Nie mogłam zasnąć. Zaczęłam myśleć o całej tej sytuacji. Dziwne było to, że bliznowaty wydawał się totalnie inny niż tamci dwaj. Dało się z nim normalne porozmawiać, nie czułam do niego aż takiej odrazy. Wydawał się najbardziej ludzki z całej tej ich popierdolonej grupki. Porwał mnie, to przecież wiedziałam, on też brał w tym udział, więc to też jego wina. A jednak rozmawiałam z nim na spokojnie, naturalnie i zastanawiałam się jak to wszystko mogło się stać. Znowu byłam sama w tych czterech ścianach, było strasznie zimno. Bluza mężczyzny była na mnie za duża, było mi w niej jednak na pewno cieplej niż w mojej przemoczonej. Było mi strasznie niedobrze. Węzy krępujące moje dłonie wżynały się w moją skórę tworząc na niej głębokie obtarcia a gdzieniegdzie nawet zacięcia. Jak długo byłam już związana? Ile czasu spędziłam na tym krześle? Wszystko mnie bolało. Resztę dnia spędziłam sama, nikt się już nie pojawił.
Gdy obudziłam się prawdopodobnie rano także nikogo nie zastałam. Dopiero po mniej więcej godzinie wszedł Marcin a chwilę po nim ten drugi. Zaczęłam się denerwować, wolałabym żeby bliznowaty także się pojawił. Całe szczęście przyszedł i on po około 15 minutach.
- Marcin do mnie. - rzucił wchodząc do pomieszczenia, przelotnie na mnie spojrzał, podszedł do stołu i wyjął z kieszeni jakieś papiery.
W czasie gdy tamta dwójka zajęta była rozmową o jakichś planach do mnie podszedł 3 z nich.
- Dzisiaj też zamierzasz wrzeszczeć? - zapytał.
Pokiwałam przecząco głową a on powoli ściągnął mi taśmę z ust. Cicho jęknęłam.
- Muszę do łazienki. - powiedziałam cicho, nie patrząc na napastnika.
- I co w związku z tym? Mam w dupie twoje potrzeby.
- Proszę, chce mi się siku. Nie wytrzymam dłużej. - byłam coraz bardziej załamana.
- Szefie. - zaczął, o dziwo to bliznowaty odwrócił się w jego stronę. - Księżniczka zaraz nam się tutaj zleje, wyjść z nią?
Brunet zmierzył mnie wzrokiem, następnie powoli do mnie podszedł.
- Nie. Marcin z nią pójdzie. - odpowiedział. - Rozwiążę Ci teraz nogi, spróbuj mnie uderzyć albo zacząć uciekać a będziesz musiała lać w gacie. Zrozumiałaś? - był oschły, zupełnie inny niż wczoraj.
- Tak. - odpowiedziałam wystraszona.
Brunet rozwiązał mi nogi a następnie ręce związane z tyłu i związał je z przodu. Jego wzrok na krótką chwilę zatrzymał się na moich poranionych nadgarstkach. Niestety nie wyczytałam absolutnie nic z jego wzroku. Lekko mnie pociągnął w swoją stronę. Wstałam powoli i pewnie upadłabym, gdyby nie silne dłonie bruneta, który mnie złapał. Mój brzuch nie był na to gotowy, moje całe ciało nie było na to gotowe, żebra dawały o sobie znać. Byłam pewna, że za chwilę umrę, ból był nie do zniesienia.
- Dasz rade? - zapytał cicho.
- Tak. - odpowiedziałam chociaż wcale nie byłam tego taka pewna. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, nie miałam pojęcia ile czasu siedziałam bez ruchu na tym krześle.
Mężczyzna powoli mnie puścił i spojrzał mi w oczy.
- Nie radze Ci nawet próbować. - odwrócił się i z powagą zwrócił się do Marcina: - Uważaj na nią, będzie próbowała Ci zwiać.
- Nie dam jej na to szansy. - odpowiedział pewny siebie czarnowłosy. - Idziemy. - rzucił do mnie i popchnął mnie lekko przed siebie.
Otworzył drzwi znajdujące się przede mną. Szliśmy po ciemku, Marcin doskonale wiedział gdzie mnie prowadzi, ja nie miałam zielonego pojęcia. Doszliśmy do jakichś drzwi, mężczyzna otworzył je i wepchnął mnie do środka, wszedł za mną, byliśmy w łazience. Nie było w niej okien, paliły się ponure lampki. Rozejrzałam się. Był tutaj prysznic, toaleta i umywalka, całość wyglądała nieźle.
- To nie czas na zwiedzanie, lej i wychodzimy! - rzucił podchodząc do mnie.
- Nie możesz zaczekać pod drzwiami? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- Dobry żart. - odpowiedział.
- Proszę... przecież nie ucieknę, no bo niby jak? Nie ma tu okien, w kiblu się raczej nie spuszczę. - nalegałam.
- Dobra! Wywiń tylko jakiś numer a Cię zajebie. Czekam za drzwiami. Masz 20 sekund. - mężczyzna wyszedł.
Załatwiłam swoją potrzebę, umyłam ręce i obmyłam swoją twarz, zaczęłam szukać czegoś co pozwoliło by mi obezwładnić Marcina. Znalazłam w szafce pustą, szklaną butelkę po piwie. Działałam spontanicznie. Otworzyłam szybko drzwi od łazienki i rozbiłam butelkę z tyłu głowy napastnika. Niestety był to mój błąd ponieważ Marcinowi za bardzo nic się nie stało. Odwrócił się w moją stronę i złapał mnie z wściekłością za gardło.
Otworzyły się drzwi i dosłownie wpadłam przez nie ja. Upadłam popchnięta przez Marcina. Bliznowaty i jego towarzysz spojrzeli w naszą stronę. Uderzyłam plecami i głową w ścianę. W głowie zaczęło mi poważnie wirować. Brunet zaczął się śmiać - w śmiechu tym było coś przerażającego.
- Mówiłem, że spróbuje Ci spierdolić. - powiedział najwyraźniej doskonale się bawiąc.
Marcin podszedł do mnie szybkim krokiem i przywalił mi pięścią w twarz. Z mojego nosa zaczęła sączyć się krew. Napastnik zamachnął się po raz drugi.
- Wystarczy! - krzyknął 'szef'.
- Należy jej się! Suka powinna się wreszcie czegoś nauczyć. - odkrzyknął Marcin lecz nie uderzył po raz kolejny, jego ręka zawisła w powietrzu.
- Powiedziałem dość! - powtórzył brunet. - Dostała już za swoje. Idź.. zrób coś ze swoją głową, krew Cię zalewa. Łysy pomóż mu.
Wyszli obaj. W pomieszczeniu został tylko bliznowaty i ja. Zaczynałam tracić świadomość. Wszystko kołowało się w mojej głowie. Czułam się strasznie. Nie miałam siły się nawet podnieść. Czułam tylko ciepłą krew kapiącą z mojego nosa. W tej chwili chciałam umrzeć. Nie było mi to jednak dane. Poczułam jego dłoń na swojej twarzy. Był delikatny. Wytarł krew z mojego nosa i podłożył mi pod niego ręcznik.
- Buntowniczka z Ciebie. - zaczął. - I po co Ci to było co?
Poczułam szczypanie na swoim łuku brwiowym i zaczęłam syczeć z bólu. Moja dłoń złapała jego dłoń, która robiła coś przy mojej głowie.
- Proszę przestań. - zaczęłam cicho. - To boli. - jęknęłam.
- Wiem. Staram się Ci pomóc, masz rozwalony łyk brwiowy, chce go opatrzeć, musisz wytrzymać jeszcze chwilę. - jego głos był taki opanowany, uspokajający. - Wiem co robię. - dodał ponieważ nadal trzymałam jego dłoń.
Pokiwałam lekko głową i zabrałam rękę. Spadła ona bezwładnie na ziemie. Brunet kontynuował opatrywanie moich ran. Krew z nosa prawie całkowicie przestała mi lecieć.
- Wiesz powinnaś sobie na jakiś czas odpuścić te próby uciekania. Mówiłem Ci, że i tak nie dasz rady.
- Nie możecie mnie po prostu zabić? - zapytałam obojętnie. - Myślę, że Łysy zrobiłby to bez problemu.
- Całkiem możliwe. - brunet wzruszył ramionami.
- Nie możesz po prostu kazać mu tego zrobić? Skoro to Ty jesteś tutaj szefem.
Mężczyzna spoważniał.
- Powinnaś odpocząć. - rzucił i odszedł.
Spróbowałam wstać jednak bezskutecznie, po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Ból był niesamowity, bolał mnie dosłownie każdy milimetr ciała. W pewnym momencie poczułam jego dłonie. Jedna powędrowała pod mój tyłek a druga na plecy. Nie miałam siły żeby protestować. Podniósł mnie i trzymał na rękach. Był silny, zaczął iść w stronę łóżka. Położył mnie delikatnie na kanapie i odgarnął włosy z mojego czoła. Odszedł, lecz wrócił po chwili z miękką poduszką i grubym kocem, którym mnie okrył.
- Odpoczywaj buntowniczko.
Usnęłam albo zemdlałam.
![](https://img.wattpad.com/cover/353868885-288-k863982.jpg)
CZYTASZ
Destrukcyjna Miłość
Storie d'amore- Im bardziej mnie nienawidzisz tym bardziej muszę się powstrzymywać. - szepnął i wrócił do moich ust. Pocałunek ten był dynamiczny i namiętny. Jak się okazało odwzajemniłam go. Mężczyzna przyssał moją wargę w wyniku czego cicho jęknęłam. Było to ta...