Rozdział 11

36 2 0
                                    

***

Dzisiejszy dzień był naprawdę dziwny. Wstałam rano i czułam się wyspana, jak nigdy. Makijaż mi wyszedł perfekcyjnie i miałam dziwnie dobry humor przez absolutnie cały dzień. Nie wiem, czy to było spowodowane, ale nie zamierzałam w to głębiej wchodzić, ponieważ podobało mi się to.

Pracownicy również nie dociekali w mój dobry humor i tylko z uśmiechami na twarzy się ze mną witali. Odpowiadałam im również przyjaznym powitaniem, choć szczerze się zostawiłam tylko dla kilku osób.

Nie wierzyłam, że mój dobry humor nawet nie zepsuł Paul, który wparował do mojego gabinetu, jakby był u siebie. Spojrzałam na niego jedynie i uśmiechnęłam się do niego, czym go zdezorientowałam. Jego mina była bezcenna, ale powstrzymałam się od parsknięcia śmiechem. Za dużo atencji też nie może chłopak dostać, bo się przyzwyczai.

Kiedy jego pierwszy szok minął powróciła jego codzienna twarz i zaczął coś do mnie mówić o dress codzie i jakimś garniturze, ale nie szczególnie go słuchałam, ponieważ myślami byłam już na lunchu z Mią. Byłam jakoś strasznie głodna. Kiedy już Paul skończył swój wywód liczył na jakąś odpowiedź z mojej strony, ale ona nie nadeszła, no a przynajmniej nie taka jakiej się spodziewał usłyszeć.

Moja matka też, kiedy mnie zobaczyła z cztery raz pytała, czy nie piłam czegoś albo coś innego. Zaśmiałam się z jej niedorzeczności i tylko machnęłam na nią ręką. Jako jedyny tato, był tylko szczęśliwy z mojego dobrego humoru i nawet kupił mi czekoladową babeczkę, którą zjadłam z lekkim brakiem apetytu.

Zdziwiło mnie to, bo odczuwałam głód, ale nijak tego nie komentowałam.

W końcu po całych dziewięciu godzinach wyszłam z pracy. Cała w skowronkach ruszyłam do mojego samochodu, który znajdował się na swoim codziennym miejscu od dwóch prawie lat. Można powiedzieć, że każdy miał już jakby swoje zarezerwowane miejsce, na którym stawał. Mój samochód zawsze graniczył z samochodem rodziców i na moje nieszczęście z samochodem Victora, który co jakiś czas rzucał w moją stronę jakieś nieprzychylne uwagi, żeby uważała na jego samochód i tak dalej.

Szczerze powiedziawszy zdążyłam do tego już przywyknąć, więc jego uwagi jedynym uchem wpuszczałam, a drugim wypuszczałam. Na początku jednak, kiedy odkryłam obok kogo stoi mój samochód za każdym razem, kiedy tylko dostrzegłam stojącego obok mnie Turnera, dosłownie myślałam, że się zapalę. Jego komentarze wcale nie polepszały sytuacji i wiele razy wytrąciły mnie z równowagi, jednak nigdy mu tego nie okazałam. Tłamsiłam je w sobie i kiedy już byłam w domu rzucałam rzutkami do jego twarzy.

Tak wiem, że to dziwne, ale moja złość na Turnera tylko wtedy mijała. To oczywiście nie był mój pomysł tylko Nicole, która mi kupiła tarczę na rzutki, na której była już przylepiona twarz mojego pracownika i czarne rzutki z diamentowymi zakończeniami.

Gdyby ktoś to tylko zobaczył uznałby mnie za jakąś wariatkę. Całe szczęście rzutki te schowałam już jakiś czas w odmętach piwnicy, w jednym z kartonów. Nie chciałam ryzykować i schować rzutki w garażu, w którym ktoś mógłby to znaleźć. Przez pewien czas rozważałam opcje zrobienia takiej tarczy również Paulowi, ale zmieniłam zdanie, kiedyś uświadomiłam sobie, że zalatuje to jakimś dziwnymi zapędami psychopatycznymi.

Mia z Colem, kiedyś przynieśli mi maskotkę z podobizną Nathana. Zabawka ta nie skończyła zbyt dobrze. Przeprowadziłam na niej sekcję zwłok, a następnie nieco poturbowałam jego twarz, ale nie wracajmy do tego. To tylko jakieś tam małe zapędy, którymi nie powinnam się przejmować, prawda?

Restauracja, którą wybrałyśmy na naszą dzisiejszą kolację, była w centrum miasta przez co była dość mocno odwiedzana, ale obie kochałyśmy jedzenie z tego miejsca, więc musiałyśmy przeżyć tłumy.

In the deep of light #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz