Epilog

103 1 7
                                    

***

Reszta dni na naszych rajskich wakacjach upłynęłam nam w przyjemnej i niesamowicie przyjacielskiej atmosferze. Zdążyłyśmy zapoznać się bliżej z Marnie, która okazała się być świetną dziewczyną. Bardzo cieszyła mnie ich relacja, ponieważ Aiden jak każdy zasługiwał na szczęśliwe zakończenie. Każde z nas je właśnie teraz miało.

Widząc szczęście moich bliskich czułam się jakby byłam właśnie w miejscu, na którym wszyscy powinniśmy już być. Przez te trzy dni przyglądałam się im i ich miłość oraz szczęście napawały mnie również moim własnym szczęściem. Choć ja swoje miałam tuż przy moim boku. Bo Christian stał się właśnie moim szczęściem, moją miłością i pragnęłam w odpowiednim momencie z nim stworzyć kochającą się rodzinę. Pragnęła być jego żoną, matką jego dzieci, przyjaciółką.

Pragnęła szczęścia, na które tak długo i ciężko musiałam pracować. Wiele wszyscy w życiach przeszliśmy, ale to jedynie nas umocniło i teraz możemy się cieszyć będąc w miejscu, w którym jesteśmy. Mamy kochające osoby przy sobie, mamy siebie przyjaciół, z którymi możemy być na dobre i na złe.

Aktualnie wracaliśmy z Christianem z mojego domu rodzinnego, skąd zabraliśmy Marvela i kierowaliśmy się do domu rodzinnego mojej mamy, ponieważ naprawdę bardzo dawno odwiedzałam babcie. Ciążyło mi to na sercu, a teraz, kiedy miałam przy sobie Christiana chciałam jej go przedstawić. Babcia Maddy zapewne będzie zachwycona, kiedy zobaczyć takiego przystojnego i wspaniałego młodzieńca.

Już oczami wyobraźni widzę tej błysk w jej oczach, kiedy tylko zniknę z jej pola widzenia to zapewne zaleje Christiana pytaniami odnośnie jego zamiarów względem mnie. Wspomniałam o tym Christianowi, ale stwierdziłam, że nie będę dla niego, aż tak łaskawa i nie rozrzucę wszystkich kart na ławę. Pozostawię sobie asa w rękawie, jakim będzie babcia Maddy i jej wykrywacz kłamstw w oczach.

Nie mogłam się doczekać, aż w końcu się zobaczę z nią i wujkiem Markiem. Oboje naprawdę dla mnie wiele znaczą, ale przez pracę i ciągle zamieszanie nie mam już tyle czasu, aby ich odwiedzać. Wiem, że to jest niedobre, ale babcia mi wybaczy. Poza tym ona doskonale rozumie, bo sama taka była. Jeżeli Williamsowie skupiają się na pracy to oddają się jej w stu procentach.

Dom rodzinny mamy wyłania się zza drzew, a ja wiercę się w fotelu nie mogąc się doczekać.

—Ale się wiercić. Zaraz mi w siedzeniu wywiercisz dziurę.

—Pieprz się.

—Z tobą absolutnie zawsze kochanie.

—Tylko nie mów tego przy babci, bo cię ze świecznikiem pogoni.

—Spokojnie każda pani z rodu Willamsów je mi z ręki. Mój urok w zasadzie działa na każdego.

—Radzę ci utemperować ten urok, jeżeli nie chcesz czegoś stracić.

—Kochanie pracujesz w kancelarii i rzucasz mi groźbami?

—Och zdecydowanie kochanie, będę mini rzucać zawsze więc radzę ci uważać. —odpowiada mu i posyłam mu buziaka w powietrzu, a następnie, kiedy samochód się zatrzymuję na podwórku wysiadam z niego prędko wypuszczając Marvela i biegnę do garażu, z którego wyłania się głowa wujka Marka.

—Moja mała dziewczynka! Co ty tutaj robisz? —nie odpowiadam mu, ponieważ wpadam w jego ramiona, a on zaskoczony moją siłą nieco zatacza się do tyłu. Po chwili z domu wyłania się nie kto inny jak babcia Maddy ubrana w letnią zwiewną białą sukienkę w różowe kwiatuszki. Na głowie ma uwiązaną różową chustę, a jej twarz zdobi szeroki uśmiech.

In the deep of light #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz