Brunet wrócił po około 3h. Wszedł do domu, rzucił wzrokiem na łóżko na którym się znajdowałam i przeszedł do kuchni. Wyjął z lodówki energetyka, otworzył go i złapał spory łyk.
- Wiesz myślałem sobie o tym co mówiłaś. - zaczął wchodząc do pokoju. Oparł się o futrynę i kontynuował. - Narzekałaś, że jesteś tu zamknięta, odcięta od świata, że od bardzo dawna nie byłaś na świeżym powietrzu. Więc jeśli chcesz to chodź.
- Gdzie? - zapytałam zdezorientowana.
- Na zewnątrz. - powiedział chłodno brunet.
Zerwałam się z łóżka gotowa do wyjścia.
- Nie tak szybko. Wyjdziemy pod warunkiem, że będziesz się mnie słuchała, jasne?
- Tak.
- Świetnie. Po pierwsze załóż na siebie bluzę, tą czarną z kapturem. Kaptur ma pozostać na twojej głowie, nie zdejmujesz go. Na zewnątrz nie krzyczysz, nie piszczysz, nie próbujesz mi uciec. Nie wpadasz w histerie, zachowujesz się normalnie. Zrozumiałaś?
- Tak. - powtórzyłam podekscytowana.
- Znając Ciebie szczerze wątpię. - powiedział sucho.
- Co to miało znaczyć? – zapytałam urażona.
- Nic. Zakładaj bluzę.
Faktycznie zarzuciłam na siebie bluzę, z lodówki wyjęłam sobie jabłko i ruszyłam za niebieskookim. Wyszliśmy na zewnątrz. Panował półmrok. Wiał wiatr. Nareszcie mogłam odetchnąć pełną piersią. Stanęłam zaraz za drzwiami. Zamknęłam oczy, wiatr rozwiewał moje włosy. Powietrze było rześkie, cudowne. Po prawie 4 tygodniach siedzenia w zamknięciu w końcu oddychałam świeżym powietrzem. Poczułam się lepiej. Mogłabym stać tak wiecznie. Ktoś jednak delikatnie pociągnął mnie za ramię. Otworzyłam oczy.
- Chcesz tutaj stać czy może jednak się przejdziemy? - zapytał bliznowaty stojąc przede mną.
Ruszyłam przed siebie idąc ramię w ramię z brunetem. Szliśmy jakąś wąską dróżką aż znaleźliśmy się na dość rozległej polanie. Trawa falowała na wietrze.
- Stój. Zatrzymujemy się tutaj. Dalej nie idziemy.
Nie protestowałam, widziałam, że to i tak nie ma większego sensu. Usiadłam na trawie a po chwili się na niej położyłam. Szczerzyłam się sama do siebie. Brunet usiadł naprzeciwko i przyglądał mi się z zainteresowaniem.
- Dlaczego się uśmiechasz? - zapytał po chwili.
- Bo jestem na dworzu, leże na trawie, wieje wiatr. Czy to nie powód do radości? Niedawno nie wiedziałam czy dożyję następnego dnia. Nie warto tak bardzo przejmować się życiem. Trzeba chwytać chwilę, teraz to rozumiem.
- Nie sądzisz, że to dość dziwny powód do radości?
- Nie. Po 4 tygodniach siedzenia w zamknięciu jest się z czego cieszyć. - powiedziałam z przekonaniem. - W zasadzie dlaczego wyszliśmy?
- Dlaczego mielibyśmy tego nie robić? Przecież sama narzekałaś, że jest Ci źle w zamknięciu i że się dusisz więc myślałem, że chcesz wyjść, myliłem się? - zdziwił się brunet.
- Nie. Jasne, że nie. Po prostu zastanawiam się dlaczego to robisz. Ja próbuje Ci cały czas uciekać, rzucam się na Ciebie z pięściami, wyzywam Cię, krzyczę, rozbijam twoje talerze a Ty zamiast mnie jakoś ukarać zabierasz mnie na zewnątrz.
- To nie jest zabawa w system nagród i kar. Jeśli tak chcesz na to patrzeć to twoją karą jest to, że w ogóle się tu znalazłaś. Co do talerzy to wcale nie są moje. - uśmiechnął się niebieskooki.
![](https://img.wattpad.com/cover/353868885-288-k863982.jpg)
CZYTASZ
Destrukcyjna Miłość
Romance- Im bardziej mnie nienawidzisz tym bardziej muszę się powstrzymywać. - szepnął i wrócił do moich ust. Pocałunek ten był dynamiczny i namiętny. Jak się okazało odwzajemniłam go. Mężczyzna przyssał moją wargę w wyniku czego cicho jęknęłam. Było to ta...