Rysy twarzy Armina delikatnie się napięły. Stał się poważny, miał kamienny wyraz twarzy. W klubie wystąpiło nagłe poruszenie, ludzie szeptali i wychodzili z klubu za brunetem. Informacje rozchodziły się po klubie błyskawicznie. Mateusz i pozostali ruszyli w kierunku wyjścia więc szybko podążyłam za nimi. Nie miałam pojęcia co się dzieje, ale patrząc po reakcjach ludzi nie działo się nic dobrego. Wszyscy stali się spięci i szeptali między sobą.
- Hej Mateusz! - dorwałam go w tłumie. - Co się dzieje?
- Starcie tytanów. - odpowiedział bez cienia żartu w głosie i pobiegł przed siebie.
Coraz bardziej zaniepokojona w końcu dopadłam do drzwi i znalazłam się na zewnątrz. Była burza, grzmiało, błyskało i dosłownie lało. Nie był to zwykły deszcz. Przypominało to raczej oberwanie chmury. Ludzie zgromadzili się przed klubem, zaczęłam się przez nich przepychać by być bliżej bruneta. Zauważyłam też, że za mną podąża 2 dobrze zbudowanych mężczyzn. Super, najwyraźniej miałam już własnych ochroniarzy, nie miałam czasu jednak się nad tym zastanawiać, nie w tych okolicznościach.
- Cały jebany orszak powitalny! - rzucił głośno mężczyzna, który wywołał całe to zamieszanie. Na oko mógł mieć od 30 do 40 lat. Nie widziałam go zbyt dobrze. Było ciemno a dodatkowo nie stałam bezpośrednio przed nim tylko bardziej z tyłu. - Nieźle, jestem pod wrażeniem.
Atmosfera była napięta. Dało się to wyczuć bez problemu. Można było dosłownie łapać powietrze garściami. Armin zatrzymał się dobre trzy kroki przed niespodziewanym gościem.
- Co tutaj robisz? - zapytał tym swoim głosem, który zamrażał krew w żyłach.
- Jak to? Naprawdę sądziłeś, że mógłbym zapomnieć? - mężczyzna uśmiechnął się lekko. - To przecież taka ważna data. Najlepszego Alex.
W tłumie uniósł się lekki pomruk. Zastanawiałam się czy ludzie byli wstrząśnięci tym, że usłyszeli jego imię (swoją drogą niepoprawne) czy obawiali się tego co może się zaraz wydarzyć.
- Co prawda dokładnie 5 lat temu trafiłem też do paki, dużo moich ludzi zginęło a potem Tobie się coś całkowicie pojebało i stwierdziłeś, że możesz mnie zastąpić, ale nie mówmy o tym. Już jestem. Czas by wszystko wróciło na swoje miejsce.
Armin się roześmiał. Był to ten pusty, przerażający śmiech, którego tak bardzo nie lubiłam.
- Kurwa. Zabawny jesteś. Wracasz tu po 5 latach i zachowujesz się jak jakiś jebany wojenny bohater. Wszystko jest na swoim miejscu.
- Ty nie jesteś na swoim miejscu. - warknął. - Zachowujesz się jakby oni wszyscy należeli do Ciebie, jakby to wszystko było twoje! To moja ziemia! Ci ludzie należą do mnie! - krzyknął mężczyzna.
- Należą do Ciebie? Oni nie są niczyją własnością! Jeśli chodzi Ci o ziemie, o kartele i terytoria to to wszystko jest teraz moje.
- Nic kurwa nie jest twoje. Zastępowałeś mnie, zresztą nieudolnie. Skończyło się, równowaga wraca. Możesz wypierdalać! Spójrz na nich wszystkich, stoją tutaj i czekają na ostateczną decyzje. Wiedzą, że mają kłaniać się przede mną.
Armin odwrócił lekko głowę i spojrzał przelotnie na stojących za nim ludzi. Był już cały mokry, deszcz zmoczył całe jego ubranie. Z włosów kapała mu woda, spływała po jego twarzy. Wyglądał cudownie, jak gniewne bóstwo.
- Oni nie kłaniają się przed nikim! Cała gra to szacunek, ale Ty nie wiesz co to takiego. Nigdy Cię nie zastępowałem. Nie było czego zastępować. Twoje chujowe decyzje, jebane ambicje, zrujnowałeś wszystko. Żywcem pogrzebałeś swoich ludzi, miałeś ich w dupie zresztą jak zwykle. Niczego po Tobie nie przejąłem, odbudowałem wszystko od nowa. To Ty na nich spójrz. Po czyjej stronie stoją?
CZYTASZ
Destrukcyjna Miłość
Romance- Im bardziej mnie nienawidzisz tym bardziej muszę się powstrzymywać. - szepnął i wrócił do moich ust. Pocałunek ten był dynamiczny i namiętny. Jak się okazało odwzajemniłam go. Mężczyzna przyssał moją wargę w wyniku czego cicho jęknęłam. Było to ta...