Nie chciałam wracać chwilowo do domu. Musiałam odreagować i oderwać się chociaż na chwilę od rzeczywistego świata poprzez.. Właśnie, tu zaczynał się problem. Nie byłam pewna gdzie idę. Tak naprawdę to nie miałam gdzie wykluczając z tego dom Liwii, którego w aktualnym stanie wolałam unikać jak jej samej. Chciałam, żeby to co stało się pomiędzy mną a kobietą zostało tylko między nami i to jak najdłużej.
Opanowywałam nerwy idąc w losowo obranym kierunku. Myślałam nad miejscem gdzie mogłam wyciszyć emocję związane z dzisiejszym dniem i.. w końcu pomysł sam wpadł mi na myśl.
Cmentarz.
Po chwili stałam na peronie czekając na zaplanowany pociąg. Na moją twarz zaczęły spadać pojedyncze krople chłodnego deszczu, który po nawet nie chwili zamienił się w ulewę. Chociaż miałam gdzie się przed nim schować, to wciąż stałam w miejscu i nasłuchiwałam kropel odbijających się o blaszane daszki nad ławkami.
Jako, że moja babcia była pochowana w rodzinnym mieście to byłam zmuszona dojechać, co w większym aspekcie mi nie przeszkadzało, chociaż droga zajmowała bite dwie godziny pociągiem. Mogłam poświęcić się dla chwili spokoju.
Maszyna wjechała na stację, a wraz z nią zebrała się masa ludzi która albo wsiadała, albo wysiadała z pociągu. Z słuchawkami w uszach przemierzałam wagony w poszukiwaniu wolnego miejsca. Nie wyobrażałam sobie przez ten czas stać. Pociąg ruszył, a ja od razu zawiesiłam wzrok na widoku za oknem wsłuchując się w słowa piosenki i'll die anyway.
Muzyka towarzyszyła mi aż do momentu, w którym weszłam na cmentarz. Wyłączyłam ją dopiero gdy przekroczyłam jego bramę. Ruszyłam ścieżką mając nadzieję, że pamiętam drogę to nagrobka i z uśmiechem zabiłam sobie brawo, gdy zobaczyłam charakterystyczne drzewo.
Od razu jednak skrzywiłam się widząc bałagan widniejący na nagrobku. Ręką odgarnęłam kilka liści które spadły wraz z porywającym wiatrem, wymieniłam wkłady w zniczach i dołożyłam jeden nowy.
Pomyślałam, że powinnam przyjeżdżać do niej częściej, bo w mieście aktualnie nie było nikogo, kto dbał by o to miejsce, a nawet zmarłym należała się odrobina szacunku.
— Cześć babciu. — przywitałam się zachrypłym głosem rozglądając się, czy aby na pewno nikogo nie ma w pobliżu.
Była połowa grudnia, przez co większość wolała przygotowywać się do świąt niż odwiedzać zmarłych na cmentarzu, bo w końcu ich święto wypadało jakiś czas temu co moim (skromnym) zdaniem było dość.. chyba byłam ostatnią osobą która powinna kogokolwiek oceniać.
— Wiem, że dawno mnie nie było i przepraszam, ale dużo się u mnie dzieje. Rodzice się rozwiedli.. Przeprowadziłam się z mamą do Toronto i musiałam zmienić szkołę. Dużo do opowiadania co? A to nawet nie połowa.. Chciałabym, żebyś tu była. — dodałam siadając na małej ławeczce.
Zawsze gdy tu przychodziłam opowiadałam jej co u mnie i rodziców. Spędzałam nieraz godziny na cmentarzu płacząc i śmiejąc na zmianę w zależności o czym jej mówiłam, ale dziś wyjątkowo nie miałam na to parcia. Chciałam pobyć sama z Felicią w ciszy i.. no w sumie jak się nie odzywam to cisza. Dziwnie było by, gdyby przemówiła z zaświatów.
— Ciągle jest. — usłyszałam znajomy głos za plecami, przez co natychmiastowo się odwróciłam. Przeraziłam się jak nigdy.. — Dawno cię nie widziałam. — podeszła do mnie i usiadła na ławce obok mnie.
Zdziwiona widokiem dziewczyny nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Nie wiem co kombinował wszechświat, ale mniej mi się to podobało. Spotkanie Ashley było może nie ostatnią rzeczą jakiej chciałam, ale na pewno tą z niespodziewanych i zdecydowanie nieprzemyślanych.
Odwróciłam głowę zawieszając na niej swój wzrok i uśmiechnęłam się widząc, że dziewczyna nie zmieniła się nic a nic odkąd ostatnim razem się widziałyśmy. Wciąż te same blond włosy sięgające niemalże do łopatek i delikatny makijaż. Zawsze wyglądała nieziemsko.
— Mówił ci już ktoś że wyglądasz jakbyś miała się zaraz położyć obok swojej babci? — unosiła brwi, aczkolwiek widać było, że się zmartwiła.
Wzruszyłam ramionami.
Ucieszyłam się na jej widok, ale to nie był odpowiedni moment na rozmowy. Nie zdążyłam oswoić się z bólem, a nie chciałam rozklejać się na jej oczach.
— Jak pewnie słyszałaś sporo się dzieje. — odwróciłam wzrok w stronę nagrobka.
— Słyszałam. Wiem że się przeprowadziłaś i tak dalej, ale służę pomocną ręką, wiesz o tym. — zrobiło mi się głupio słysząc te słowa. Nawet się z nią nie pożegnałam i uwierzcie lub nie, dziwiło mnie to że rozmawia ze mną w taki sposób, a nie inny.
— Przepraszam, że tak nagle zniknęłam bez słowa. Tak było łatwiej. — skrzywiłam się chyba poraz setny tego dnia. Chyba przeszedł czas odkupić winy..
— Nie gniewam się. Zdążyłam się z tym już pogodzić i nie obsypie cię torbą brokatu, żebyś przez kolejne dwa tygodnie nie mogła go wyczyścić z włosów. — zaśmiała się, a ja wraz z nią. Z zachowania też się nie zmieniła, poczucie humoru wciąż grało w niej jak zawsze.
— Nie wybaczyłabym ci tego. — złapałam się za serce wywijając oczami. — Długo tu siedziałaś? — dodałam przybierając już normalny ton głosu.
— Kilka minut. Byłam u taty i usłyszałam, że nie jestem sama. Nie sądziłam, że będę mieć taką niespodziankę na sam koniec tygodnia. — uniosła kącik ust. — A ty długo zostajesz? — zobaczyłam w jej oczach iskrę nadziei, której choć nie chciałam, to musiałam zgasić.
— Przyjechałam tylko na grób, niedługo pewnie będę wracać. — nie mogłam zostać tu dłużej niż w odwiedzinach do babci. Wspomnienia by mnie dobiły.
— Skoro tak, to może zostawisz mi chociaż swój numer telefonu.. Wpadła bym do ciebie kiedyś. — kiwnęłam głową w odpowiedzi, po czym wzięłam telefon dziewczyny do rąk i wpisałam swój nowy numer, który zmieniłam od razu po wyjeździe z miasta. — Odprowadzić cię na pociąg? — w uśmiechu znów skinęłam głową i w myślach żegnając się z babcią wstałam z ławki.
Ruszyłyśmy z powrotem w stronę stacji rozmawiając przy tym co działo się podczas naszego braku kontaktu. Nie wspominałam o Liberty, choć naprawdę bardzo mnie kusiło. Ashley była jedną z niewielu osób o którą nie musiałam się martwić, że podłoży mi pod nogi kłody, wyśmieje czy zignoruje.
To do niej pierwszej zadzwoniłam, kiedy dowiedziałam się, że mój ojciec przez całe piętnaście lat mojego życia, gdy wyjeżdżał w delegację tak naprawdę jechał do drugiej rodziny i ona była przy mnie kiedy zatapiałam się w alkoholu do nieprzytomności. Była zawsze, a ja chcąc zakopać wspomnienia z Hamilton zrujnowałam naszą przyjaźń.
Długo nie mogłam się po tym pozbierać i wciąż żałowałam, że postąpiłam tak a nie inaczej. Teraz miałam szansę to naprawić i obiecałam sobie jej nie zmarnować.
CZYTASZ
Night Under Star(s)
Romance„Była zupełnie jak śnieg, piękna, ale zimna. Aż poznała wiosnę, której prawdziwe imię nie zabierało piękna, a jednak topiło chłód. Razem tworzyły burzę, lecz po niej zawsze wschodziło słońce." Wraz z przeprowadzą do Toronto nie oczekiwałam, że ją po...