Rozdział 37

36 1 0
                                    

***

Cały dzień w pracy zlatuję mi nieubłaganie szybko. Nie wiem, nawet za bardzo jak to się dzieję, ale po mojej wymianie wiadomości z Josie całkowicie odcinam się od świata i skupiam się na pracy. Siedzę w moim gabinecie przez całą moją zmianę nie wychodząc nawet na lunch. Moja głowa dziś jest jakaś nie do życia. Cały czas wspomnieniami wracam do Christiana, który jest cholernym bałaganem w mojej głowie. Szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia jak teraz nasza relacja będzie wyglądać i w którą stronę pójdziemy.

Obawiam się jednak ponownego odrzucenia i to mąci jeszcze mocniej w mojej głowie. Nikt nie lubi odrzucenia, a ja kolejnego dostać bym naprawdę nie chciało. Mimo, że odrzucenie od Nathana nie bolało mnie, aż tak bardzo jak mi się wydawało tak to mogło być z pięć razy gorsze zważywszy na naszą bliską relację. Z Carterem byliśmy w nieco toksycznej relacji zważywszy na to, jak to u nas wyglądało z Christianem odbudowywaliśmy naszą relację na zdrowym podejściu można by rzec, że na przyjaźni. Zdecydowanie było to inaczej niż z Carterem.

Christian stał się mi bardzo bliski, dlatego obawiałam się tego odrzucenia, bo byłam niemalże pewna, iż po tej sytuacji między nami relacja na pewno by się ochłodziła i zmieniła diametralnie. Nie chciałam jednak go tracić, bo przyzwyczaiłam się do niego w moim życiu. Był jak taki przyjaciel, z którym mogłam się podroczyć, pośmiać i przede wszystkim czułam się z nim bardzo komfortowo.

Niesamowicie mocno ceniłam sobie komfort i bezpieczeństwo w moich relacjach. Nie chciałam więcej razy przechodzić tego co spotkało mnie za młodu.

Moi przyjaciele byli wspaniałą grupą osób, która zawsze stawała za sobą murem, wspierała się, motywowała i kiedy było trzeba sprowadzała na ziemię. Kochałam tych ludzi i nie wyobrażałam sobie bez nich życia.

Christian w przeciągu całego tego okresu właśnie wbił się w nas i po prostu pasował jak ostatni fragment układanki. Każdy z osobna z naszej paczki miał kogoś z kim planował swoje dalsze życie. Zawsze to ja byłam tym odludkiem bez nikogo. Cole wcześniej miewał dziewczyny, które co prawda nie były jego partnerkami, ale nie miewał oporów przed spotykaniem się z kimś jak ja. Więc, kiedy po całej tej akcji z Carterem, Christian wszedł do naszej grupy wszystko zaczęło się zmieniać i można powiedzieć, że i ja zaczęłam się zmieniać.

Może zabrzmi to gównianie, ale nie wyobrażałam sobie mojego dalszego życia bez relacji z Christianem. Nie wiedziałam do końca co do niego czułam, ale pewne było to, że coś na pewno.

Dzwonek do drzwi wyrwało mnie z fali moich myśli, które teraz wpadłam siedząc na kanapie i czekając na Josie, z którą umówiłam się w moim domu. Podniosłam swoje ciało z kanapy i ruszyłam do drzwi, gdzie czekał już Marvel radośnie machając ogonkiem.

Otworzyłam drzwi i przed moimi oczami ukazała się Josie wraz z Caroline. Wpuściłam je do mojego domu i przytuliłam na powitanie.

—Hej napijecie się czegoś?

—Hej Williams może wody. —odpowiada mi Caroline, która od czasu, kiedy widziałam ostatni raz sporo skróciła swoje wcześniej długie blond włosy. —Skróciłaś włosy? Ładnie ci.

—Dzięki. Potrzebowałam zmiany.

—Tak naprawdę nasza łamaczka serc się zakochała. —dopowiada psotnie Josie bawiąc się z Marvelem.

—Nie gadaj Josie?!

—A Josie stała się podstępną suką. —rzuca na to jedynie blondynka i rozkłada się wygodnie na kanapie.

—Widzę, że uroczo. Coś się napijesz Josie?

—Nie dziękuję.

Kiwam do niej głową i wracam do salonu z wysoką szklanką wypełnioną wodą, limonką, lodem i cytryną. Caroline z wdzięcznością przyjmuję ode mnie szklankę i wypija niemal połowę.

In the deep of light #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz