Rankiem obudziłam się czując każdy możliwy mięsień w moim ciele. Gdybym nie wiedziała co stało się poprzedniej nocy, pomyślałabym, że to grypa. Ale nie, to tylko Harper.. Na jednym szczytowaniu oczywiście nie mogło się skończyć.
Nie wiem która była godzina, ale słońce padało w moje oczy aż za bardzo. Miejsce obok mnie jak zwykle było puste, bo Harper zawsze jakimś cudem wstawała wcześniej ode mnie. Musiała wstać naprawdę rano, bo ciuchy które leżały na podłodze po wczorajszej nocy były uprzątnięte podobnie jak kilka rzeczy identycznie zrzucone z biurka.
Przetarłam oczy klnąc w myślach na źle zasłonięte rolety i zrzuciłam z siebie kołdrę. Przeszywające zimno obeszło moje ciało kiedy dotknęłam gołymi stopami zimnej posadzki i z wstydem musiałam przyznać, że moje nogi drżały przy najmniejszym ruchu. Boże.. jak dobrze, że miałam chociaż wolne w pracy bo Valeria wyjechała na kilkudniowe wakację. W innym wypadku chyba nie dałabym rady.
W domu było cicho. Tak jakbym była w nim sama, co samo w sobie było wystarczająco dziwne, żebym zawróciła się po telefon. Powoli schodziłam po schodach nie chcąc wykonywać gwałtownych ruchów pogłębiających dyskomfort. Przystałam nagle widząc, że nie byłam jednak sama. Bynajmniej nie sama z Harper.
Kobieta siedziała na kanapie rozmasowując skronie. Zaraz obok niej stał muskulatny mężćzyzna wyglądający jakby miał zaraz wyrzucić cały dom w powietrze. Przeraziłam się. Ustałam tak by mnie nie zauważyli i czekałam na jakikolwiek odzew. Na szklanym stoliku leżało kilka papierów, na które Harper bezsilnie spojrzała.
— To nie jest twoja sprawa, Vincent. — westchnęła przeczesując dłonią włosy.
Vincent czy jak on tam miał nachylił się nad nią, a przez moje ciało przeszła fala adrenaliny. Nie wiedziałam czy ingerować, czy czekać. Miałam w głowie jednocześnie pustkę i lawę myśli co wcale nie pomagało mi racjonalnie dokonywać wyborów. Uśmiechnął się.
— Właśnie że moja, Harper. Okłamywałaś mnie tyle lat, a ja myślałem, że robię coś źle. — prychnął zaciskając mocniej szczękę.
Schowałam się bardziej widząc, że blondynka ukradkiem spojrzała w stronę schodów. Była zmartwiona tak jakby nie chciała, żebym coś usłyszała.
— Nigdy nie chciałam się z tobą wiązać, rozumiesz? Nie miałam pierdolonego wyjścia. — syknęła oblepiając go stanowczym wzrokiem. Siedziała bokiem i widziałam, że się go nie boi, albo sprawia taki pozór, ale mi się to nie podobało. Nie potrafiłam skojarzyć ani słowa z ich wymiany zdań. Coś blokowało moje myśli.
— Miałaś wiele wyjść do cholery! Byłem twoim pieprzonym narzeczonym, mogłaś mi do powiedzieć, a nie mną zakrywać! Myślisz, że pałał bym się na małżeństwo z tobą gdybym wiedział? Myślisz, że został bym z tobą? Jeśli tak, to masz rację, ale teraz jest za późno. Miałaś wiele okazji, żeby mnie do siebie z powrotem dopuścić i teraz wiem dlaczego tego nie robiłaś. Brzydzę się tobą. — słowa z jego ust leciały jak pociski w moją stronę.
— Nic nie rozumiesz, Vincent. — jej głos się podłamał. Nabrała więcej ust do płuc, co zrobiłam zaraz za nią. Biegające myśli krzyczały na mnie żebym zainterweniowała, ale moja podświadomość mówiła, że pogorszę sytuację czego nie chciałam.
Mętlik wzrastał z każdą sekundą, natomiast widząc zmianę nastroju blondynki chowałam go gdzieś do kieszeni. Chciałam ją przytulić i zapewnić, że wszystko będzie dobrze, chociaż sama wcale nie miałam takiej pewności.
— Proszę cię wyjdź i nie rozdrabniaj. Jesteś dorosły i nic nas już nie łączy, więc nie zachowuj się jak dziecko powtarzające ciągle pytania. Nie będę ci się z niczego tłumaczyć, bo..
Zapomniałam o telefonie. Trzymałam go w ręce, a ten spadł na ziemię robiąc niemały huk i przy okazji zwrócił na mnie uwagę pozostałej dwójki. Kurwa..
— Bo twoja kolejna dziwka dowie się co robisz? — prychnął spoglądając w moją stronę z równym obrzydzeniem. — Miałaś zamiar jej powiedzieć? A może czekałaś aż sama się pozbędzie? — syczał bez opanowania, zaś Harper schowała twarz w dłoniach. Nic nie odpowiedziała prowokując mnie do działania.
Zeszłam szybko po schodach zapominając o telefonie leżącym wciąż gdzieś na ziemi i podeszłam bliżej dwójki. Ustałam z tyłu kanapy i ułożyłam rękę na ramieniu kobiety. Zadrżała na ten ruch, a kiedy chciałam się odezwać, wyprzedziła mnie.
— Wyjdź, Vincent. — ton jej głosu był błagalny, jednak miałam wrażenie, że na mężczyźnie nie robił żadnego wrażenia w porównaniu do mnie. Patrzyłam na niego wzrokiem zabójcy, ale na to też nie zwrócił uwagi. Przerzucał po nas wzrokiem wyższości i uwierzcie, że gdyby nie fakt, że mógł prawdopodobnie połamać mnie małym palcem to dostał by po twarzy.
— Jesteś pierdoloną egoistką, mam nadzieję, że skończysz jak ona! — jednym ruchem złapał kant stolika i wywrócił go tłukąc szkło.
Obie wzdrygnęłyśmy na dźwięk jaki pozostawiło po sobie uderzenie. Harper uniosła głowę. Z jej oczu płynęły łzy, a dłonie drżały gdy zakładała kosmyk włosów przyklejony do jej twarzy za ucho. Vincent spojrzał w jej oczy z widoczną nienawiścią i kręcąc głową zawrócił się ku wyjściu.
— Ty też powinnaś wyjść. Źle na tym skończysz. — dodał wskazując palcem to na mnie to na nią. Nie odpowiedziałam nie mając zamiaru wymieniać z nim słowa.
Gdy wyszedł trzaskając drzwiami usiadłam na kanapie obok i bez słowa objęłam jej ciało ramionami. Pytania były zbędne. Na nie był jeszcze czas, teraz liczyło się tylko by ją uspokoić.
— Naprawdę powinnaś iść. — zachlipiała nie odsuwając się nawet na milimetr. Pogładziłam ją po policzku próbując otrzeć mokre ślady.
— Nie zostawię cię. — szepnęłam w jej włosy i złożyłam na nich delikatny pocałunek. — Nic nie mów, jestem. — dodałam jeszcze ciszej i przysunęłam ją jeszcze bliżej.
Cała drżała, a łzy które wciąż płynęły spod jej powiek moczyły moją koszulkę. Pierwszy raz widziałam ją w takim stanie i z pewnością nie byłam na to gotowa. Serce rozpadało mi się na miliony kawałków.
— Weź kilka moich rzeczy i spakuj je. Walizka jest w szafie. — odparła wymigując się od bliskości. Nie spojrzała na mnie, ale widziałam, że jej oczy były przekrwione do granic możliwości. Zatrzymałam się na jej słowa. Nie wiedziałam jaki miała zamiar, ale nie podobało mi się to.
— Dlaczego? — spytałam zdezorientowana kładąc dłonie na kolanach. Bałam się odpowiedzi.
— Musimy porozmawiać. Miałam zrobić to w inny sposób, ale nie widzę wyjścia. Spakuj się na kilka dni, wytłumaczę ci po drodze. — uchyliłam usta gwoli odpowiedzi, lecz nie wydałam z siebie słowa.
Zaakceptowałam jej słowa i hamując się przed natarczywymi myślami skierowałam się z powrotem na górę. Podniosłam telefon i ostatkami sił pomyślałam nad tym, że warto będzie powiadomić mamę o moim wyjeździe co od razu zrobiłam, po czym zniknęłam za drzwiami sypialni. Jedyne co zdołałam usłyszeć przez szum w głowie, to dźwięk powiadomienia pomieszany z trzaskanym szkłem na dole.
CZYTASZ
Night Under Star(s)
Romance„Była zupełnie jak śnieg, piękna, ale zimna. Aż poznała wiosnę, której prawdziwe imię nie zabierało piękna, a jednak topiło chłód. Razem tworzyły burzę, lecz po niej zawsze wschodziło słońce." Wraz z przeprowadzą do Toronto nie oczekiwałam, że ją po...