Przez praktycznie cała noc nie przymknęłam oka nawet na chwile. Nienawidziłam szpitali. Harper siedziała ze mną całą noc, bo uparła się, że skoro ja nie pójdę spać to ona też. Niby kochane z jej strony, ale z drugiej nie chciałam, żeby przemęczała się tylko ze względu na moje widzimisie.
Przysnęłam dopiero po piątej, jednak już koło siódmej obudziła mnie pielęgniarka porannym obchodem. Widząc, że nie śpię poinformowała mnie, że za jakiś czas przyjdzie lekarz prowadzący, żeby wyjaśnić mi dokładniej mój stan, dać zalecenia i wypis tak przy okazji.
Chciałam być już w domu, naprawdę. Zapach środków do dezynfekcji pomieszany z lekami przyprawiał mnie o mdłości, a szpitalne światło, które nie miało nawet przebłysku żółci kuło w oczy. Współczułam wszystkim, którzy musieli siedzieć tu dłużej niż dwadzieścia cztery godziny.
Harper obudziła się chwilę po mnie, kiedy pielęgniarce spadła łyżka z tacy śniadaniowej na podłogę. Nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać, ale nie komentowałam. Wszystko było tu tak sterylne, że nawet zasada pięciu sekund nie miała prawa działać.
Jakiś czas później do sali wreszcie wszedł wspomniany wcześniej lekarz z teczką w ręku, a za nim.. Moja mama. No tak, oczywiście, że zapomniałam napisać jej, że nie musi przyjeżdżać, ale skoro już tu była, to wolałam powiedzieć jej oko w oko, a nie przez komórkę.
Siwy staruszek podszedł do mojego łóżka i z uśmiechem podał mi kartkę z wypisem, po czym zaczął swój wywód na temat tego, że mam się oszczędzać, starać się nie stresować i przede wszystkim, że muszę brać regularnie leki, na które receptę też mi dał osobiście. Zostawił mi także swój numer na wszelki wypadek, jakby coś niepokojącego się działo i wyszedł. Szybko poszło - pomyślałam odkładając teczkę z papierami na mała szafkę nocną.
Wtedy moja mama zwróciła też większą uwagę na kobietę siedzącą przy łóżku. Wiedziałam, że nie wyglądało to dobrze, ale miałam nadzieję, że nie pomyśli nic co.. co prawda było prawdą, ale chyba wiecie o co chodzi.
— Wzięłam ci ciuchy, idź się przebrać i pojedziemy do domu. — wychodząc z chwilowego zamurowania położyła obok mnie torbę.
— Zatrzymam się u Liwii na kilka dni. — oznajmiłam podnosząc się z (cholernie niewygodnego by the way) materaca.
— Podwiozę cię. — wypaliła od razu.
— Nie.. Pani Liberty już mi zaproponowała. — nie patrzyłam na nią nie wiedząc jakiej reakcji oczekiwać, jednak ona milczała. Spojrzałam na nią tylko wychodząc z pokoju i naprawdę zrobiło mi się jej szkoda.
Wiedziałam, że kij ma dwa końce i ona też czuję się z tym źle, ale musiałam wszystko na spokojnie przemyśleć. Ona miała wystarczająco czasu, żeby się z tym oswoić, a mi minął dopiero drugi dzień.
Wchodząc do łazienki nim przebrałam się z tej szpitalnej koszuli w normalne ciuchy pierw zadzwoniłam do Liwii. Poprosiłam, by mnie kryła i opowiem jej wszystko od razu gdy tylko się spotkamy. Ona podobnie jak Astrid nie wiedziała zbyt dużo co było między mną a Dayanarą. Chyba, że Tomson jej opowiedziała i w sumie nie miałabym jej za złe. W końcu to ja powinnam to zrobić i to o wiele wcześniej.
Gdy wróciłam do sali mojej mamy już nie było, a Harper siedziała wpatrzona w telefon. Wyglądała jak siedem nieszczęść podobnie do mnie i w tej chwili pożałowałam, że nie kłóciłam się z nią o to, by jechała na noc do domu.
— Twój wzrok czuć z końca sali, Crystal. — odparła nie odwracając wzroku z ekranu. Dopiero po chwili go wygasiła i schowała do torebki.
— Przepraszam, wyrzuty sumienia. Przeze mnie praktycznie nie spałaś. — przyznałam biorąc do ręki dokumenty. Kobieta przetarła oczy i podeszła bliżej mnie, po czym wzięła moje wciąż nie do końca ożywione ciało w swoje ramiona.
— To była najlepsza nieprzespana noc w moim życiu a uwierz, że było ich dużo i jak z tobą, to będzie ich jeszcze więcej. — uspokoiła mnie głaszcząc mnie przy tym po włosach. Halo, ktokolwiek jest nam na górze.. Co takiego zrobiłam, że to właśnie ona mówi mi te słowa?
— Dziękuję, jedźmy już. — ponagliłam nie chcąc zostawać w tym miejscu minuty dłużej. Harper skinęła głową, a po zabraniu wszystkich rzeczy i dwukrotnym upewnieniu się, że nic nie zostawiła - wreszcie opuściłyśmy to piekło.
— Musimy zajechać jeszcze do apteki. — powiedziała zapinając pas bezpieczeństwa. Niestety ale musiałam jej oznajmić, że apteka nie była jedynym przystankiem, na którym musiałyśmy się zatrzymać.
— I do mojego domu. Potrzebuję rzeczy.. — niepewność w moim głosie mówiła chyba sama za siebie, że nie chcę tego robić, ale jednak nie miałam większego wyjścia.
— Może dobrze by było gdybym weszła z tobą? No wiesz.. — wzruszyła ramieniem nie odwracając wzroku z drogi na którą już wyjechała.
— Wystarczy że poczekasz na mnie w samochodzie, dam radę.
I w taki oto sposób resztę drogi zmierzyłyśmy w ciszy. Kobieta zajechała do pierwszej lepszej apteki, kupiła to co było potrzebne i następnie zwróciła się w kierunku mojego adresu zamieszkania. Nie ukrywałam, że żołądek ściskał mi się ze stresu przez fakt, że mogłam wyjść z domu w różnym stanie znając mnie, ale przypominając sobie słowa lekarza, starałam się uspokoić. Wchodzę, wychodzę. Taki był mój plan i miałam zamiar się go trzymać.
Samochód stanął przed posesją, a ja przed dobrą chwilę męczyłam się z odpięciem pasa. Drżały mi ręce i Harper z pewnością musiała to zobaczyć, ale najwidoczniej nie komentowała. Przechodząc przez próg domu do moich nozdrzy dostał się zapach jedzenia. Moja mama słysząc otwierane drzwi odwróciła się ku mnie.
— A jednak przyszłaś. — uśmiechnęła się, a ja znów myślałam, że zje mnie poczucie winy. Boże, czy to było takie trudne porozmawiać?
— Tylko po kilka rzeczy. — speszyłam się i migiem zniknęłam w swoim pokoju. Wyciągnęłam z szafy szkolny plecak który na ten moment był przeze mnie nieużywany i spakowałam wszystko pierwsze lepsze co wpadło mi do ręki. Zapinając już ostatnią, wypchaną kieszeń usłyszałam, że drzwi się otwierają. Z pewnością, że to moja mama - nie spojrzałam w ich stronę, a w zamian tego przeszłam do biurka, żeby spakować jeszcze kilka kosmetyków.
— Jak się czujesz?
Chyba nie zdziwicie się gdy powiem, że jej to się nie spodziewałam.
— Bo ciebie na pewno to obchodzi. — westchnęłam zarzucając wypchany plecak na plecy.
— Przepraszam, myślałam.. — przerwałam jej.
— Dayanara, jeśli nie chcesz mieć połamanego nosa, to proszę cię zejdź mi kurwa z drogi. — odparłam uświadamiając jej, że stoi po środku drzwi przy okazji blokując mi wyjście. Przesunęła się, a ja wcale nie przypadkiem zderzyłam się z jej ramieniem. Chociaż było to dziecinne, to dumna z siebie wyszłam z domu i z uśmiechem zapakowałam się z powrotem do auta.
— Wyglądasz co najmniej jakbyś kogoś przetrąciła. — skomentowała, a ja spojrzałam na nią marszcząc brwi. Zaśmiała się. — Masz ślad na ramieniu, albo się uderzyłaś, albo kogoś porządnie zabolało. Stawiam na opcję pierwszą, chociaż po twojej minie mogę spodziewać się wszystkiego.
— Powiedzmy, że uderzyłam się o kogoś z pewną premedytacją, a wykluczając z tego moją mamę zostawię cię pod znakiem zapytania i dowiesz się dopiero jak wstaniemy, bo razem wzięte wyglądamy jakbyśmy wyszły prosto z grobu.
— Okrutne, ale masz rację. Oddam duszę za godzinę drzemki. — przyznała parkując już pod swoim domem. Chyba musiała jechać wbrew przepisom, bo zdecydowanie droga zajęła zbyt krótko.
Po wejściu do domu nie myślałam o niczym innym, żeby się przebrać w wygodniejsze ciuchy i iść spać, a że zdanie Harper było takie same.. skończyłyśmy leżąc wtulone w siebie. Po raz pierwszy i miałam ogromne nadzieję, że nie ostatni. Zasnęłam szybko jak nigdy.
CZYTASZ
Night Under Star(s)
Romance„Była zupełnie jak śnieg, piękna, ale zimna. Aż poznała wiosnę, której prawdziwe imię nie zabierało piękna, a jednak topiło chłód. Razem tworzyły burzę, lecz po niej zawsze wschodziło słońce." Wraz z przeprowadzą do Toronto nie oczekiwałam, że ją po...