Na dworze zachodziło słońce, a jego ostatnie promienie padały na nas przez ogromne okno tarasowe i znów chwilowo je znienawidziłam. Spoglądałam na śpiącą kobietę z niewyjaśnionymi odczuciami. Wyglądała pięknie jak czyste nocne niebo pokryte masą gwiazd. Wyglądała spokojnie. Nie wiem ile tak patrzyłam, ale oderwałam się dopiero gdy zaczęła się kręcić.
Zmniejszyła siłę objęcia wokół mojej talii i uniosła głowę z brzucha na którym leżała. Nasze spojrzenia się spotkały, a na jej ustach pojawił się niepewny uśmiech. Oczy świeciły od wcześniejszych łez, a policzki były zaczerwienione. I tak wyglądała pięknie.
— Jesteś głodna? Mogę zrobić nam coś do jedzenia. — pogładziłam jej skórę w uśmiechu.
— Mam trochę lepszy pomysł. — podniosła się z mojego ciała pozostawiając po sobie ogromny chłód, choć na zewnątrz było z dwadzieścia stopni. — Pomyślałam.. możemy nazwać wypad nad jezioro randką? — uniosła kącik ust nie mogąc powstrzymać się od pozytywnego urazu twarzy. Mi zaś spadł kamień z serca i to w dosłownym znaczeniu tego zdania. To pytanie było odpowiedzią.
— Możemy, gwiazdko. — zaśmiałam się, a przez moje ciało przeszedł niekontrolowany przypływ adrenaliny. Pierwszy raz nazwałam ją inaczej niż jej imieniem.
— Gwiazdko? — zdziwiła się i chyba mimowolnie pożałowałam swoich słów..
— Tak.. znaczy jeśli ci si..
— Podoba mi się. — wtrąciła szybo widząc, że się peszę. — Pójdę się przebrać i uszykujemy sobie piknik przy altance. — oznajmiła i widząc że nie mam wyjścia (którego i tak nie chciałam podważać) skinęłam głową.
Posłała mi uśmiech, który natychmiastowo odwzajemniłam. Wszystko mogło być dobrze, co cieszyło mnie bardziej niż cokolwiek we wszechświecie. Po burzy zawsze wychodzi słońce. Cisza przed burzą już dawno się skończyła, a sam sztorm wyminął nas szerokim łukiem nie pozostawiając po sobie wielkich szkód.
Nie myślałam w tej chwili o niczym innym. O telefonie na który przyszły setki wiadomości, o Dayi (choć wciąż się o nią martwiłam..), rodzicach, szkole. Będąc obok niej to wszystko znikało jakby nigdy się nie wydarzyło. Była moją złotą rzeczywistością rozwiewającą szarą, brudną i skomplikowaną. Przy niej niemożliwe stawało się możliwe.
Nigdy nie sądziłam, że pomyślę o kimś w taki sposób i takim czasie. Jak widać życie potrafiło zaskakiwać na wiele różnych sposobów. Kilkoma miesiącami potrafiło zmienić cząstkę życia i całe myślenie wraz z priorytetami człowieka.
Ocknęłam się widząc blondynkę przed sobą. Naprawdę mocno musiałam odpływać, że nawet nie zauważyłam kiedy z powrotem wchodziła do salonu..
— O czym myślałaś tym razem? — podała mi bluzę. — Załóż, chłodno jest.
— Moje myśli są moimi z powodem. — odparłam dumnie biorąc ubranie. — Przyszykowałaś wszystko sama? — dodałam zszokowana widząc koszyk na stoliku.
— Nie chciałam wybudzać cię z twojego pięknego snu na jawie. — oznajmiła na co pokręciłam bezsilnie głową. Musiałam się bardziej pilnować.
Po założeniu na siebie bluzy wzięłam koszyk i dałam się zaprowadzić Harper na dane miejsce. Księżyc zaczął powoli wschodzić, a wraz z nim pojedyncze ciała niebieskie. Wokół było pełno zieleni i drzew, jednak ścieżka była pokryta kamykami. Po kilkunastu krokach zobaczyłam wspomnianą altankę. Była przeszklona i niewielka, ale równie piękna jak cała posesja. Blondynka wyminęła ją i przystała dopiero kilka kroków od zbiornika wodnego. On też był zadbany. Nie wiem ile jej siostra miała czasu, siły i pieniędzy, ale zazdrościłam jej tego zakątka. Był prześliczny.
Na prośbę Harper wzięłam koc z koszyka i rozłożyłam go przy brzegu. Nie wiem czemu, ale moje dłonie drżały co blondynka chyba zobaczyła, bo podeszła i objęła mnie od tyłu. Czułam bijące od niej ciepło i te sam zapach co zawsze. Przymknęłam oczy i oddałam się uściskowi kobiety. W jej objęciach było spokojnie.
— Będzie dobrze. — szepnęła nad moim uchem na co mimowolnie się uśmiechnęłam. Odwróciłam się w jej stronę i ustałam na palcach by złożyć na jej ustach drobny pocałunek. Chociaż ostatni był kilka godzin temu, to i tak mi go brakowało. — Usiądziemy? — skinęłam głową mrugając i po chwili siedziałyśmy już obok siebie.
Patrzyłam na przemian na wodę i niebo zachodzące większą ilością gwiazd. Święcące kropki były już wszędzie, a że domek znajdował się kilka kilometrów od większego miasta wszystko było widać bardziej, ponieważ sztuczne światła latarni nie zakłócały naturalnego światła księżyca. Spojrzałam w stronę Harper która z uśmiechem położyła się na kacu i wlepiła wzrok w niebo nad sobą. Zrobiłam to zaraz po niej.
— Myślałam długo nad twoimi słowami. — zaczęła, a ja uważnie zwróciłam słuch w jej stronę. — Masz rację. Chcę cię przy sobie nawet jak się tego boję. Tyle lat się bałam, więc.. teraz przyszedł najwyższy czas, żeby przestać. — moje serce przyspieszało z każdym usłyszanym słowem. Nie ze strachu. Z radości.
— Lepiej późno niż wcale.. — przyznałam chichotając. Nie mogłam się powstrzymać. — Jeśli ci coś powiem, zapamiętasz to? — zaczęłam, przez co zaciekawiona uniosła się na łokciu by na mnie spojrzeć. Skinęła głową. — Miłość nie zawsze jest złota, ale nigdy nie jest czarno biała.
— Zapamiętam. — uśmiechnęła się łapiąc mnie za rękę. — Sama to wymyśliłaś?
— To słowa Felicii Jones. — odparłam dumnie wspominając babcię. Kiedyś powiedziała mi, żebym zapamiętała to zdanie na zawsze, więc to zrobiłam. Teraz mogłam przekazać je dalej.
— Tej sławnej autorki powieści? — rozszerzyłam oczy w zaskoczeniu. Znała ją.
— Wolę określenie moja babcia. — parsknęłam śmiechem, a teraz Harper wytrzeszczyła oczy z opadającą szczęką. — Nie wspomniałam? — zmarszczyłam w żarcie brwi. Pokręciła bezsilnie głową.
— Ile masz jeszcze sekretów co? — przygryzłam wargę i jednym ruchem podniosłam się na kolana i usiadłam na niej okrakiem.
— Wystarczająco żeby za każdym razem móc cię zadziwić. — szepnęłam zakładając kosmyk włosów za ucho. — A ty? — ułożyłam swoje dłonie po bokach jej głowy.
Obróciła mnie tak, że teraz ja leżałam pod nią. Nie nastawiając się na taką wymianę ról pisnęłam jak opętana co od razu wywołało chichot na jej ustach.
— Kocham cię.. — szepnęła tak cicho, że ledwo to usłyszałam. Zarazem pewność w jej głosie mnie zaskoczyła. Nie spodziewałam się tych słów z jej strony. To było jak najskrytsze marzenie schowane gdzieś na dnie mojego serca, które już od dawna należało tylko do niej. — Boję się owszem, ale to uczucie przewyższa wszystko.
— Też cię kocham, Harper. — w jej oczach mignęła radość. Doskonale mogłam to zobaczyć i nie mogłam powstrzymać się pokusie uniesienia kącika ust. — Nie bój się o nic.. — zaraz po tym nasze wargi się połączyły.
Ten pocałunek przebijał nawet moment, kiedy całowała mnie pośród setek nieznajomych. Teraz leżałyśmy pod gołym niebem. Tylko my. Ja pod nią. Po tych słowach. Po całej prawdzie. Po wszystkim co wydarzyło się w ciągu tego roku. I z uczuciami, które czasem bolały jak cholerna i nie dało się nad nimi zapanować, a innym razem były najpiękniejszą rzeczą jaka w życiu człowiekowi mogła się przytrafić.
— Wreszcie mogę powiedzieć, że spędziłam noc pod gwiazdą. — szepnęłam gdy odsunęła się na milimetry od mojej twarzy. Zaraz po moich słowach zmarszczyła brwi.
— Miałaś na myśli gwiazdami? — zachichotała, zaś ja pokręciłam szybko głową.
— Pod gwiazdą. — powtórzyłam i zagryzłam w uśmiechu dolną wargę. — Już moją gwiazdą.
Night under star(s).
CZYTASZ
Night Under Star(s)
Romance„Była zupełnie jak śnieg, piękna, ale zimna. Aż poznała wiosnę, której prawdziwe imię nie zabierało piękna, a jednak topiło chłód. Razem tworzyły burzę, lecz po niej zawsze wschodziło słońce." Wraz z przeprowadzą do Toronto nie oczekiwałam, że ją po...