w mojej obronie? Chociaż raz w życiu!

— To moje! - krzyknąłem. - Zostawcie to! Jesteście okropni! Nienawidzę was!

Ojciec ścisnął szczękę i podał wór Aidenowi, po czym odwrócił sie w moja stronę. Poczułem strach, bo jego oczy płonęły ogniem. Podszedł bliżej i chwycił mnie za włosy, ciągnąc, przez co czułem niewyobrażalny ból. Próbowałem się wyrwać, ale moja siła w porównaniu z jego była na niskim poziomie. Mam tylko pięć lat.

— Nauczysz się w końcu pokory, szczeniaku niewychowany. Nie będziesz podnosil gowniarzu głosu na mnie i brata.

Ścisnął palce na moim ramieniu, a ja czuje ból. Będą siniaki. Mój oddech przyspieszył. Czułem duszności. Nie chce tam. Nie chce wracać.

— Przepraszam, już więcej tego nie zrobie. Proszę nie zamykaj mnie! Tato!

— Stój pysk, gowniarzu.

Zeszliśmy na dół po schodach, które prowadziły do piwnicy. Otworzył je i z mocnym pchnięciem, wepchnął mnie do środka, przez co upadłem na zimną podłogę.

Zamknął za sobą drzwi. Otoczyła mnie całkowita ciemność. Boje sie ciemności. Zawsze sie bałem. Tutaj pewnie są jakieś kolejne potwory. Czułem, że nie mogę złapać oddechu. Zacząłem się trząść, ale nie krzyczałem. Nie mogę krzyczeć, nie mogę płakać i nie mogę robić niczego z własnej woli.

Podparłem sie ściany i podciągnąłem do siebie kolana, by położyć na nich brodę. Zacząłem łapać głębokie oddechy, by uspokoić ataki. Moje całe ciało drży. A ja zaczynam liczyć do dziesięciu tysięcy. Po tym czasie mnie wypuszcza. Powinni wypuścić.

1.. 2..3..4..5..

— Papier, kamień, nożyce - krzyknęła Meri, dając kamień. - Ha! Wygrałam.

Desire InfiteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz