Rozdział 7

44 2 0
                                    

***

Obudziłam się koło południa całkowicie zmęczona i niewyspana. Pokój dzieliłam z Christianem, który siedział teraz w komputerze i coś w nim klikał. Przyglądałam mu się przez chwile i nie mogłam powiedzieć, że nie był przystojny. Bo był nawet bardzo. Ciemne brązowe włosy, szmaragdowo zielone oczy, duży, aczkolwiek pasujący do twarzy prosty nos, sporej wielkości lekko różowe usta i dość mocno zarysowana szczęka. Co do swojej sylwetki to także mógł się pochwalić mięśniami oraz mocno rozbudowanym torsem i ramionami.

Zauważyłam również, że miał bardzo zadbane dłonie i paznokcie. Naprawdę miło było patrzeć na takiego mężczyznę. Nie mówię, że mi się nie podobał. Był naprawdę bardzo przystojny i zapewne miał wiele swoich wielbicielek, ja sama za młodu byłam jedną z nich. Jego charakter był dziwny i trzeba było go znać, aby go po prostu rozumieć. Był inteligentny, oczytany, przyjacielski, otwarty, ale również miał cechy, które widziałam w sobie. Nadmierny pracoholizm, perfekcjonizm i skłonności do mszczenia się na innych. Christian w odróżnieniu ode mnie jeszcze bardzo mocno posługiwał się swoim kpiącym stylem bycia i w większości przypadków posługiwał się sarkazmem, którego sporo ludzi nie rozumiało. Było to za razem denerwujące jak i intrygujące.

Ja osobiście ostatniej cechy nabawiłam się wchodząc w dalsze moje życie po jakby "rozstaniu" z Nathanem oraz wejściem w dorosłe życie, gdzie musiałam ukazać w pracy swoją wartość, a nie tylko to, że dostałam te pracę ze względu na rodziców. Wtedy zapłonęły we mnie pierwsze iskierki zemsty oraz pokazania każdemu kto wie mnie nie wierzył kto tu rządzi. Dodatkowo moje maniakalne zapędy potroił pieprzony Kyle Morton, który na każdym kroku starał się przyprawiać nam rogi.

Nienawidziłam go całym sercem tak samo jak True, Tylera czy Rafaela, którzy przewijali się w moim życiu. Niestety. Całe szczęście Tyler nie dostał pozwolenia sądowego na opuszczenie więzienia za dobrym sprawowaniem. Moi rodzice o to zadbali. Rafael próbował wszystkiego, ale póki co marnie mu szło. Co do True tej suki, której znieść nie mogłam to wciąż byłam zwykłą pustą lalą opowiadającą głupoty. Z tego co słyszałam od znajomych wciąż próbowała swoich sił, aby zwrócić na siebie uwagę Cartera.

Starałam się nie za bardzo wgłębiać w ten temat, bo mimo wszystko ten mężczyzna był na mojej czarnej liście.

—Przerażasz mnie. Wgapiasz się we mnie z miną, jakbym był winny całej biedzie na świecie. —z moich rozmyślań wyrwał mnie sarkastyczny ton głosu Christiana, który wciąż siedział w fotelu z laptopem na kolanach. Jego pozycja nie zmieniła się nawet o mały milimetr.

—Ciebie też wspaniale widzieć z rana. —odparłam kwaśno, patrząc na niego wciąż z takim samym zapałem. Christian oderwał swój wzrok od monitora laptopa i spojrzał na mnie z litością.

—Jest godzina czternasta dwanaście, więc jeżeli dla ciebie jest to poranek to się nie dziwię, że Morton cię powoli zjada jak robaczka.

Oburzona jego komentarzem z pozycji leżącej w sekundę poprawiłam się na siedzącą, a jeszcze kilka sekund później stałam nad nim z chłodem wymalowanym na mojej twarzy. Christian zmierzył mnie zmęczonym spojrzeniem.

—Zajmij się lepiej swoimi wpływami, bo Blake mi zdradził, że to ciebie konkurencja zjada. —puszczam mu oczko i odchodzę zbierając ze swojej walizki ubranie na dzisiejszy dzień.

Z tego co wiem, świeżo upieczeni małżonkowie dziś zarezerwowali dla nas wszystkich jeszcze obiad, który zjemy wspólnie i spędzimy razem czas na świeżym powietrzu. Znajdowaliśmy się w jednym z przepięknych dworków. Wszystko tutaj było zbudowane i ozdobione w iście królewskim stylu. Ogrody również takie były, co jeszcze bardziej mnie ucieszyło.

In the deep of light #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz