6. Piekło

2.2K 49 2
                                    

Całkowita cisza. Ciemność. Zimno i ból to jedyne co czułam w tym momencie. Wtuliłam się w bluzę którą miałam na sobie. Pachniała miętą. Czas tak cholernie mi się dłużył. Miałam wrażenie, że zatrzymał się on w miejscu. Nic się nie działo, nikt nie przychodził. Ciągle to samo. Wydawało mi się, że słyszę krople deszczu uderzające o dach. Nie chciało mi się spać. Wstałam i zaczęłam chodzić po tym pomieszczeniu. Zapaliłam lampkę i usiadłam na jednym ze skórzanych foteli. Dopiero po jakimś czasie usnęłam wykończona. Obudził mnie śmiech. Otworzyłam oczy i zobaczyłam śmiejącego się Łysego i Marcina. Za nimi wszedł brunet, w swoich dłoniach trzymał jakąś kołdrę oraz kilka poskładanych kocy. Podszedł do mnie i bez słowa podał mi te rzeczy. W podziękowaniu skinęłam więc tylko głową.

- Ta i co jej powiedziałeś? - Marcin kontynuował rozmowę z Łysym.

- Jak to kurwa co? Jebnąłem jej i kazałem wypierdalać. - zaśmiał się Łysy.

- Ja pierdole, Ty to jak zwykle trafisz na jakąś zdzirę zjebaną. Każda kurwa taka sama. - odpowiedział Marcin.

Na mnie nikt nie zwracał uwagi, brunet podszedł do biurka i usiadł przy nim. Jego towarzysze podeszli do niego.

- Załatwisz to dzisiaj? - Łysy zwrócił się do bruneta.

- Taki mam plan. - odpowiedział chłodno niebieskooki.

- Dasz rade uwinąć się z tym w nocy i wrócić przed świtem? - wtrącił Marcin.

- Raczej nie.

- Spoko wszystkim się tutaj zajmiemy. - zapewnił Łysy.

- Teraz idźcie do MacLagena, dzwonił do mnie rano, chce was u siebie widzieć.

Mężczyźni wyszli. Brunet podszedł do fotela, na którym siedziałam. Spojrzał na mnie.

- Cześć. - zaczął. - Jak się czujesz? - zapytał obojętnie.

- Nie będzie Cię dzisiaj w pobliżu? - odpowiedziałam pytaniem, byłam zaniepokojona.

- Nie. Muszę coś załatwić. Dlaczego pytasz?

- Nie chce zostać z nimi sama. - powiedziałam cicho.

Brunet na mnie spojrzał. Był zdziwiony a raczej zaintrygowany, nie skomentował tego jednak. Przyniósł mi jakieś kanapki na śniadanie po czym usiadł do papierów. Po około godzinie podszedł do mnie i rzucił spokojnie:

- Wychodzę. Nie szalej za bardzo, kiedy mnie nie będzie. Pamiętaj, że chłopaki są wybuchowi. Nie dawaj im powodu. - odwrócił się z zamiarem wyjścia.

- Nie zostawiaj mnie z nimi samej. - szepnęłam błagalnie.

Spojrzał na mnie.

- Boisz się ich? - zapytał doskonale znając odpowiedź.

- Nienawidzą mnie, jeden z nich postrzelił dwóch ludzi. Czy jest na ziemi ktoś kto się ich nie boi?

- Jest, stoi przed tobą. A co ze mną? Boisz się mnie? - spojrzał mi w oczy.

- Nie tak bardzo jak ich. - szepnęłam i odwróciłam wzrok.

- Błąd. Jestem od nich znacznie gorszy. - rzucił i wyszedł.

Wiedziałam, że ma racje. To on był ich szefem, to on decydował o moim losie, on mógł to wszystko zakończyć. Mimo to miał w sobie coś takiego, te jego oczy i głos. Wiedziałam, że są to ludzie pozbawieni skrupułów, wszyscy troje. Mimo to gdy w pomieszczeniu razem ze mną był Łysy i Marcin byłam przerażona. Gdy razem z nimi był też brunet czułam się dużo bezpieczniej. Może dlatego, że niebieskooki nigdy mnie nie uderzył, nie obraził, nie krzyczał. Stawał w mojej obronie, nie pozwalał mnie uderzyć, oni się go bali.

Destrukcyjna MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz