Rozdział 30

31 2 3
                                    

***

Poranek okazuję się być dla mnie bardziej łaskawy niż go sobie wyobrażałam. Wczoraj nieco z Beth poszalałyśmy i posoczyłyśmy jeszcze kilka mocnych drinków, które przygotowali dla nas Aiden i Caleb. Oczywiście nie zamierzałam narzekać, bo one były wyśmienite, ale obawiałam się swojego stanu. Całe szczęście poranek przywitał mnie łagodnie i równie łagodnie zapowiadały się kolejne godziny.

Kiedy tylko zeszłam przebrana i z wypielęgnowaną skórą, ponieważ stwierdziłam, że skoro wybieram się na basen to nie będę się malować, tylko wyłożę się z Beth na leżaku i wyleżę się w cieple słońca. Moja skóra i tak była już opalona, ale nie ma co się dziwić w końcu słońce w Los Angeles jest bardzo łaskawe.

Na dole dostrzegłam biegająca po podwórku małą Gię z wujkiem, który doskonale się bawił. Babcia Maddy od rana stała już przy kuchence i coś pichciła. Jedynie w tym całej rodzinnej otoczce nie dostrzegłam nigdzie Aidena.

—Cześć babciu, jak się masz?

—Cześć słoneczko, bardzo dobrze. Przygotowuję właśnie tatrę z malinami. Zechciałabyś mi pomóc?

—No pewnie.

Podchodzę do niej bliżej i przyglądam się jej zgrabnym ruchom. Układa właśnie maliny na tarcie.

—Dokończysz to układanie, a ja zajmę się górnym ciastem? —babcia pyta, a bardziej rozkazuję co powinnam zrobić.

—Tak jest szefowo.

Na moje słowa na jej ustach pojawia się szeroki uśmiech. Ja sama uśmiecham się również i dokładnie zaczynam układać maliny prosto z jej ogródka. Babcia Maddy ma tutaj niezłe plony. Truskawki, maliny, borówki, marchewki i wiele więcej warzyw. Pamiętam, jak kiedyś wujek Mark na urodziny babci wygospodarował jeszcze więcej terenu na ogródek babci. Moja babcia była zakochana w swoich domowych produktach i zawsze u niej można było znaleźć tylko swojskie dania i produkty.

Kiedy tylko jej dawny ogródek przestał być funkcjonalny wujek stworzył jej nowy większy. Znajdowały się tutaj owoce jak i warzywa, ale na tym się nie kończyło. Poza plonami babcia miała tutaj również masę przepięknych kwiatów, które całym swoim sercem kochała. Od śmierci dziadka, babcia nieco przygasła i dawne czynności nie sprawiały jej już tyle frajdy. Jednak, kiedy tylko w dniu swoich urodzin wujek ją tutaj zaprowadził wszystko na nowo w niej odżyło.

W końcu zaczęła się częściej uśmiechać, a spędzanie tutaj czasu napawało ją spokojem. Pod starym dębem, który rósł tutaj latami była prześliczna ciemnobrązowa drewniana ławeczka, na której można było sobie spocząć i odpocząć, gdyż było tutaj naprawdę dużo cienia, nie to co nad ogródkiem.

Babcia jednak mimo tego i tak ciężko pracowała starając się co roku tworzyć nowe przetwory, które później trafiały do nas. Nigdy nic nie pobije dżemu od babci albo ogórków.

—Babciu?

—Tak moje dziecko?

—Gdzie się podział Aiden?

—Wysłałam go do pobliskiego sklepu, ponieważ zabrakło mi śmietany, mleka i masła. Nie mam już swoich krówek, bo jestem na nie za stara, więc trzeba sobie inaczej radzić. Lata świetlności już minęły.

—A co ty to opowiadasz babciu, dalej jesteś gorącą laską.

—Ale pleciesz, ale pleciesz. —babcia wybucha szczerym śmiechem, do którego i ja dołączam. W ty m też momencie do kuchni wchodzi Aiden z dwiema materiałowymi siatkami.

—A co tutaj się dzieję? Co wy takie roześmiane?

—Właśnie z babcią planujemy, jak dobrze dodać leki na przeczyszczenie, żebyś je zjadł.

In the deep of light #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz