Rozdział 21.

915 41 1
                                    

P.O.V Crystal Parker

— Nad czym tak myślisz? — spytała z uśmiechem podnosząc się na łokciu.

Wszystko tak szybko się stało, że zdawało się nierealne. Nie oczekiwałam, że nagle wszystko będzie jak w bajce, ale napawałam się nadzieją, że ten stan nie potrwa kilka godzin jak zwykle.

— Łatwiej będzie gdy zapytasz nad czym nie myślę. — uniosłam nerwowo kąciki ust. — Co jeśli znów spanikujesz? — zapytałam już z większą powagą. Nie powinnam o tym wspominać, ale bałam się jej zaufać. Przejechałam się na tym już kilka razy i nie chciałam kolejny.

Atmosfera między nami nie była napięta. Rozmawiałyśmy tak jak zawsze, tylko z dodatkiem.. wcześniejszego pocałunku i chaotycznie przybierających zmian sytuacji. 

— Choćbym chciała to czasu nie cofnę.. 

— Los lubi jak na siebie wpadamy. — zmieniłam temat wyczuwając, że poprzedni rujnował atmosferę między nimi, a wolałam tego unikać bardziej niż ognia. Rzeczywiście coś sprawiało, że tam gdzie była ona tam ja i w jakiś sposób zawsze kończyło się.. różnie w zależności od sytuacji. Jednak zawsze razem.

— Albo mnie stalkujesz. Nie wierzę w przeznaczenie. Te wszystkie znaki zodiaków, tarot czy inne magię jakoś nigdy do mnie nie przemawiały.

— Działają jeśli się w nie wierzy. — odpowiedziałam z uśmiechem. — Kiedy masz urodziny? — dopytałam chcąc dowiedzieć się o niej więcej. Okazja była idealna.

— Jestem skorpionem, jeśli o to chodzi. — zaśmiała się. — Nawet nie wiem co to znaczy szczerze mówiąc. — uniosła się do siadu i wzruszyła ramionami.

— Urodzeni przywódcy. Potrafią być empatyczni i troskliwi, a potem może zamienić się w tego odwrotność. Ludzie zwykle za nimi nie przepadają, bo może się wydawać, że są zadufani w sobie. Dopiero gdy zaufają to są bardziej.. cóż, pozytywni? — wytłumaczyłam gestykulując rękoma w powietrzu. — Dużo zależy też od miesiąca.

— Nie sądziłam, że się tym interesujesz. — przyznała poraz kolejny na co szybko pokręciłam głową.

— Bo nie interesuje. Wiem tyle ile potrzebuję. Nie łapie się w niektórych rzeczach i nie opieram zachowania ludzi pod ich znaki zodiaku, chociaż nie ukrywam, że często się z nimi zgadzają. — odparłam doskonale mając na myśli samą Liberty. — Ja na przykład jestem wodnikiem, żywioł powietrza. Dlatego tak często mam głowę w chmurach. — dodałam pomijając szczegół, że gdy tak się działo, to właśnie ona siedziała w tych chmurach.

— To wiele wyjaśnia. — parsknęła, a ja skinęłam głową w uśmiechu. — Kiedyś byłam u jednej wróżki czy jakkolwiek można to nazwać. Straciłam tylko pieniądze, bo powiedziała mi tyle ile sama wiedziałam. Jednak księżyc jest naprawdę ładny. — po usłyszeniu tych słów głupio się uśmiechnęłam dezorientując tym Harper, po czym wstałam ciągnąc ją przy tym za rękę. — Porywasz mnie w moim własnym domu?

— Czasami potrafisz być zabawna. — odpowiedziałam kierując się w stronę tarasu z nadzieją, że mimo pogody niebo nie będzie zachmurzone.

— A ty naprawdę niemiła. — przerzuciła oczami.

Po wyjściu na świeże powietrze od razu uderzyła w nas zimna bryza wywołująca dreszcze na ciele, przez co obie owinęłyśmy rękoma ramiona.

— Widzisz ten trójkąt z gwiazd? To gwiazdozbiór trójkąta, jak spojrzysz kawałek od niego to zauważysz mały wóz. — mówiłam z ekscytacją w głosie.

Lubiłam opowiadać o kosmosie, choć naprawdę sama nie znałam się na nim jak co po niektórzy. Po prostu uwielbiałam nocami patrzeć na gwiazdy i wyłapywać w nich te wszystkie drobne rzeczy.

— Myślę, że powinnaś zgłębić się w to bardziej. Masz do tego smykałkę. — skomentowała widząc uśmiech na moich ustach.

— Mieć smykałkę, a potrafić to dwie różne rzeczy. Lubię gwiazdy, ale nie na tyle, żeby widzieć w nich zainteresowanie większe niż do tej pory. — dodałam odsuwając się od barierki balkonu, po czym oparłam się o ścianę obok Liberty. Nie patrzyłyśmy na siebie, ale nasze ramiona się stykały co samo w sobie powodowało uczucie ciepła. — Wejdźmy z powrotem, zimno jest. — poleciłam kiedy moje ciało mocniej zadrżało na podmuch wiatru. — I późno, chyba będę się zbierać.

— Możesz zostać na noc. Nie gryzę, a skoro nie mamy między sobą blokującej tafli, to chcę.. porozmawiać. Rzadko kiedy mamy taką okazję. — przystałam na jej słowa.

Nie wiedziałam czy powinnam się godzić. Chciałam zostać, ale mój umysł podpowiadał mi, że znów coś mogło pójść w ten sposób nie tak. Dodatkowo.. nie, nie chciałam o tym myśleć.

— Jutro jest szkoła. — przypomniałam chcąc się ukradkiem wymigać, a raczej nie robić nic wbrew swojemu sercu. Cieszyło się na tą wizję, jednak rozum mu zabraniał.

— Jest święto, ale jeśli nie chcesz zostać to zrozumiem. Rzeczywiście chyba przesadzi..

— Zostanę.

Jak zwykle serce poszło ponad głowę. Żyłam na latającym kamieniu. Chwilą. Nie miałam zamiaru przejmować się moją paranoją która z pewnością była zbyt dramatyczna. Miałam taki zwyczaj i choć chciałam się go pozbyć, to nie wychodziło. Chcąc wyciszyć myśli które na mnie krzyczały wbiłam paznokcie we wnętrze dłoni, a delikatnie przeszywający ból przeszedł przez moje nerwy dając chwilowy spokój. 

Kobieta chyba to zauważyła, ponieważ podeszła do mnie i złączyła swoją rękę z moją ciągle patrząc mi w oczy. 

— Wiesz, że nie musisz się przy mnie stresować? Nie chcę, żebyś się bała. — miękkość w jej oczach zabierała jakąś cząstkę moich wątpliwości. Słowa które wypowiedziała były.. inne. Były delikatne i niepewne, jakby sama bała się tego, że mogę przestraszyć się jej. 

— To nawyk, nie stresuję się. — skłamałam nawet nie wiedzieć czemu. Może i było w tym trochę prawdy, ale na pewno nie całej. Stresowałam się jej obecnością. To było nierealne i w mojej głowie gdy myślałam o tym jeszcze jakiś czas temu było na pewno mniej nerwowe. Zawsze rzeczy wychodziły w praniu.

— To może obejrzymy jakiś film skoro cię stresuję? — uśmiechnęła się, a ja w myślach zaklnęłam na swoje kłamstwa. Albo były tak słabe, albo ona zbyt dobra. — Uznam brak odpowiedzi za tak. Masz chociaż jakieś propozycję? Nie oglądam zbyt dużo.

— Może coś bym znalazła. — teraz to ja się uśmiechnęłam i spuściłam wzrok na nasze złączone dłonie. Chyba dopiero teraz to do mnie dotarło. — To.. — znów się speszyłam. Tak się wpatrując zapomniałam co miałam powiedzieć, a ją ewidentnie to bawiło. Z resztą mnie podświadomie też, ale nie umiałam tego przenieść na zewnątrz.

— Chodź, zemdlejesz zaraz. — pokręciła zabawnie głową, pociągnęła mnie na kanapę i podała pilota.

Night Under Star(s)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz