Rozdział 23.

910 55 13
                                    

P.O.V Harper Liberty

Wieczorem następnego dnia gdy przygotowywałam się do kąpieli, ktoś bardzo upierdliwie próbował dobić się do moich drzwi. Z niepokojem o osobę jaką mogłam zastać, podeszłam do nich i otworzyłam nie zdejmując zasówki blokującej wejście.

— Harper. — usłyszałam dobrze znany głos, na który mimowolnie westchnęłam. Zamknęłam drzwi, by zaraz potem otworzyć je na oścież.

— Myślałam, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. — syknęłam z nienawiścią w stronę byłego już narzeczonego.

Przez te kilka miesięcy zdążyłam o nim zapomnieć i tak jak (mylnie) sądziłam, on zapomniał o mnie.

— Wpuścisz mnie czy mamy rozmawiać przez próg? — podniósł lekko ton na który mimowolnie się wzdrygnęłam. Przepuściłam mężczyznę w drzwiach i wskazałam ręką na kanapę, przy której sama ustałam. Nie miałam zamiaru siadać nie znając zamiarów Vincenta.

— Nie mam całego wieczoru. — odparłam widząc jak mężczyzna obija się z powiedzeniem tego co powiedzieć miał. Chciałam, żeby jak najszybciej wyszedł.

— Chciałem cię przeprosić. Nie wiem co we mnie wstąpiło tego wieczoru. — rzekł z miną zbitego psa, a ja uniosłam brwi.

Nie miałam zamiaru się na to złapać. Wciąż pamiętałam, że Vincent był dobrym manipulatorem, a jego przeprosiny nie były szczere. Nawet gdyby były to i tak bym go spławiła, bo odkąd uciekłam z domu i zerwałam zaręczyny czułam się o wiele lepiej. Nie sądziłam, że spotkam go jeszcze kiedykolwiek.

— Mogłeś myśleć o tym pół roku temu. — skomentowałam zakładając ręce na piersi. Nie byłam pewna czy ton mojego głosu był odpowiedni co do tej sytuacji. Vincent był nieobliczalny i chociaż moja postawa mogła mówić, że nie boję się o własne bezpieczeństwo, to było inaczej. Bałam się jak nigdy. Mogłam zwalać to na stan traumatyczny, ale już sama nie wiedziałam w co wierzyć.

— Myślałem, że mnie zdradzasz. Nie chciałaś ślubu, dzieci, żadnego zakładania rodziny. Nawet z wspólnym mieszkaniem i podzielnością majątkową miałaś problem. Coś we mnie pękło, naprawdę nie chciałem zrobić ci krzywdy. — tłumaczył podnosząc przy tym moje ciśnienie. To żadna wymówka.

— Co mi z twoich przeprosin, nawet nie pamiętam co się stało. — prychnęłam starając się nie krzyczeć, żeby nie popaść w agresji.

— Jak to nie pamiętasz? — podniósł się z kanapy i zaczął do mnie powolnie podchodzić. Cofnęłam się o kilka kroków, a przez strach wywołany kontaktem z mężczyzną zapomniałam, że zaraz za mną znajdował się szklany stolik na który upadłam rozbijając szkło i przy okazji wbijając je sobie wszędzie gdzie się dało. — Kochanie.. — podał mi dłoń jednak odtrąciłam jego rękę i mimo potwornego bólu wstałam bez jego pomocy.

— Nie mów tak do mnie. Nie pamiętam i kto wie czy mi coś podałeś czy do czego jesteś jeszcze kurwa zdolny! — krzyknęłam odpychając go od siebie na bezpieczną odległość. W oczach zaszły mi łzy spowodowane połączeniem bólu i gniewu i pomimo niechęci okazywania słabości nie mogłam ich zatrzymać. — Wyjdź z mojego domu i więcej się tu nie pokazuj, albo wystąpię o zakaz zbliżenia.

— Chcesz wiedzieć co się stało? — zignorował. Spojrzałam na niego bezsilnie wiedząc że nieważne co powiem on i tak zrobi swoje. — W pracy żartowali ze mnie, że moja to na pewno ma kogoś na boku bo ani dzieci, ani ślubu. Jakbyś mnie nie kochała. — zaczął, a ja mimo chęci wtrącenia swoich słów, powstrzymałam się. — Jak wróciłem do domu to poczułem od ciebie męskie perfumy. Myślałem, że ich przypuszczenia to prawda. Zaczęliśmy się kłócić, powiedziałaś, że nigdy byś mnie nie zdradziła, jednak fakty robiły swoje. Chwilę później pchnąłem cię co tyłu, a nie kontrolowałem swojej siły, bo byłem pijany. Uderzyłaś o róg szafki głową. — dokończył drżącym głosem. Chciał jeszcze coś dodać, jednak mu nie pozwoliłam. Byłam w zbyt dużym szoku.

Night Under Star(s)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz