Rozdział 8

32 2 0
                                    

***

Powrót do pracy w poniedziałkowy poranek był dla mnie czystą katorgą. Wszystko dziś było nie tak. Począwszy od tego, że kiedy przekroczyłam próg kancelarii doszły do mnie informacje, że padły nam serwery i czekała nas naprawa, połowa naszych prawników albo była chora, albo byli na urlopach. Studenci nie mieli co robić, ponieważ nasza promocja wciąż stała w miejscu. Czułam niesamowitą frustrację i miałam ochotę dosłownie coś rozwalić.

Żeby tego było mało Paul działał mi na nerwy bardziej niż zwykle i nawet moja ulubiona Ivy była jakąś nie taka.

Dzień ten to istna katastrofa i brakuję tylko tego, żeby szlag trafił coś jeszcze. Absolutnie nie miałam humoru, byłam niewsypana i jeszcze te wszystkie problemy. Idzie kurwa mać zwariować. Musiałam jednak trzymać pozory, że wszystko jest okej, bo w końcu pracownicy nie mogli widzieć, że coś się dzieje. Jeśli rzeczywiście mamy tutaj kreta każdy mój ruch jest obserwowany i sprzedawany.

Jedynym plusem dzisiejszego dnia było to, że graficy kończyli projekt jaki im zleciłam. Polecenie było proste i klarowne. Buzia na kłódkę i robisz to co ci mówię, a jak nie to wylatujesz.

Zadziałało i żaden z grafików nie raczył nawet rzucić jakimś marnym komentarzem, który by mnie zdenerwował. Całe szczęście byli posłuszni, a ja powoli odzyskiwałam swoją ukochaną kontrolę, która stała się nieodłączną częścią mojego życia.

Kontrola jaką sprawowałam nad swoim życiem i tymi ludźmi napawała mnie spokojem i szczęściem, ponieważ dzięki temu czułam swoją potęgę. Jakby to nie brzmiało cholernie uwielbiałam uczucie siły, jakie w sobie miałam. Dawna Williams była inna, mniej pewna siebie i zdecydowanie nie kochała tak kontroli jak kochałam ją ja. Może to brzmieć naprawdę strasznie, ale nie chciałam już nigdy oddawać kontroli nikomu.

-Saro? -zza drzwi mojego gabinetu wyłoniła się głowa Olive mojej asystentki i sekretarki.

-Tak?

-Masz moment?

-Wejdź. -zaprosiłam rudowłosą kobietę do środka. Olive szybko weszła do mojego gabinetu i zamknęła za sobą cicho drzwi. Oderwałam swoje oczy od monitora mojego laptopa i wbiłam je w kobietę.

Ruda podeszła do mnie z teczką w prawej dłoni i kilkoma kartkami w drugiej. Usiadła na fotelu zaraz przy biurku i kolejno zaczęła układać na moim burku przedmioty.

-Ta kartka to dane naszych studentów oraz ich predyspozycje wydane z uczelni, ta druga kartka to wyciąg ostatnich transakcji, a te kartki to więcej wyciągów, tabelek i wykresów. Natomiast ta teczka to wszystkie dane od początku twoje przybycia tutaj. Tak jak prosiłaś.

-Doskonale Olive, dziękuję.

Zdecydowanie powinnam dać jej podwyżkę. Olive jest bardzo podobna do Ivy. Z tym, że Olive jest moją prawą ręką i od niej zdecydowanie więcej wymagam. Zawsze bez słowa wykonuję moje zadania i nie denerwuję mnie swoimi mądrościami jak Paul, który potrafi mi zepsuć humor samym swoim pojawieniem się. Olive działa na mnie kojąco. Zawsze, kiedy ją widzę czuję szczęście, bo nie muszę się denerwować, że coś nie będzie zrobione na czas.

-Cała przyjemność po mojej stronie. -odpowiada mi i uśmiecha się do mnie ukazując mi swój aparat na zębach. -Aaah prawie zapomniałam. Dostałam dziś maila od sekretarek tego buca Robinsona z zaproszeniem na bankiet. Jak zawsze wyścig szczurów i te sprawy.

Przytakuję jej i w mojej głowie pojawia się plan na zwiększenie zasięgów kancelarii i uroczyście ogłosić otwarcie kolejnych przez nas biur. Wszystko jest już prawie na wykończeniu, myślę, że jeszcze pół miesiąca i będziemy mogli działać.

In the deep of light #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz