Rozdział 42.

780 38 7
                                    

Taak, witam z powrotem w szarej rzeczywistości..

No dobra nie przesadzam, bo powrót był zdecydowanie bardziej szczęśliwszy od kilku poprzednich tygodni razem wziętych, ale wciąż był powrotem. 

Jako, że sam koncert kończył się o dość późnej godzinie, to do domu wróciłyśmy dopiero następnego południa. Gdyby ktoś zobaczył mnie od razu po wejściu do hotelowego pokoju z pewnością mógłby wziąć sobie popcorn i oglądać mnie jak dobrą komedię. No błagam.. wczorajszego dnia stało się więcej niż przez całe moje życie, a zdałam sobie z tego sprawę dopiero, gdy oprzytomniałam z koncertowych emocji.

Szkoda, że przez kolejne miesiące miało stać się jeszcze więcej, a co do tego nie byłam pewna czy w dobrym sensie. Wszystko mogło się posypać, albo poprawić, a to miało wyjść dopiero w przysłowiowym praniu. 

Harper aktualnie kombinowała coś przy obiedzie, a ja układałam co poniektóre myśli w głowie. Myślałam, myślałam.. i w sumie to nic nie wymyśliłam. Niby miałam wszystko zaplanowane, ale jak przychodziło co do czego, to zamiast słów miałam powietrze w głowie co było cholernie irytujące. 

Oderwałam się od myśli dopiero, gdy Harper zawołała mnie oznajmiając, że obiad jest gotowy. Zakrywając zmartwienie na mojej twarzy usiadłam do stołu i bez słowa zaczęłam jeść.

— Jechać z tobą? — spytała przerywając ciszę. Uniosłam na nią wzrok z ogromnym dylematem w głowie.

— To było by chyba dziwne. — skrzywiłam się. Chciałam, żeby była tam ze mną, ale z drugiej strony po pierwsze, nie chciałam bardziej jej w to zagłębiać, żeby nie robiła sobie dodatkowych zmartwień, a po drugie - moja mama, która podejrzewałam, że i tak wiedziała za dużo.

— Racja, ale mogłabym poczekać przed domem na wszelki..

— Harper spokojnie, wszystko będzie dobrze. Od razu do ciebie zadzwonię. — obiecałam mając wrażenie, że oszukuję samą siebie. 

***

Po kolejnych czterdziestu minutach stałam już w przedsionku swojego domu zdejmując buty. Schowałam wszelkie obawy w podświadomości i przeszłam do kuchni, gdzie moja mama gotowała obiad.

— Zjesz z nami? — zagadnęła nie odwracając wzroku z kuchenki. 

— Jadłam już u Liwii. — odpowiedziałam bawiąc się pierścionkiem na palcu. — Tata jest w domu? — dodałam zwracając uwagę na mnogie określenie którego użyła.

— Pojechał załatwić kilka spraw.. Mam na myśli Dayę. — skinęłam głową, choć nie mogła tego zauważyć. Z nią do stołu tym bardziej nie usiądę. 

— Muszę ci coś powiedzieć.. — zaczęłam delikatnie przez co kobieta zmniejszyła ogień pod patelnią, żeby nic się nie przypaliło i odwróciła się w moją stronę.

— Perełko wiem, że źle zrobiłam nawet nie pytając cię o zdanie.. Gdybym mogła cofnąć czas, powiedziałabym ci, ale wszystko wyszło.. bardzo szybko. Twój ojciec zwrócił się do mnie o pomoc, a wiesz jaka jestem.. Z resztą, gdybyśmy byli w jego sytuacji, on też by nam pomógł. No a potem samo wyszło wszystko z siebie, przepraszał mnie miliony razy, starał się.. — mówiła chaotycznie unikając kontaktu wzrokowego. 

Rozumiałam ją, to oczywiste, ale nie tylko on był tu problemem. Nie największym w tej chwili.

— Schowajmy na razie temat taty. Chcę pogadać o Dayanarze. — odparłam bawiąc się pierścionkiem na palcu. Spojrzała na mnie z pytaniem.

Night Under Star(s)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz