Rozdział 15

35 2 0
                                    

***

Poranek z piątkowego bankietu był dość brutalny, ponieważ już rano około godziny siódmej w moim mieszkaniu pojawiły się moje przyjaciółki. Mia z Jasmine stały nade mną z minmi mówiącymi więcej niż tysiąc słów, a ja miałam ochotę je udusić. 

Po pierwsze i najważniejsze były cholernie niewyspana, bo nim udało mi się zasnąć minęło sporo czasu. Moja głowa miała jakieś dziwne myśli i czarne chmury zawisnęły nad moim spokojem. Nie wiedziałam, dlaczego, ale czułam, że może wydarzyć się coś złego. To spojrzenie Kylea, było wręcz nienamacalne i takie pełne dziwnej, bliżej nieokreślonej emocji. Wiedziałam jednak, że nie będzie to nic pozytywnego.

Zakładałam od razu złe scenariusze, bo wolałam się milej zaskoczyć niż być jeszcze bardziej źle zaskoczona. Zakładanie od razu z góry złych rzeczy pomagało mi się na nie mentalnie przygotować i kiedy spadały złe wiadomości nie byłam bardzo nimi zaskoczona.

—Ty dalej w łóżku? —zapytała mnie retorycznie Mia, a ja przewróciłam na nią oczami wciąż leżąc w łóżku. 

—Ty dalej masz kluczę do mojego domu?

Mia prychnęła coś pod nosem, ale nie szczególnie zwracałam na to uwagę. Jasmine zaśmiała się i tylko spojrzała to na mnie to na nią.

—Zbieraj dupsko z wyrka Williams, jedziemy do spa. —ziewnęłam sennie, patrząc na rozpromienioną twarz Jasmine.—Bez chłopaków! Będziemy mogły w końcu w spokoju ich poobgadywać. 

—Oj przecież my zawsze ich obgadujemy, nawet jak siedzą z nami. —dodaję unosząc się powoli na łokciach. 

—Wstawaj, wstawaj. Bierz prysznic i w drogę. Beth już na nas czeka. —dodaję cicho wciąż obrażona Mia. 

—Oj weź już tak nie szalej z tymi hormonami Rossi, idź zjedź coś. Williams na bank ma jakieś dobroci w lodówce.

—Zaraz, zaraz, a co z Marvelem? Nie mogę go przecież zostawić samego w domu na weekend. 

—Blake obiecał się nim zająć. Christina ma też przyjechać więc nie będą się nudzić. 

—Mam oddać mojego psa pod opiekę Christiana? Wykluczone. Blake jest bardziej odpowiedzialny i ma w sobie więcej ciepła. Christian nie umie się pewnie zająć nawet kaktusem.

—Tak cóż być może, ale przecież Blake będzie dbał o niego nie Christian. On ma alergię no, a przynajmniej tak mówi.

—Ma alergie i ma przebywać z moim psem w jednym pomieszczeniu? Przecież, jak wrócimy to z Marvela zostanie tylko pasztet.

Na dźwięk swojego imienia Marvel podnosi łebek do góry i spogląda na mnie, a następnie patrzy na moje przyjaciółki po czym ponownie spuszcza główkę i ponownie kładzie się spać. Ten to ma życie. 

—Dawaj, dawaj, bo o ósmej wyjeżdżamy.

—Jak o ósmej Jasmine!? Przecież ja się nie wyrobię w godzinę. Spakować się to jedno, ale muszę się jeszcze przygotować. 

—Daj spokój nie musisz się stroić, jedziemy do hotelu, a później spa. Wieczorem się ogarniemy na imprezę. Więc naprawdę się lepiej podnieść z tego łóżka, bo będziesz jechać tak jak stoisz. 

Z wielką niechęcią wstaję z łóżka, a dziewczyny wychodzą z mojej sypialni. Prędko kieruję się do łazienki, ponieważ muszę się ogarnąć, a muszę się chociaż odrobinę ogarnąć. 

***

Wychodzę z łazienki i od razu kieruję się do garderoby, w której ekspresowo pakuję swoje ubrania. Wybieram dwa komplety bikini, trzy komplety czystej bielizny i skarpetek, dwie pary dresów i do tego również dwie koszulki i bluzy. Na wieczór wybieram dla siebie czarną krótką sukienkę, dobieram również czarne sandałki, na grubszym klocku i czarną torebkę. Nie biorę żadnej biżuterii, ponieważ nie zamierzam użerać się z jej rozplątywaniem. Na kolejny wieczór wybrałam długą ciemnoniebieską satynową sukienkę. Dopakowałam również czystą jasnoniebieską koszulę nocną. 

In the deep of light #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz